O zasługach, pozorach i dziczy

W Ostródzie miniony tydzień był czasem zabawy i rozrywki. Taka próba powrotu do letniej normalności turystycznego bądź co bądź miasta. A w kraju rosło zagrożenie pandemią, której schyłek premier ogłosił już przed wyborami. Zamiast schyłku mamy kolejne rekordy, a winą za to rządzący obarczają zwykłych ludzi, a opozycja rządzących. Sądzę, że – jak zwykle – prawda leży pośrodku. Bzdurne wypowiedzi polityków idą w parze z lekceważeniem zagrożenia przez nas samych. U nas, w województwie i mieście, zagrożenie nadal niewielkie, ale lepiej się nie łudzić i groźby nie bagatelizować.

Możemy się uśmiechać z komunikatów, które głoszą, że chorzy z koronawirusa zdrowieją, a jak umierają to na choroby współistniejące. Możemy nawet zgodzić się z cynicznymi wypowiedziami, które lekceważąc pandemię głoszą, że ci co umarli to i tak by umarli. Tyle, że jednak dłużej cieszyliby się życiem. I bliskimi. Gdyby nie wirus. Ci cynicy powinni jednak zwracać uwagę na  doniesienia o różnych skutkach ubocznych koronawirusa, które  mogą się z czasem u ozdrowieńców ujawniać. Bo już się je stwierdza. Na razie jeszcze naukowcy nie mają pełnego obrazu skutków zakażenia. Na razie skupiają się na wynalezieniu szczepionki. Jeszcze jej nie ma, a już niektórzy „ważni” Polacy informują naród, że szczepienia nie powinny być obowiązkowe. Zaskakiwać może niefrasobliwość takich wypowiedzi, żeby nie powiedzieć głupota, u ludzi dbających ponoć wyłącznie o „dobro narodu”.

Nie tylko mnie zaskoczyła wiadomość, że dla piewcy Śląska zmarłego dwa lata temu Kazimierza Kutza, reżysera tryptyku śląskiego (filmów „Sól ziemi czarnej”, „Perła w koronie” i „Paciorki jednego różańca”), inicjatora wielu działań kulturalnych w tym regionie i pisarza, nie ma miejsca w Muzeum Ślaskim w Katowicach. Co ciekawe Kutz przewodniczył komitetowi budowy nowego gmachu tego Muzeum i wspierał jego działania, a po jego śmierci na portalu muzeum ukazało się zapewnienie „będziemy zawsze o Mistrzu pamiętać”. Po zmianie kierownictwa muzeum pamięć znikła.

Zapomnienie, przynajmniej za obecnej władzy, nie grozi Lechowi Kaczyńskiemu. NBP poinformowało o przygotowywaniu banknotu kolekcjonerskiego „Lech Kaczyński. Warto być Polakiem.” o nominale 20 zł i nakładzie 60 tysięcy. Emisja w przyszłym roku. Nie zamierzam licytować zasług obu postaci, każda z nich warta jest pamięci. I uhonorowania. Jak wielu innych zresztą, którzy od nas odeszli. Szkoda tylko, że nie potrafimy uciec od politycznych korelacji. Szkoda, że o Lechu Kaczyńskim nie przypomina jego postawa za życia i starania by być prezydentem wszystkich Polaków, prezydentem państwa, w którym przestrzega się prawa. Szkoda, że cytowanie jego wypowiedzi o państwie i prawie, budzi agresje ze strony środowisk, z którymi był związany, w tym jego brata. Powód? Wypowiedzi te są dalekie od aprobaty dewastacji prawa i zasad demokracji.

Wydarzeniem minionego tygodnia było spotkanie prezydenta Polski Andrzeja Dudy z byłym kontrkandydatem Rafałem Trzaskowskim. Trwało zaledwie pół godziny. Za to – jak obaj stwierdzili – było merytoryczne. Co to znaczy? Nie wiadomo. Wiadomo – z krótkiego briefingu z dziennikarzami,  że obaj mijali się tematami. Duda mówił o  przyszłości Polski,  „jak chcemy, żeby była realizowana dalej ta bezpośrednia polityka na scenie politycznej”, „o Polsce, którą zostawią pokoleniu swoich dzieci”. Trzaskowski natomiast o  kampanii wyborczej, wolności mediów, walce z kryzysem klimatycznym, trudnej sytuacji budżetowej samorządów i zagrożeniach dla demokratyczności przyszłych wyborów. Ważne, że się spotkali, zachowując co najmniej pozory demokratycznej normalności.

W niektórych zrodziło to nadzieję, że Duda przestanie pozorować niezależność. To o tyle ważne, że w dzisiejszej rzeczywistości politycznej tylko prezydent Polski jest w stanie powstrzymać kurs na Budapeszt i przejmowanie przez PiS pozostałości struktur demokratycznych, w tym mediów i samorządów. Bo, niszcząc system demokratyczny, PiS chce utrzymać pozory jego istnienia, a do tego niezbędny jest długopis prezydenta. Ale prezydent może się postawić, wszak trzeciej kadencji nie będzie, i ustawy wetować. No cóż, rozmarzyłem się. Przecież mi wolno. Przynajmniej na razie.

Zdumiał mnie natomiast poseł PiS  Bortniczuk ogłaszając wszem i wobec, że Polska musi wypowiedzieć antyprzemocową konwencję stambulską, bowiem jest krajem cywilizowanym, a konwencja dotyczy dziczy. Mogę nawet zrozumieć, dlaczego ten polityk do takiego wniosku doszedł dopiero po pięciu latach stosowania, a raczej nie stosowania, tej konwencji przez rząd PiS. Takiego czasu potrzebowali bowiem też inni politycy prawicy, z ministrem Ziobrą na czele. Mogę też zrozumieć, że mamy lepsze prawo niż zalecenia konwencji. Przecież wydłużyliśmy zakaz zbliżania się sprawcy do ofiary, a także ustaliliśmy – czego w konwencji nie ma – że do czynienia z przemocą mamy wówczas, gdy ofiara zostanie pobita po raz drugi. Pierwsze pobicie przemocą bowiem nie jest. Raczej zwykłym uniesieniem wynikającym z tradycji polskiej rodziny.

Rozumiem też, że w Polsce nie może być żadnej zmiany społecznej roli mężczyzny i kobiety, co konwencja określa mianem gender. Zastanawiam się tylko, czy nie narażam się, gdy będę obierał ziemniaki i smażył schabowego, czyli zastępował kobietę w jej tradycyjnej społecznej roli.  Nie wiem też jak wytłumaczyć urlop tacierzyński, bo mówiąca o tym ustawa wpisuje się w pojęcie gender i sankcjonuje zmianę społecznej roli mężczyzny.

I tu przyszedł mi z pomocą poseł Bosak, który zakwestionował tłumaczenie słowa gender i całej konwencji z angielskiego na polski. Gender – jak zrozumiałem – nie ma nic wspólnego z żadną społeczną rolą, ale z płcią biologiczną i wskazuje na trzecią płeć, a nawet czwartą, czyli na gejów i lesbijki.  Wiceminister sprawiedliwości Wójcik natomiast stwierdził, że konwencja próbuje zainstalować u nas  nawet kilkadziesiąt płci. Nie wiem skąd takie liczby płci pan wicemister wziął. Bo jeżeli one są biologiczne, to zastanawiam się czym się różnią. To znaczy, gdzie mają to co je wyróżnia.

Pozostańmy jednak przy dziczy i panu Bortniczuku.  Ucieszyłem się, że żyję w kraju cywilizowanym. Ale nie uzyskałem wyjaśnienia dlaczego tę konwencję, napisaną dla dziczy, przyjęła większość krajów cywilizowanej Europy.
Na przykład taka Francja? Albo Niemcy?

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments