Stan upodlenia

Pojęcie „upodlenie” ma ponad sto synonimów. Negatywnych.  Określają też stan upodlenia, którym jeden z działaczy pierwszej „Solidarności” oznaczał zgodę na totalne podporządkowanie władzy.  Współgra z nim stan zniewolenia. A sprzyja stan obojętności. Dziś to trzy stany nieświadomości. Bo czy świadomie pozbywalibyśmy się wolności? Pewnie nie. A przecież tak się dzieje. Jak stado owieczek wprowadzamy się sami do zagrody z kolczastych drutów. I trudno nawet o to winić wiodących nas do niej manipulatorów. Idziemy dobrowolnie.

Zaczęło się od dzielenia. Od kopania rowów. My – dobrzy, patrioci, katolicy, obrońcy polskości. Wartości na biało-czerwonych sztandarach. Oni – sprzedawczycy, żydzi, geje i lesbijki, złodzieje i komuniści, deprawatorzy dzieci i niszczyciele Kościoła. Zło wcielone w tęczowych kolorach. Owo budzenie demonów nie ruszyło z kopyta. Najpierw pobrzmiewało gdzieś na  marginesie naszego życia. W grupkach i partyjkach faszyzujących tzw. „narodowców”, ale szybko zostało przejęte przez jednoczoną prawicę, wówczas jeszcze demokratyczną. Dziś „obrońcami kraju, narodu i Kościoła” stała się Zjednoczona Prawica, a faszyzujący narodowcy przyoblekli oblicze Bosaka. W porównaniu z wodzem Kaczyńskim jawi się on jako demokratyczny przywódca, chociaż w dużej części wodzowskich partyjek Konfederacji.

W polityce wszystko bierze początek od SŁOWA. Słowa mają swoje skodyfikowane w encyklopediach i słownikach znaczenia, jednak politycy przenicowują je na swój strój i swoje potrzeby. Dla dzisiejszej partii władzy jedno ze słów-kluczy do manipulowania wyborcami, odmieniane przez przypadki i rodzaje, to „dobro”. Mamy więc „dobrą zmianę”, „dobre ustawy”,  „dobre rozwiązanie”, itd. Każde działanie rządzących opatrzone jest tym określeniem, co wywołuje już kpinę i memy, ale jak widać jest nadal skuteczne.

Dwa inne słowa-klucze tkwią w nazwie partii Jarosława Kaczyńskiego – Prawo i Sprawiedliwość. To przemyślana nazwa.
Ma wskazywać cele działania partii. Jeżeli celem jest prawo i sprawiedliwość, to znaczy, że prawa i sprawiedliwości nie ma. Dopóki przeżywaliśmy euforie wolności, odczuwaliśmy rosnący poziom życia – nie zdobywało ono poklasku. Ale powoli docierało do ludzi, że dobrobytem kapitalizm nie obdarza każdego tak samo, że rosną dysproporcje i nierówności społeczne. Może mniej niż w Rosji i na Ukrainie, ale jednak. Słowo „sprawiedliwość” zaczęło nabierać znaczenia. Zwłaszcza w czas kryzysu ekonomicznego, z którego co prawda Polska wyszła obronną ręką, ale PO nie była w stanie dotrzymać obietnic.  Stąd już tylko krok do powiązania poczucia niesprawiedliwości z przekonaniem o bezprawiu i pół kroku do obarczania winą sędziów.

Demokracja to kolejne pojęcie, które w polskiej rzeczywistości ma niewiele wspólnego ze słownikowym określeniem. Demokratyczne są organa, ale ich konstrukcja i działanie…. A to już inna para kaloszy. Formalnie podejmują decyzje, tyle że kształt tych decyzji zapada w wąskim gronie kierownictwa jednej partii, a często, co nawet działacze PiS nie ukrywają, w głowie jej prezesa. Po usadowieniu swego człowieka na fotelu I Prezes Sądu Najwyższego, poza wpływem Jarosława Kaczyńskiego pozostał tylko Rzecznik Praw Obywatelskich. Bo Senat to tylko mównica dla wyrażania opinii przez przedstawicieli opozycji, których w Sejmie skutecznie się knebluje. Poprawki Senatu są przez Sejm odrzucane, tak samo jak wszystkie inne, nie uzgodnione w gabinecie na Nowogrodzkiej.

A jak wygląda prawo i sprawiedliwość. Najlepiej mogą o tym opowiedzieć ci, którzy próbują wyrazić swą opinię. Właśnie policja i prokuratura zajęła się obywatelem który, kandydata Dudę obraził napisem na swoim samochodzie: „Wolę w szambie zanurkować niż na Dudę zagłosować”. Grozi mu 3 lata więzienia. Od trzech lat natomiast prokuratura umarza dochodzenie w sprawie słynnych szubienic z wiszącymi portretami europosłów PO, nie dostrzegając w groźbie wieszania niczego zdrożnego. W jakim kraju prawo narusza obywatel, który chce zanurkować w szambie, a nie naruszają ci, którzy grożą śmiercią przeciwnikom władzy?

Można odpowiedzieć, że w takim, w którym można bezkarnie skopać protestujące kobiety, ale karze się protestujących przeciwko usuwaniu niewygodnej dla władzy piosenki z listy przebojów. W takim, w którym policjant bez maski spisuje protokół o nie przestrzeganiu zakazu zgromadzeń i stwarzaniu zagrożenia koronawirusem wobec samotnie stojącej kobiety w masce z Konstytucją w ręku. W takim, w którym na podstawie tego protokołu, bez wysłuchania drugiej strony, urzędnik Sanepidu wypisuje grzywnę 10 tysięcy złotych, a policjant dostarcza pismo o karze o szóstej rano i legitymuje odbiorcę. W takim, w którym politycy wmawiają nam o transparentności władzy i przepisują majątki na żony i dzieci, a prezes Trybunału Konstytucyjnego od dziewięciu miesięcy nie może odpowiedzieć czy ujawnienie tego jest zgodne z Konstytucją. W takim, w którym telewizja publiczna jest organem sztabu wyborczego jednego z kandydatów
i dostaje miliardy złotych kosztem służby zdrowia. W takim, w którym pandemia nadal zbiera żniwo,
a ministra zdrowia przyrównuje się do ewangelisty Łukasza. W takim, w którym dziennikarze ujawniają istnienie mafii vatowskiej i hejterskiej w ministerstwach…..

Co jest tego przyczyną? Przyczyną jest stan obojętności. Ongiś aferą było podarowanie ministrowi Nowakowi zegarka. Dziś nie jest żadną aferą przyznawanie milionowych grantów spółkom medycznym powiązanych z ministrem zdrowia i jego rodziną czy uczestniczenie w komisjach rozdzielających publiczne pieniądze brata ministra. Zobojętnienie to efekt skutecznie wbijanego nam do głowy przeświadczenia o  wojnie polsko-polskiej między PiS i PO i socjalnych danin, ale także propagandy publicznych mediów, które stały się za Kurskiego mediami partyjnymi. Wróciliśmy do czasów Urbana i tylko jednej słusznej partii.
W efekcie wojna trafiła pod strzechy i dajemy wiarę tylko „swoim”. Fakty przestały mieć znaczenie. Liczą się opinie „swoich”.

Ta narzucona nam przez Kaczyńskiego, ale także nieskuteczną opozycję, wojna międzypartyjna jest w rzeczywistości wojną o naszą przyszłość. Sami musimy odpowiedzieć czego chcemy: władzy usadowionej na Nowogrodzkiej i autokratyzmu wzorem z Białorusi czy ułomnej, ale jednak demokracji. Czy zakres naszej wolności ma określać Konstytucja i niezależne sądy, czy policja i prokuratura. Władza.

Jeszcze nie jesteśmy zniewoleni, tym bardziej nie jesteśmy upodleni, ale – wydaje się – że coraz widoczniejszy stan obojętności, wyznacza kierunek ku któremu zmierzamy.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments