Wstrzymywałem się ostatnio od pisania, jako że praktycznie jedynym tematem rozmów i rozmyślań stała się pandemia i sprawy z nią związane, a wszystkie są raczej smutne. Zagrożenie rosło, a wraz z nim strach. I może nie siadłbym nad klawiaturą, gdyby obok koronawirusa nie rósł w siłę wirus korony, czyli władzy. I nie chodzi już nawet o niespójność nakazów: obywatelu z domu nie wychodź, jeśli Ci życie miłe – obywatelu wyjdź z domu i zagłosuj, nic Ci nie grozi. Władza sugeruje, że wirus z Wuhan dopadnie Cię, gdy dla zdrowia i samotnie pójdziesz na spacer albo powędkować. I nie tylko straszy, ale i srogo karze. Jednak w drodze do skrzynki pocztowej w urnę przekształconej, nic ci nie grozi, nawet gdy tłum się przy skrzynce zbierze. Czytaj więcej