Waśnie w kaście, czyli Zbyszek podskoczył Jarkowi

Każdy dzień minionego tygodnia dostarczał nam nowych sensacji. Na pierwszy plan wybijała się oczywiście kłótnia w Zjednoczonej Prawicy, którą jak się okazuje jednoczy głównie chęć władzy i idących wraz z nią przywilejów i apanaży. I pewnie te szczytne „aspiracje” doprowadzą do ponownego zjednoczenia, może z pewnymi ubytkami osobowymi. O tym później. Najpierw o najbardziej chyba znamiennej dla relacji władza – obywatele ilustracji, którym było zdjęcie siedzącej na podłodze sejmowego korytarza kandydatki na jedną z najważniejszych dla tych relacji stanowisk, Rzecznika Praw Obywatelskich. I chociaż sama kandydatka tak nie uważa, to dla wielu zdjęcie to jest symbolem traktowania obywateli przez  polityków.

Dla każdego obserwującego poczynania władzy jasnym jest, że na zwalniane przez Adama Bodnara stanowisko nikt nie wskazany przez prezesa Kaczyńskiego nie ma szans. Szczególnie  bliska współpracowniczka dotychczasowego Rzecznika. I nic to, że poparło ją aż 700 organizacji pozarządowych, czyli obywatelskich właśnie. I nic to, że mecenas Zuzanna Rudzińska-Bluszcz jest znakomicie przygotowana do sprawowania tego stanowiska i jest jedyną kandydatką, bo PiS swego nie zgłosił. I nic to, że kadencja dr Bodnara się skończyła. Póki co władza ma inne kłopoty, a jej przedstawiciele jedynie dywagują jak samemu Bodnarowi uniemożliwić dalsze sprawowanie funkcji. Konstytucja bowiem nakazuje mu to czynić do czasu wyboru następcy. Na podorędziu jest prezes Przyłębska, która ma zrobić co jej prezes Jarek każe i nawet Konstytucja może się okazać niekonstytucyjna.

Tymczasem pan prezes ma inne problemy. Na trzy lata, do następnych wyborów, obywatele zostali wyłączeni z decydowania o Państwie, więc jest czas, by załatwić sprawy odłożone, a i własne szeregi zdyscyplinować. Z zamrażarki wyciąga się właśnie projekty zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Najpierw pani Przyłębska dostanie zadanie, by za niekonstytucyjną uznać ustawę dopuszczającą aborcję z powodu wad embriopatologicznych, czyli wad rozwoju płodu, w tym na przykład nie wykształcenia niektórych organów i niedorozwoju.  To główny czynnik dokonywania dzisiaj aborcji. Nie dopuszcza się w ten sposób do rodzenia martwych dzieci lub dzieci, które umierają w męczarniach. Kobiety na pewno będą protestować, ale pokrzyczą, pokrzyczą i zapomną. Wybory za trzy lata. Chociaż niekoniecznie.

Od pewnego czasu trwa w Zjednoczonej Prawicy cicha walka o następstwo po prezesie. Niestety, nawet Mao nie był wieczny. Trzeba będzie wyznaczyć następcę. Wskaże prezes, bo tak jest w dobrze funkcjonującej partii wodzowskiej. Zresztą w samym PiS następcę określa się – wzorem Francji czasu królów Ludwików – mianem „delfina”. I tu sprawa się gmatwa, bowiem delfinem chce być gość z przybudówki PiS-u. Co gorsza budując swoją pozycję ów gość, czyli minister Ziobro, zagarnął sporą część władzy państwowej. Za zgodą, a jakże, prezesa, który – pewnie teraz zły na siebie – ambicji młodego polityka nie docenił. Co gorsza walcząc o utrzymanie władzy pozwolił na zwiększenie w parlamencie liczby zwolenników ministra. Teraz tenże stawia żądania i warunki.

Testem na lojalność i zwartość Zjednoczonej Władzy stały się projekty dwóch ustaw: o zakazie chowu zwierząt futerkowych na ubój oraz usankcjonowaniu – jak to nazwała opozycja – przestępstw pod pozorem walki z Covid -19. O ile pierwsza z ustaw nie jest polskim wynalazkiem, o tyle ustawowe zapisanie w prawie pozwolenia na łamanie prawa to wymysł całkiem swojski i „innowacyjny” w skali światowej. Postronny obserwator mógłby być zdziwiony, bowiem w polskim prawie karnym istnieją przepisy usprawiedliwiające złamanie prawa w sytuacjach nadzwyczajnych i dla wyższych celów. Ale musi takie zdarzenie ocenić sąd. Tu natomiast proponuje się, by – powołam się na pana Czarzastego – pod pozorem zwalczania koronawirusa można było bezkarnie bić, kraść i oszukiwać. Posłowie wręcz określili projekt jako legalizujący urzędniczą mafię.  Czy chcecie być zapamiętani jako politycy czy jako łajdacy, którzy przykładają rękę do zatwierdzania tego bezprawia? – pytał poseł Konfederacji Jakub Kulesza.

Projekt nie trafił pod obrady Sejmu. Nie miał szans na uchwalenie. Wyłamała się drużyna Ziobry, która – owszem – była „za”, ale po zmianie niektórych sformułowań przepisów ustawy. Ciekawe, czy do Sejmu wróci. Sceptycy uważają, że tak, bo bez niej nad przynajmniej trzema prominentami PiS – Morawieckim, Sasinem i Suskim wisi groźba procesów karnych, a do tego prezes dopuścić nie chce i nie może.

Druga ustawa przeszła, ale wykazała, że nie tylko koalicjanci od Gowina i Ziobry, ale także aż 15 członków PiS jej nie poparło i „sukces” zapewniły projektowi Kaczyńskiego głosy posłów Lewicy i Koalicji Obywatelskiej. Co po takim afroncie zrobi pan prezes? A to jego słodko-gorzka tajemnica. Komentatorzy twierdzą, że do wyborów nie dojdzie, bo partie władzy za dużo mogłyby straciły. Nie tylko partie, także rodziny, przyjaciele i zwolennicy poobsadzani w różnych państwowych spółkach. I pewnie ten główny element spoistości prawicowej koalicji do pełnego rozłamu nie dopuści. Może straci ten i ów. A najwięcej, może stracić licytujący wysoko Ziobro.

Jeszcze więc trochę boksowania i prezes Kaczyński wprowadzi porządek. Bo dla wszystkich partii władzy wybory w czasie pogarszającej się sytuacji ekonomicznej byłyby najgorszym rozwiązaniem.
Ale nie wszystkie karty wyłożono już na stół.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments