Ponad 90 procent obywateli naszego kraju to ludzie wierzący, głównie chrześcijanie Kościoła Rzymskokatolickiego. Wyznawcy Jezusa, który głosił miłość, braterstwo, współczucie, solidarność, wyrozumiałość, nadzieję i wybaczenie. Dobro. W nauce Chrystusa odnajdujemy wszystkie najlepsze cechy człowieczeństwa. W praktyce, niestety, bywa całkowicie odmiennie. W naszym chrześcijańskim – ponoć – kraju króluje Stary Testament ze wszystkimi najgorszymi cechami człowieczeństwa: nienawiścią, zdradą, zemstą, kłamstwem, pogardą, brakiem wyrozumiałości i zobojętnieniem.
Taka gorzka refleksja naszła mnie po sierpniowych wydarzeniach, w których państwo po raz kolejny pacyfikowało protesty środowisk LGBTQ, organizacje ultrakatolickie zgłaszały konieczność zapisania zasad wiary do prawa, klasa polityczna wykazała dbałość o własne cztery litery, a rząd zaostrzał kary. Tymczasem za wschodnią granicą Białorusini budzili w sobie nadzieje na lepsze jutro i mimo represji wychodzili na ulice protestując przeciwko sfałszowanym wyborom i władzy Łukaszenki. Jak 40 lat temu w Polsce zaczęto marzenia w czyn przekuwać.
Tymczasem w Polsce sierpniowe marzenia 1980 roku obecna władza skutecznie niweluje. Policja jeszcze nie postępuje jak przed laty ZOMO, a dziś białoruski OMON. Ale jej działania są coraz bardziej brutalne. Zdają się służyć już nie tyle porządkowi publicznemu, co zastraszaniu i pacyfikowaniu wrogów władzy. Takimi stały się mniejszości seksualne. I gdyby przyjrzeć się procesowi narastania „konfliktu”, to uwidacznia się przede wszystkim jego polityczne tło.
W państwie demokratycznym wrogami publicznymi mogą być zbrodniarze, przestępcy. W państwie autorytarnym władza utrzymuje się m.in. dzięki tworzeniu podziałów w społeczeństwie z jednej strony i konsolidowaniu swych zwolenników poprzez tworzone w tym celu „zagrożenia”. W czasach słusznie minionych kapitaliści zrzucali nam na pola stonkę. Łukaszenka straszy ostatnio włączeniem Białorusi do Polski. Politycy PiS ramię w ramię z hierarchami Kościoła straszą nas „tęczową zarazą” i „ideologią LGBT. Brzmi to szczególnie obrzydliwie, gdy do takich ataków na swych obywateli – przedstawiciele państwa, a na swych wiernych – kapłani, wykorzystują nawet rocznicę Bitwy Warszawskiej.
Wydaje się, że w „walkę” z ideologią LGBT czy też gender – co ciekawe połowa Polaków nie wie co te nazwy oznaczają – zaangażowano dziś cały aparat państwa z telewizją publiczną na czele. W tym miejscu całkowicie zasadnie nasuwa się porównanie z PRL i nagonką na tzw. „dysydentów”, którzy sprzymierzyli się z wrogami kraju. Ideologia LGBT – zgodnie z oficjalną propagandą – wysługiwać się bowiem ma jakimś szemranym siłom Zachodu, dąży do zniszczenia drogich nam wartości, zniszczenia polskiej rodziny, polskiego Kościoła i w ogóle Polski. Ta ideologia musi być bardzo niebezpieczna, skoro do garstki „tęczowej zarazy” wysyła się kilka setek policjantów.
Czy w ogóle mamy do czynienia z jakąś ideologią? Czy ideologią jest domaganie się równego traktowania osób nieheteroseksualnych? Czy ideologią jest domaganie się zalegalizowania jednopłciowych związków partnerskich w prawie spadkowym? Czy ideologią jest protest przeciwko homofobii? Traktując ideologię jako zbiór pewnych idei, to tak. To ideologia równości wobec prawa, swobody wyrażania poglądów, poszanowania odmienności, wyrozumiałości i miłości. Czy nie jest to czasem także zbiór wartości Nauczyciela z Judei?
W walce z tym wydumanym wrogiem nawet oficjalny przekaz posługuje się kłamstwem. Nikt bowiem nie chce zmieniać chłopców w dziewczęta i odwrotnie. Uświadamianie własnej seksualności idzie w parze z obroną przed wykorzystywaniem i przemocą a nie pedofilią, co sugeruje kampania anty-gender. Ale najbardziej zdumiewa „obrażanie” figur i posągów przez tęczowe flagi. Nie uważam, by był to szczególnie dobry pomysł na zaprotestowanie przeciw krzywdzie. Ale karanie za ten akt desperacji? Co ciekawe tęczowa flaga na figurze Jezusa wzbudziła wyrazy potępienia ze strony duchownych i kardynała Nycza, ale transparent na tej samej figurze z obraźliwym hasłem „zakaz pedałowania” już nie. Podobnie jak plakat wyborczy Dudy na krzyżu na Giewoncie.
Kto widzi skrzywdzonego Jezusa w oflagowanej figurze „Sursum Corda” albo w samym sobie smucącym się na jej widok, ale nie widzi go w ubranym na tęczowo dzieciaku, którego funkcjonariusze policji biją po drugiej stronie ulicy, ten nie rozumie znaczenia słów: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40) – przeczytałem na portalu inteligencji katolickiej „Kontakt”, którego księża pewnie nie czytają.
Za obrazę pomników karze się szykanami, grzywnami i mandatami. Bez sądu, bo w sądzie mogłaby to być „znikoma szkodliwość społeczna”. Ale oblepione homofobicznymi i kłamliwymi hasłami samochody – nie. Bo – „niech się najpierw sąd wypowie”. Z „urzędu” zakazane stają się tęczowe flagi, napis KONSTYTUCJA i jakiekolwiek protesty. Dozwolona zaś homofobia, brutalne akcje policji i przemoc. Coraz bardziej zapadamy w zobojętnienie. Rośnie milcząca większość.
Z tej apatii budzą nas na szczęście politycy, gdy zapomną, że jeszcze potrafimy reagować. Głosy oburzenia – niestety, głównie wśród lekarzy – podniosły się, gdy Ziobro przeforsował kary więzienia do lat 7 za popełnienie błędu nieumyślnego. Odbije się to co prawda na pacjentach, ale ci pewnie zareagują jak już będzie za późno, bo lekarz nie zaryzykuje. Obruszyliśmy się już powszechniej, gdy posłowie zafundowali sobie i funkcjonariuszom państwowym podwyżki płac o 60-70 procent. Niedługo zresztą po ustawowym pozwoleniu na obniżenie płac „normalnym” pracownikom i ułatwienie ich zwalniania.
Podwyżki dla „klasy panującej” i obniżki dla klasy pracującej zbiegły się ze spadkiem produktu krajowego i wzrostem cen oraz zapowiedzią niespotykanego dotychczas deficytu budżetu. A także próbą wprowadzenia ustawowej bezkarności dla urzędników marnotrawiących pieniądze podatników. To ostatnie jest o tyle jeszcze interesujące, że chroniąc „swoich” rząd zapowiedział zabieranie majątków podejrzanym o inne przestępstwa. Tylko na podstawie decyzji prokuratora. Szanowny Obywatelu – niezależnie na kogo głosowałeś – jak podpadniesz politykom (bo coraz mniej prokuratorów niezależnych) to zabiorą Ci majątek, zanim zdążysz się wytłumaczyć, że to po dziadku. Winny czy niewinny – to prokurator rozstrzygnie.
Jak we wczesnym PRL.
Włodzimierz Brodiuk