Kilka powodów na NIE

Pytają mnie znajomi na kogo zagłosować. Odpowiadam, że każdy musi tę decyzję rozważyć sam. I przed takim dylematem stoi ponad połowa obywateli, czyli ci co w ogóle nie poszli do wyborów i głosujący na Hołownię, Bosaka, Biedronia oraz sześciu pozostałych kandydatów. Głosowałem na Hołownię i też przed takim wyborem stoję. Bo w wyborach uczestniczyć trzeba. To jedyna nasza realna możliwość decydowania o Ojczyźnie. I znam też swoje kryteria wyboru.

Za najważniejsze kryterium uważam ocenę kandydata jako człowieka. Jego zachowanie, postawa, bezinteresowność w działaniu.  Partia, której legitymacje nosi – nie ważna. Dlatego w wyborach do Senatu głosowałem na Bogusławę Orzechowską. Bo po prostu jest ludziom życzliwa, pomocna i bezinteresowna. W wyborach do Sejmu postawiłem na Lewicę, bo jej brak w Parlamencie pozbawiał głosu sporą część społeczeństwa. I wreszcie spośród kandydatów na Prezydenta RP najbardziej spodobał mi się Hołownia, otwarty na ludzi, bez szufladkowania ich opinii i światopoglądu, bez dzielenia. Dla niego wszyscy jesteśmy „NASI”. Ważny jest człowiek, przyszłość i wspólnota. Fakt, wszyscy o takich priorytetach mówią. Tylko czy je rozwijają w jakikolwiek plan? I czy po zdawkowych hasłach nie zaczynają w następnym zdaniu głosić całkiem odmiennych poglądów?

Już pisałem o tym, że słowa polityków nazbyt często różnią się od ich słownikowego znaczenia. Prawda często kłamstwo oznacza, a postęp – wstecznictwo. Słowa o pokoju bywają wypowiedzeniem wojny, a pojęcie miłości bliźniego zbyt często jest barwą nienawiści znaczone i oznacza faktyczne wykluczanie ze społeczności „bliźnich”.

Pierwsza tura głosowania to wybór pozytywny. Stawiam na tego, który najbardziej moim poglądom i chęciom jest bliski. Druga tura to pozytywne głosowanie zwolenników i negatywne pozostałych. Ci ostatni stoją przed wyborem, który z kandydatów bardziej mi nie odpowiada. Łatwiej ocenić Andrzeja Dudę. Pięć lat urzędowania to wystarczający okres. Trudno przypuszczać, by nagle zmienił swe  postępowanie. Rafał Trzaskowski to nadal „tabula rasa”. Jako prezydent Warszawy ma na koncie sukcesy i wpadki, nie zawsze swego autorstwa  zresztą. Na awarię oczyszczalni ścieków i ich zrzut do Wisły na pewno nie miał żadnego wpływu. A wszystkie obawy przed jego wyborem to dziś wyborcza sieczka. Podobnie jak gloryfikacje.

Największy zarzut stawiany dr prawa Andrzejowi Dudzie to uczestniczenie w niszczeniu demokracji, pojmowanej jako trójpodział niezależnej od siebie władzy – ustawodawczej (parlament), wykonawczej (rząd) i sądowniczej.  Zasada, że żadna z tych władz nie może dominować nad drugą, zapisana została w pierwszej na świecie Konstytucji Stanów Zjednoczonych i drugiej na świecie a pierwszej w Europie Konstytucji 3 Maja. Także w obecnie obowiązującej Konstytucji RP.  Ale w naszej rzeczywistości po podpisaniu przez A. Dudę szeregu ustaw trójpodział władzy już nie istnieje. Władzę skupia w jednym ręku jedna partia, a właściwie jej przywódca, bo partia jest typowo wodzowska.

Andrzej Duda twierdzi, że jego uległość partyjna to wroga propaganda, bo zawetował więcej ustaw niż jego poprzednik. Tak, tylko że z tych 9 zawetowanych ustaw 4 podjął Sejm zdominowany przez PO, a zawartość jednej (zaostrzenie Kodeksu Karnego) została zaaprobowana przez niego w tzw. ustawie 4.0.

Spolegliwość wobec władz swej partii nie daje gwarancji powstrzymania zapędów do całkowitego podporządkowania tej partii wszystkich struktur państwa, ograniczenia roli i funkcji samorządów, zmarginalizowania innych partii, zwłaszcza Konfederacji – zagrożenia z prawej strony sceny politycznej, a także dalszego ograniczania praw i wolności obywateli.

Kampania wykazała, że kandydat Duda będzie wspierał wszystkie działania partii i łatwo pogodzi się ze sprowadzeniem funkcji prezydenta do bezkrytycznego podpisywania ustaw i wspierania Nowogrodzkiej. Pogodzi się także z podobnym lekceważeniem jak przy odwoływaniu Kurskiego. Cała kampania sprowadza się do dzielenia narodu. Zagrożeniem są małżeństwa homoseksualistów (chociaż to niemożliwe – bo wymaga zmiany Konstytucji), seksualizacja dzieci (czyli rzekome namawianie dzieci do seksu, chociaż chodzi tylko o uświadomienie zagrożeń w związku z dojrzewaniem). Pomóc ma też rozdawnictwo pieniędzy. Sam kandydat obiecuje na przykład podwojenie emerytur w sytuacji, gdy ZUS jest na minusie rzędu 200 miliardów złotych. Pan premier z kolei jeździ po gminach i na wiecach wyborczych rozdaje wielomilionowej wartości „czeki” bez pokrycia.

Nie wiem kogo przekona ciągłe powtarzanie o sukcesach „dobrej zmiany” (do takich należy niewątpliwie 500+) i o tym, że jest dobrze i będzie lepiej, a po cichu wprowadzanie nowych podatków. Wyborca może się da nabrać na „sukces” Morawieckiego w postaci obniżki cen gazu. Większość nie wie, że to efekt zaskarżenia (w 2014 roku) przez rząd PO niekorzystnej umowy z Gazpromem podpisanej przez ministra Jasińskiego z rządu PiS (w 2006 roku), ale na pewno kieszeń wyborcy odczuje „podatek cukrowy” – już wprowadzony i przygotowywany „podatek handlowy”.

Na koniec do oceny pozostaje odwaga kandydatów. Tu akurat obaj mogą jej podlegać. Prezydent Duda umknął przed propozycją TVN, TVN24 oraz portali Onet i Wirtualna Polska zorganizowania debaty prezydenckiej. Jego sztab tłumaczył się napiętym grafikiem kampanii. W grafiku tym znalazła się natomiast debata organizowana przez TVP na wieczorze wyborczym kandydata Dudy w propisowskich Końskich.  Mając w pamięci spektakl organizowanej przez TVP debaty wyborczej 11 kandydatów, w której „odpowiednio” ustawiano kamery i oświetlenie, a pytania nie dotyczyły problemów kraju, ale miały stwarzać dobry obraz jednego kandydata, można się spodziewać jeszcze „lepszego” spektaklu w Końskich.

Kandydat Duda nie chciał ryzykować spotkania na neutralnym terenie według reguł ustalonych przez oba sztaby. Co ciekawe jego sztabowiec Bielan bagatelizuje znaczenie debaty, a pięć lat temu uważał debatę za znaczący element demokratycznych wyborów.  Czy kandydat Trzaskowski zaryzykuje spotkanie na wiecu przygotowanym przez TVP, które od kilku tygodni dyskredytuje go, posługując się także kłamstwem?  TVP ocenione przez obserwatorów OBWE jako narzędzie kampanii  prezydenta Dudy? Jeżeli tak, to wykaże się odwagą, z wykazania której zrezygnował jego przeciwnik.

Mój kandydat Hołownia oświadczył, że nie będzie przekonywał swych zwolenników do głosowania na konkretnego kandydata. Namawia do udziału w wyborach. I ogłasza, że na pewno nie zagłosuje na Andrzeja Dudę.
Myślimy podobnie.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments