Liczy się tylko władza

Dwie kobiety. Obie młode, ładne, aktywne. Obie pragną zaistnieć i zaistniały. Każda inaczej. Obie są  dziś na pierwszych stronach. Dziś, bo jutro mogą zniknąć z przestrzeni publicznej, tak jak się pojawiły. Ale dziś są, bo jest sensacja, bo politycy podkręcają temat dla swoich politycznych celów. Mnożą się mity, półprawdy, kłamstwa i hejty ukrywające smutną rzeczywistość: jeszcze jeden przejaw upadku państwa.

Najpierw więc o państwie. Trochę banałów, oczywistości, które u nas nie są wcale oczywiste. W mechanizmie funkcjonowania każdego państwa, zwłaszcza mieniącego się demokratycznym, niezwykle istotne są prawo oraz urzędnicy, którzy nad realizacją tego prawa czuwają. I mowa nie tylko o policji, prokuraturze i sądach. Także o administracji różnych szczebli. Przy czym trzy pierwsze urzędnicze funkcje powinny być od zmieniającej się władzy politycznej bezwzględnie niezależne. Bo tylko wówczas mogą pilnować przestrzegania prawa także przez polityków.

Istotna jest moralność klasy politycznej. Można się tu uśmiechnąć, ale faktem historycznym jest, że za upadkiem Rzeczypospolitej Obojga Narodów stała degradacja zasad klasy panującej, a także korupcja, prywata i kontrreformacja. Zmieniły się czasy, ale podobieństwo narzuca się same. Mamy u władzy partię, która stara się stać ponad prawem, eliminuje Konstytucję ustawami pod własne potrzeby, przekupuje elektorat, podporządkowała sobie prawie wszystkie dziedziny życia i represjonuje oponentów.

Nie bez znaczenia jest także poczucie odpowiedzialności za państwo samych obywateli. W Rzeczypospolitej Wazów to sejmiki szlacheckie mogły zmienić państwo, ale stały się klientelą magnaterii, która dyrygowała też liberum veto. A dziś? W Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech  złapany na kłamstwie polityk podaje się do dymisji, u nas …. nadal kłamie i awansuje. Bo żyjemy w rozlazłym państwie budowanym na zasiłkach, czyli przekupywaniu, i nienawiści.

Wróćmy do obu kobiet. Marika to studentka Politechniki Poznańskiej z Gniezna. Bystre oczy, miły uśmiech. Trudno podejrzewać, że jest zdolna do agresji i nienawiści. A jednak. Trzy lata temu z czterema kolegami pojechała do Poznania, gdzie odbywała się legalna manifestacja osób LGBT+. Dopadli dziewczynę z tęczową torebką, próbowali ją wyrwać i zniszczyć, co sami przyznali w czasie procesu. Zwyzywali ją też od „szmat” i „lesb”. Ofiara napadu został poturbowana, doznała obrażeń. Dwoje sprawców zatrzymano i skazano. Nie mieli szczęścia. Na wniosek Ziobry zaostrzone przepisy karne nakazywały za rozbój o charakterze chuligańskim skazywać na co najmniej 3 lata. Prokurator tyle zażądał i sąd się do tego przychylił. Nie miał wyjścia. Marika przyjęła wyrok z uśmiechem. Nie wydała współsprawców napadu, a to mogło stanowić podstawę do złagodzenia kary. Nie odwoływała się. W swoim środowisku stała się „bohaterką”, bo „zachowała się jak trzeba”. Znaczy nie „kapowała”?

Po roku ministra Ziobro „obudziło” Ordo Iuris określając wyrok jako niewspółmierny do czynu. Co ciekawe, gdy tenże Ziobro wnosił o zaostrzenie ustawy za takie czyny, prawica nie protestowała. Sama Marika wystąpiła teraz do prezydenta o ułaskawienie wyrażając skruchę. Minister zareagował natychmiast, urlopując ją z odbywania kary. Jednocześnie zaatakował sąd za „błędną kwalifikację czynu”. Do szturmu na sędzię ruszyli natychmiast inni politycy Suwerennej Polski. Do nagonki  włączyła się też Krajowa Rada Sądownictwa.

Argumentem na to szczucie – dziś sędzia otrzymuje już groźby nastawania na jej życie – był fakt, że ofiarą była „tęczowa” osoba. Otóż, zdaniem obrońców napastników, Marika wcale nie napadła. Minister grzmiał: „ofiarą rozboju padła Marika, którą okradziono z wolności”. Bo Marika tak w ogóle to tylko „wyrażała poglądy” i za to „z przyczyn politycznych, ideologicznych” została pozbawiona wolności. Bo , uzupełniało Ordo Iuris, okazała „sprzeciw wobec promowania skrajnie lewicowych ideologii”. Co ciekawe, nikt nie broni, ba, nie wspomina nawet o drugim skazanym, o Michale O.  Dlaczego?

Wizerunek Michała O. się do kampanii politycznej nie nadaje. Odwołał się od wyroku, ale sąd okręgowy utrzymał go w mocy. Nie ukrywa swoich neofaszystowskich poglądów. W internecie prezentuje się w SS-mańskiej czapce na tle swastyki. Wraz z Mariką fotografuje się w czapkach z krzyżem celtyckim. Oboje należą do faszyzującego Frontu Oczyszczenia Narodu, który stawia za cel „oczyszczenie Polski z wszelkich skaz, brudów i wrogów narodu polskiego”.

Taką „skazą narodu” jest według prawicowych hejterów Joanna. Wywala się właśnie na nią fala brudów i plwocin, nie tylko na portalach społecznościowych. Starają się niszczyć kobietę także „publiczne” i prawicowe media. Tylko z jednego powodu: ośmieliła się ujawnić stosowane według niej represje za wywołanie poronienia. Nagłośniła efekt, wstydliwy nie tylko dla ofiar, ale i władzy,  polityki zniewalania kobiet przez państwo PiS. I bezsilność zniewalanych. Także bezsilność lekarzy, do których gabinetów policja może wtargnąć bez żadnego nakazu i odsunąć od udzielania pomocy medycznej.

Policjanci przyjechali podobno ratować Joannę przed rzekomą próbą samobójczą. Dlatego przewieźli ją, cały czas bez jej zgody, do szpitala ze spolegliwym personelem, kazali jej się rozebrać i podskakiwać w kucki. Dlatego usilnie szukali źródła środków poronnych, dowodów na pomocnictwo osób trzecich.  I przesłuchiwali ją niczym groźną przestępczynię.

Kim jest drugi dziś, obok Tuska, wróg władzy?  Na Instagramie przedstawia się jako artystka i performerka, poruszająca zagadnienia związane ze sztuką, kobiecością i feminizmem. Okazuje się, że na scenie występuje jako draq king pod pseudonimem Johnny D’Arc. Na jej profilu znajdujemy liczne kontrowersyjne zdjęcia, na których stylizowana jest m.in. na Matkę Boską czy kobietę rodzącą urnę. Nie brakuje odniesień do polityki, praw kobiet i aborcji. Przez swą działalność artystyczną, dla wielu niezrozumiałą, staje się łatwym celem ataków.

Dwie kobiety. O różnych przejawach aktywności. Jedna – jak stwierdził sąd – „kategoryzuje ludzi według orientacji seksualnej, rasy, narodowości i według tych kryteriów ich ocenia„. Reprezentuje więc poglądy ksenofobiczne, rasistowskie, zbliżone do faszyzmu. Druga reprezentuje cechy, postawę i poglądy, które ta pierwsza zwalcza. Do tego agresywnie. Wspólne mają jedne doświadczenie: obie są tak samo wykorzystywane.

W jakim państwie minister sprawiedliwości broni przestępcę, który się do przestępstwa przyznał i został skazany zgodnie z wolą tegoż ministra, który doprowadził do rygorystycznego zaostrzenia kar i pozbawił sąd możliwości złagodzenia wyroku? W jakim państwie minister sprawiedliwości atakuje sędziego za stosowanie prawa, które sam przeforsował? Ano w takim, w którym władza polityczna uzurpuje sobie ręczne kierowanie sądami, interpretację prawa i boi się utraty tej władzy, a społeczeństwo ma za „ciemny lud co wszystko kupi”. Marika jest tylko narzędziem do kokietowania skrajnej prawicy. Tak jak zohydzana przez tę władzę Joanna do utwardzania własnego elektoratu.

Joanna mówi o tym, że czuła się podczas interwencji policji przedmiotem, a nie podmiotem. Nie była ważna. Marika też jest tylko ważna jako przedmiot manipulacji władzy, dla której liczy się tylko władza.

Włodzimierz Brodiuk

Strach, którego nie ma…

To będą najważniejsze wybory od 1989 roku. Tak jak tamte zadecydują o przyszłości naszego kraju na długie lata. Będą to wybory między strachem i nadzieją, między nienawiścią i wolnością, między autorytaryzmem i demokracją, między przeszłością i przyszłością. Kaczyński nie powiedział, wbrew różnym fejkom, że raz oddanej władzy nie odda. On tylko chwyta się wszystkiego, by jej nie oddać. Zachowując pozory demokracji, naginając prawo i obyczaj. Jak w przypadku planowanego w dniu wyborów referendum.

Kto jest przeciwko referendum ten jest przeciw ludziom, zabrania obywatelom skorzystania z najwyższej formy demokracji i zadecydowania o ważnej, istotnej dla narodu sprawy – powtarzają zgodnie z instrukcją wszyscy politycy Zjednoczonej Prawicy.   I nikt temu nie neguje. Warto tylko odpowiedzieć sobie na pytanie co dla Polaków jest dziś sprawą najważniejszą. Ze wszystkich badań i sondaży wynika, że najważniejsze dla Polaków sprawy to inflacja i drożyzna, ochrona zdrowia i edukacja. Okazuje się jednak, że dla rządzących „najważniejsza” jest „utrata suwerenności” związana z narzuceniem nam przez Unię Europejską relokacji imigrantów. Stoi to w całkowitej sprzeczności z odczuciami i oczekiwaniami społeczeństwa.

Oto na przykład badania Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie pokazały, że boimy się najbardziej (poza inflacją i biedą) akurat niszczenia państwa przez obóz rządzący (56 proc.) i wzmożenia działań antydemokratycznych przez ludzi sprawujących władzę (52 proc.), a najmniej pozbawienia suwerenności Polski przez UE (22 proc.). I nawet kampania strachu przed imigrantami prowadzona przez PiS i partyjne media podniosła te obawy tylko do poziomu 40 proc. 

Z kolei sondaż OKO.press badający poziom lęku wobec migrantów obecnych już w Polsce wykazał, że tylko 16 proc. ankietowanych wyraża strach lub złość, a aż 29 proc. – akceptację lub zadowolenie.  Przy czym strach wyraża 27 proc. wyborców PiS i tylko 6 proc. pozostałych. Ukazuje to rolę i wpływ propagandy propisowskich mediów, w tym zwłaszcza TVP.

Te badania nie mają jednak żadnego znaczenia. Na Nowogrodzkiej postanowiono: referendum odbędzie się razem z wyborami. I ma przynieść taki sam sukces jak kampania antyimigracyjna w wyborach 2019 roku. Czy przyniesie? Nie wiadomo. Bo nawet do wyznawców tej partii docierają informacje, że podnosząc wrzawę z powodu 1700 przymusowych imigrantów, jednocześnie ci sami rządzący sprowadzają co roku liczoną w dziesiątki tysięcy rzeszę imigrantów do pracy. W tym tych, z krajów muzułmańskich, którzy podobno przywożą choroby i masowo gwałcą. Podobno, bo chociaż z roku na rok jest ich coraz więcej, to ani o epidemiach z ich powodu nie słychać, ani o gwałtach.

– Ale mogą! – słyszę od znajomego. – Popatrz na Paryż: podpalają i niszczą! Chcesz mieć Paryż! Bo jak dziś zgodzimy się na te dwa tysiące, to jutro będą ich setki tysięcy! A ponadto nikt nam niczego narzucać nie będzie. Zwłaszcza Niemcy.

Sporo zwolenników PiS, a także Konfederacji, uważa, że to Niemcy dyktują co ma robić Unia. Bzdura i to temat na oddzielną opowieść. O kształcie i zasadach funkcjonowania Unii, w której Premier Polski ma większe znaczenie niż wszyscy europosłowie PO i PSL z Tuskiem na dodatek. To on (wcześniej też jego poprzednicy) w imieniu naszego państwa podpisał zobowiązania, których dziś nie chce nasza władza dotrzymywać. Wróćmy jednak do argumentacji zafiksowanej w partyjnym „przekazie dnia”: imigranci podpalają Paryż.

Fakt. Większość z 4 tysięcy zatrzymanych przez policję nie ma białej skóry. Ale ponad 90 proc. z nich – podaje francuska policja – to Francuzi, a pozostali to głównie imigranci. I tu trzeba wyjaśnić, że we Francji imigrantem jest każda osoba, która nie urodziła się we Francji, nawet gdy ma obywatelstwo francuskie. Także Polak czy Portugalczyk, których jest nad Sekwaną dość sporo. Wśród zatrzymanych nie odnotowano imigrantów, określanych przez PiS mianem „nielegalnych”, czyli uciekinierów ze strefy wojny i głodu. Bo dziś PiS za „nielegałów” uważa właśnie tych nieszczęśników.

Co ciekawe, po przekroczeniu granicy Unii, „nielegalni” internowani są w obozach, gdzie służby szczegółowo ich sprawdzają. Znacznie dokładniej niż urzędnicy wydający migrantom zarobkowym z Azji i Ameryki zgodę na pracę. Co ciekawe, jak opisują to dziennikarze, często nie zjawiają się oni nawet w ambasadach po wizy, a do tego opłacają się pośrednikom. W Polsce zaś, nie znając polskiego i swych praw, kursują między pracą i łóżkiem, żyją w swoistych gettach. Zresztą właśnie na potrzeby koncernu Obajtka wybudowano dla nich pod Płockiem ogrodzony drutem obóz pracy. Dla 13 tysięcy osób. Z klitkami po dwa piętrowe łóżka i wspólnymi sanitariatami.

Pierwsi imigranci zaczęli w większej liczbie trafiać do Francji jużw  XIX wieku. Po II wojnie światowej padło imperium kolonialne, a rozwijająca się gospodarka łykała tysiące imigrantów z byłych kolonii. Mężczyzn. Po nich zjeżdżały rodziny. A państwo zapomniało o stwarzaniu warunków do asymilacji przybyszów.  Efektem etniczne osiedla, napięcia społeczne i wybuchy zamieszek w sytuacjach kryzysowych.

Dziś nasza gospodarka bez imigrantów nie ma szans na rozwój. Uchodźcy z Ukrainy nie zatykają nawet ubytku związanego z powrotem swych rodaków do obrony kraju. Tym bardziej, że znakomita ich część tylko przejeżdża przez nasz kraj. Głównie do Niemiec, gdzie jest ich już więcej niż u nas. Nic więc dziwnego, że sprowadza się tanią siłę roboczą z innych krajów. Przy czym idziemy śladem Francji, na żywioł, a nawet wzorem państw arabskich, pozwalając na budowanie obozów pracy. Pozwalając na współczesne niewolnictwo.

Dlaczego nie można na rynku pracy wykorzystać uciekinierów? Być może przeszkodą jest konieczność zaangażowania się państwa. Intelektualny wysiłek, na który nie stać, albo jest  zbyteczny. A przecież mamy wiedzę i doświadczenie. Przyjęliśmy 90 tysięcy uciekinierów z Czeczenii, mahometan. Nie przeżyliśmy z tego tytułu żadnych wstrząsów.

Czy 1700 uciekinierów stanowi jakiś problem, skoro tylko w 2022 roku wydano prawie 136 tysięcy pozwoleń na pracę dla osób z krajów muzułmańskich, a wg Straży Granicznej do Polski wjechało stamtąd 183 564 osoby.  Urząd ds. Cudzoziemców podaje, że w tymże roku pozwolenie na pobyt do 3 lat dostało prawie 19 tysięcy osób, a ZUS (w marcu 2023 roku) potwierdza legalne zatrudnienie 45,5 tysiąca obywateli tych krajów. Ilu jest nielegalnych?  Na pewno znacznie więcej.

Porównanie chociażby tych danych, okraszone obozem w  gminie Biała koło Płocka, z liczbą potencjalnie „relokowanych”, dobitnie wskazuje na hipokryzję PiS, które z jednej strony pozwala na sprowadzanie dziesiątek tysięcy tzw. „legalnych” imigrantów, a z drugiej strony broni się przed dwoma tysiącami uciekinierów, których nazywa „nielegalnymi”. I czyni to wzbudzając kłamstwami strach i obawy, tylko i wyłącznie, by wygrać wybory. Ale to nie koniec hipokryzji i manipulacji.

Otóż już w 2020 roku wszystkie państwa UE, w tym Polska, zgodziły się na opracowanie przez Komisję Europejską wspólnego działania na rzecz powstrzymania napływającej do Unii fali imigrantów i solidarnego rozładowania problemu. Dziś rząd Polski wyłamuje się z tych ustaleń, zgłasza kolejne veto, a na użytek wewnętrzny krzyczy, że Unia chce nas zmusić, narzucić i pozbawić suwerenności. Tymczasem rząd Czech, będący w tej samej sytuacji, z uchodźcami z Ukrainy, już wyjaśnił problem. Nie będzie nie tylko przyjmował imigrantów z południa Europy, ale otrzyma też wsparcie. Można? Można! O ile nie boi się przegrać wyborów.

Warto wreszcie zauważyć, że PiS gra w niebezpieczną grę. Unia Europejska nie jest Rzeczpospolitą czasu Wazów, kiedy magnaci rozgrywali liberum veto dla własnych interesów kosztem Ojczyzny. Podpisaliśmy traktaty, zobowiązania i trzeba się z nich wywiązywać. Albo wystąpić z Unii. Nie można zjeść ciastko i go mieć. Nas rząd i partia oszukują, że możemy. I tak idziemy śladem Brytyjczyków, którzy już wiedzą, że dali się politykom oszukać.
My mamy jeszcze szanse się nie dać.


Włodzimierz Brodiuk