I co mi pan zrobisz?

Obyś żył w ciekawych czasach – głosić ma starochińskie błogosławieństwo. Ale proszę nikomu tego nie życzyć. I nie dla tego, że nie jest ono chińskie, a podobno angielskiego polityka Chamberlaina z roku 1898. Spór o autorstwo trwa, ale o znaczenie „ciekawych czasów” już nie. Z pozoru błogosławieństwo jest bowiem w rzeczywistości przekleństwem. I chociaż pasuje do obecnej sytuacji w Polsce, w której znaczenie szeregu pojęć udało się obecnej władzy odwrócić, to jednak chyba większość z nas wolałaby żyć w spokojniejszych czasach. Bez ciągłych sporów, fruwających epitetów i niepewności jutra.

Pierwsze lata obecnego wieku zdawały się oznaczać schyłek kabaretu i satyry politycznej. „Ciepła woda” w kranach mogłaby uchodzić za symbol stabilizacji. Pod pozornym spokojem tliło jednak zarzewie kłopotów. Władza nie zauważała rosnących dysproporcji w korzystaniu z dóbr i jakości życia. W efekcie do głosu doszedł populizm i autorytaryzm. I odżyła satyra, której bogatego materiału zaczęła dostarczać sama władza. Znacznie bogatszego nawet niż za czasów PRL, chociaż w treści niesłychanie podobnego.

Nowa władza natychmiast sięgnęła po sprawdzone metody systemów autorytarnych: przejęła na swój użytek media publiczne, opanowała organy ścigania i sięgnęła po sądownictwo. W systemie demokratycznym wymienność władzy jest rzeczą naturalną, wpisaną w system i powodującą, że błędy jednej ekipy naprawia druga, opozycyjna. O tym kto sprawuje władzę decydują wyborcy. W wyborach, nad przebiegiem których czuwają niezależne od władzy i opozycji  organy. W dzisiejszych czasach dyktatury przybierają szaty demokracji. Tworzą korzystny dla nich system, zachowujący formę, ale zżarty uprzywilejowaniem władzy. Funkcjonuje on znakomicie tak w Rosji jak i na Węgrzech.

W Polsce dwie kadencje Zjednoczonej Prawicy to permanentne działania zmierzające do wyeliminowania opozycji i zapewnienia sobie nie tyle kolejnej, co kolejnych, kadencji.  I do tego zmierza, mimo coraz słabszych sondaży. Pomijając oddziaływanie rządowych mediów i wykorzystywania budżetu państwa do wspierania partii, obsadzenie „swoimi” Państwowej Komisji Wyborczej i Sądu Najwyższego pan prezes sięgnął w roku wyborczym po zmiany w samym systemie wyborczym. Zmniejszył na terenie wiejskim (tam wygrywa PiS) wielkości obwodów głosowania, sytuując lokale bliżej plebanii; uruchomił na wsi dowozy ludzi w podeszłym wieku (to główny elektorat PiS); zmieniając procedurę liczenia kart pozbawił głosu setek tysięcy Polaków za granicą (głosują w większości na opozycję). W systemach demokratycznych jakiekolwiek zmiany w samym akcie wyborczym nie dokonuje się pod nadchodzące wybory, ale pod następne. Czy zatem mamy już taki system w Polsce?

 Bezczelność dyktowana strachem przed przegraną spowodowała, że Nowogrodzka nie dopuszcza do zmiany liczby mandatów w poszczególnych okręgach. Powód: w okręgach popierających PiS liczba wyborców systematycznie maleje. Dostosowanie liczby mandatów proporcjonalnie (w miarę) do liczby wyborców oznaczałoby stratę Zjednoczonej P. Brak takiej nowelizacji jest naruszeniem Konstytucji, ale jej strażnik, prezydent ma ważniejszy problem wyborczy. Kaczyński, który wie, że w bezpośredniej debacie ze swym największym wrogiem, czyli Tuskiem, nie ma szans, postanowił „załatwić” go speckomisją do spraw wpływów Moskwy na nasze rządy. Komisja będzie miała za zadanie rolować byłego szefa Rady Europy aż do wyborów. A rządowa telewizja i radio ma „winę Tuska” upowszechniać jeszcze mocniej. PiS liczy na podpis Prezydenta pod łamiącą Konstytucję ustawą. Ciekawe co zrobi, bo podpis może dla niego oznaczać ostatecznie pożegnanie się z jakimkolwiek stanowiskiem w strukturach demokratycznego świata.

 Tymczasem posłowie Zjednoczonej P. ruszyli w lud rozdając tekturowe czeki z milionowymi „darami”. Czeki są duże, liczby też. Z tyłu, małymi już literami i bez okazywania ludowi, informacja rzetelniejsza. Otóż w potężnych sumach z przodu kryją się spore udziały „obdarowywanych” samorządów, które akurat kasy nie mają, bo PiS walcząc z europejskim prawem i Unią zablokował unijną kasę dla samorządów, a jednocześnie Polskim Ładem okroił dla nich wpływy z podatków. Jak się nic nie zmieni to zostanie tylko tektura.

Tymczasem sukcesy trzeba pokazać dokonane. Nie tylko słowem. Premier Morawiecki otworzył więc z pompą most na Dunajcu w Tylmanowej. Do przecięcia wstęgi wstrzymać trzeba było ruch samochodów, które korzystają z tego mostu już od pół roku. Premier zapatrzył się widocznie na Macierewicza, który w 2020 roku wmurował akt erekcyjny w już wybudowany i oszklony budynek posterunku Policji w Rozprzy. A może na premier Szydło, która latem 2017 roku także z uroczystą oprawą otwierała funkcjonujące od 2016 roku wielofunkcyjne boisko. Nie sięgałbym wstecz, ale wszak politycy Zjednoczonej P. sięgają czasów znacznie wcześniejszych.

W Radomsku  posłanka Milczanowska przecięła wstęgę czynnej od tygodnia…. kasy biletowej. Sukces. Posłanka może służyć za przykład dbałości o swych wyborców. Nie mieli kasy, chcieli – mają. Dotychczas musieli kupować bilety u konduktora. Fakt, bez dodatkowych opłat. Teraz muszą pamiętać, by zdążyć bilet kupić w kasie, bo w pociągu to już będzie karny.  W ciągu pierwszego tygodnia „udało się” – informuje lokalny portal – sprzedać prawie 500 biletów, czyli średnio 65 dziennie, 6 na godzinę. Miasto do sukcesu dopłaci 78 tysięcy złotych rocznie.

PiS buduje państwo na przekupstwie. Ale z wyrachowaniem. Kasa idzie tam, gdzie może dać wyborcze profity. Nasza kasa, bo rząd nie ma swoich pieniędzy, a partie dostają dotacje z budżetu. I chociaż PiS zbiera haracz z posadzonych na stołkach zwolenników, to zmienia tylko styl pasożytnictwa na wspólnym majątku. Buńczuczny Czarnek twierdzi otwarcie, że będzie dawał subwencje i dotacje tylko temu kto mu się podoba. Bo właśnie zajął się zmianą historii Polski, która ma odpowiadać partyjnej narracji. Coś co już było i wydawało się, że już nie wróci, właśnie się dokonuje. W innej barwie i pod innymi sztandarami, ale z podobnie fałszywym przekazem.

Willa+ to egzemplifikacja wsparcia własnego zaplecza partyjnego i zabezpieczanie się na ewentualną przegraną. Po 10 tysięcy złotych na wiejskie zabawy dla wybranych OSP i Kół Gospodyń Wiejskich to przekupstwo w czystej formie.

Tu tekturowe czeki, tam kasa na willę, ówdzie na zabawę. Władza gra rolę dobrego wujka chociaż bardziej przypomina szatniarza z „Misia” Barei, który wręcza cudzy płaszcz, bo „co mi pan zrobi”.

Satyrycy znowu mają pole do popisu. Ale kpina i śmiech nie wystarczą do tego, by odzyskać swój płaszcz.

Włodzimierz Brodiuk

Gdzie każdy czuje się dobrze….

„Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się bo przestają się bawić”  – uważał Mark Twain, a nasz Józef Kraszewski wtórował: „starzeje ten tylko, kto sobie zestarzeć dozwala”. W myśl tej zasady ostródzianin Edward Polanowski postanowił pobiegać maratony po przejściu na emeryturę. Podobna przyświecała prof. Pierre Vellase, który w 1973 roku doprowadził do powstania pierwszego na świecie Uniwersytetu Trzeciego Wieku. W dwa lata później pomógł prof. Halinie Szwarc w utworzeniu UTW w Warszawie. Dziś tego typu placówki działają na całym świecie. W Polsce jest ich blisko 400 i skupiają  około 90 tysięcy studentów.

Studenci UTW nie tylko zdobywają wiedzę, ale także rozwijają swoje zainteresowania kulturalne i sportowe. Ożywiają życie miejscowych społeczności. Ostródzki Uniwersytet obchodził niedawno 15-lecie działalności. Powołany zostało w ramach struktur Centrum Kształcenia Ustawicznego, a jego inicjatorami byli Anna Widuto – szefowa CKU i Edward Polanowski, który został pierwszym prezesem.  Grupka entuzjastek – panowie wybaczą, ale większość animatorów i studentów to kobiety – współpracując ze szkołami i placówkami kultury potrafiła dość szybko rozwinąć działalność, mimo lokalowych problemów.

We wrześniu 2012 oddaliśmy do użytku, przejęty przez Starostwo Ostródzkie i zrewitalizowany na potrzeby  organizacji pozarządowych budynek w byłych Białych Koszarach. Porozrzucane po mieście i mieszczące się najczęściej „kątem” stowarzyszenia i organizacje otrzymały godne ich warunki funkcjonowania. W obiekcie byłych stajni pruskich i magazynów czołgów znalazło się około 50 lokali biurowych i kilka sal z wyposażeniem audio-wizualnym.

Wówczas to, na  przełomie 2012/2013 roku odwiedziły mnie w Starostwie ówczesna prezeska UTW Elżbieta Dziergacz i jej zastępczyni Janina Brzuzy. Oświadczyły, że Uniwersytet „dorósł” już do samodzielności, czyli do wyjścia spod parasola CKU i powołania samodzielnego stowarzyszenia. I tak się stało. 5 marca 2013 roku odbyło się walne zebranie członków Stowarzyszenia UTW w Ostródzie.  14 marca 2014 roku zostało zarejestrowane  w Krajowym Rejestrze Sądowym.  Formalnościom stało się zadość, ale współpraca pozostała.

Przez te kilkanaście lat stowarzyszenie ugruntowało swoją pozycję nie tylko w Ostródzie, gdzie jej przedstawiciele czynnie biorą udział w życiu miasta, przede wszystkim kulturalnym, a grupy artystyczne takie jak chór „Złota Jesień”, teatralna „Alle Bóda” czy zespół wokalny ”Lilianki” znane są z występów w całym województwie.

Na zajęcia UTW w Ostródzie uczęszcza około 270 osób. Wykłady prowadzą nauczyciele  – wolontariusze.  Dużą popularnością cieszą się wśród studentów wszystkie, a w szczególności   z historii Warmii i Mazur prowadzone przez Tadeusza Petera, zajęcia o przyrodzie – Lucyny Gleby,  gimnastyka pod okiem instruktorek Bożeny Szewczyk, Teresy Okuniewskiej i Krystyny Krolczuk oraz „nordic walking” Janiny Brzuzy.

25 kwietnia w Sali Reprezentacyjnej Centrum Użyteczności Publicznej odbyła się oficjalna uroczystość 15-lecia Uniwersytetu III Wieku, którą prowadziły jak zawsze niezawodne, wieloletnie wiceprezeski Teresa Stasiulewicz oraz Janina Brzuzy.  Nie brakowało podziękowań władz lokalnych, z innych uniwersytetów i od przyjaciół.  Część artystyczną rozpoczął chór uniwersytecki pod batutą Jolanty Stachyry – powstał w październiku 2010 roku, a do ubiegłego prowadziła go Irena Sitarz – a zakończył krótki  koncert zespołu „Lilianki pod kierownictwem Lilianny Bejny.  Oba występy przedzielił spektakl grupy teatralnej „Alle bóda”.

Założycielem „Alle Bódy” jest Janina Brzuzy. Inspiruje, reżyseruje, gra. W prezentowanym spektaklu, obok samej reżyserki, zaprezentowały się Jadwiga Sokołowska, Mirosława Hacuś, Mirosława Zajko, Janina Graf. Paniom dorównywali panowie  Piotr Kowalonek i Józef Gleba. Zespół uzupełniają Daniela Staszkiewicz i Barbara Pisarczyk. Brawo. Za spektakl, za uśmiech, za pokazanie, że po prostu można.

Entuzjastyczne, to nie przesada, brawa towarzyszyły także dzień później koncertowi „Lilianek”  w sali reprezentacyjnej Zamku. Koncertowi, niestety, pożegnalnemu. A może jednak nie – wielu z nas wyrażało taką nadzieję. Zabawa była przednia, publiczność w niektórych piosenkach towarzyszyła  artystom, a koncert poprowadziła  – jak zwykle z klasą – Anna Zapaśnik – Baron, wiążąc występy barwnym kwiecistym słowem.

„Lilianki” powstały w listopadzie 2010 roku z inicjatywy duetu pań Liliany Bejny i Elżbiety Dziergacz. „Lilianki” Liliany ujawniły talenty. Kilka lat temu, zaskoczony, ujrzałem w zespole mego kolegę z podstawówki – Andrzeja Zwierzyńskiego. Wydawało mi się, że wówczas bardziej interesował się zajęciami wuef-u Jerzego Misztala niż lekcjami muzyki Michała Kiszko. A jednak! Słuchałem go z przyjemnością. Podobnie jak małżeństwa Grażyny i Wiktora Urbanowicz, Mirosławy Hacuś, Jadwigi Sokołowskiej, Danuty Karłowicz, Cecylii Jastalskiej i Ewy Śliwki. Czapki z głów! Ukłony dla pani Liliany.

 „Tu każdy czuje się dobrze” – mówi obecna prezes ostródzkiego Uniwersyteu Grażyna Harasim. I gdy przyglądam się atmosferze tych jubileuszowych spotkań, to widzę, że pani Grażyna po prostu stwierdza fakt. Bo o to chodzi. W Polsce ponad 20 proc. obywateli to ludzie w wieku emerytalnym. Jesteśmy, również statystycznie, coraz starsi. I – często – osamotnieni. Idea uniwersytetów III wieku to próba wyrwania z tej samotności, także samotności we dwoje, pokazania, że wcale tacy starzy nie jesteśmy. Że potrafimy… I bardzo dobrze, że w Ostródzie znaleźli się ludzie, którzy potrafili i potrafią ożywić czas emerytury. Także w innych stowarzyszeniach.

Smuci tylko, tradycyjnie już, zdawkowe traktowanie społeczników przez władze. Ich przedstawiciele dziękują, gratulują, wręczają kwiaty i listy pochwalne. Prezentują się do zdjęć. „Odbębniają” powinność i wychodzą. Prezentacja dorobku już ich nie interesuje. O ile w ogóle przychodzą. Na pożegnalnym koncercie „Lilianek” żegnający się ze sceną artyści-amatorzy czekali na  ostródzkich włodarzy opóźniając rozpoczęcie występów. Nie doczekali się.  Nikt nie przybył!

 Studentom trzeciego wieku życzę długiego studiowania na uniwersytecie, gdzie każdy czuje się dobrze!

Włodzimierz Brodiuk