Kto komu nie podskoczy

Czas to pojęcie względne. W kosmosie płynie wolniej niż na Ziemi. Gdy na coś niecierpliwie czekamy dłuży się, a gdy się spieszymy on także zdaje się przyspieszać. W dzieciństwie dzień zdawał się być znacznie dłuższy niż dziś, w wieku – bądź co bądź – poważnym. Nie tak dawno dla mnie i bardzo dawno dla mego wnuka, czyli prawie pięć lat temu, w grudniu 2015 roku, ruszył mój blog, a ten tekst jest już dwusetnym.

Stworzyłem blog jako radny powiatowy, by informować o sprawach zamiatanych pod dywan przez ówczesne władze powiatu, ujawniać fakty skrywane i zagrożenia zbywane. Z czasem tematyka publikacji wykroczyła poza miasto i powiat, bo na codziennym naszym życiu coraz wyraźniejszą pieczęć zaczęły odciskać decyzje władz centralnych.

Jak każdy blog, również mój prezentuje poglądy subiektywne, chociaż wsparte wypowiedziami i opiniami osób trzecich, ale zawsze dokładam staranności, by opierać się na faktach, analizować zdarzenia w oparciu o obiektywne przesłanki i na takiej podstawie wyciągać własne wnioski. Dodajmy głównie wnioski krytyczne. Dla niektórych tak bolesne, że próbują mi grozić, a nawet pozywać przed sąd. Tak uczynił na przykład prezes szpitala, który zanim został odwołany, ze skromnych środków szpitala lekką rączka opłacił dość drogą kancelarię adwokacką.  Sądzę, że wydatki oscylowały powyżej 50 tysięcy złotych. To jego i jego szefa – starosty dotyczyła krytyka, ale zapłacili pacjenci. Prezes proces przegrał, bo z faktami się, póki co, w polskich sądach przegrywa.

Okrągłą liczbą oznaczony komentarz powinien może poruszać tematy lekkie i przyjemne, ale przecież nie można obok bieżących ważnych zdarzeń przejść obojętnie. Zwłaszcza, że ich skutki prędzej czy później i tak odczujemy. Zacznijmy od góry. Zjednoczona Prawica formalnie zażegnała konflikt. Jedni twierdzą, że Ziobro utarł nos Kaczyńskiemu i nadal będzie miał możliwość zbierania haków na Morawieckiego i nie tylko. Drudzy uważają, że teraz Kaczyński weźmie Ziobrę na krótką smycz stając się nadzorcą ministra i prokuratora. Kto ma rację? Nie wiem. Jedno jest pewne: konflikt wcale się nie zakończył. Strony uznały, że lepiej marchewkę mieć niż jej stratę ryzykować.

A co konflikt przyniósł nam? Na chwilę PiS odstąpił od forsowania ustawy o bezkarności polityków, ale pewnie ona wróci w lekko tylko zmienionej formie. Jeżeli tak będzie to faktyczny podział na tych co mogą kraść i oszukiwać i na tych co nie mogą, stanie się faktem. I nic tu nie zmienią absurdalne tłumaczenia polityków i zwalanie winy na Tuska, Trzaskowskiego i Europę przez propagandystów z TVP.  Prezydent Duda już ogłosił też, że tzw. ustawa futerkowa mu się nie podoba i ma zastrzeżenia. Prawdopodobnie trafi ona do trybunału pani Przyłębskiej, a tam może spocząć na jak długo będzie trzeba. Potwierdzi to tym samym opinie opozycji, że spór o ustawy był w rzeczywistości sporem o schedę po Kaczyńskim. I w ukryciu trwa.

Skuteczność polityka zależy od jego umiejętności przekonania wyborców, że to o ich interesy zabiega, a jednocześnie od umiejętności ukrycia własnych interesów. Stąd nawet kłótnie we własnym gronie o stołki są kłótniami „o POLSKĘ,  o NARÓD”. Ktoś by powiedział, że to raczej oszustwo. I pewnie miałby rację. Tyle, że to oszustwo jest przyjętym kanonem walki o władzę. Wiemy o tym i jednak – za każdym razem – dajemy się zwieść  gładkim gadkom-szmatkom. A jak jeszcze jakieś obietnice polityk spełni, no to kupieni jesteśmy. Nawet wówczas, co dowodzi obecna rzeczywistość, gdy się okaże, że kupiono nas tym, co nam zabrano.

W ostródzkiej piaskownicy dzieje się podobnie. Oto radni rozpoczęli kolejną podjazdową utarczkę z burmistrzem, próbując przekonać mieszkańców, że nie chodzi o dyskredytację przeciwnika, ale dobro ogółu i że działają w interesie społecznym. INTERES SPOŁECZNY! Pojęcie nieokreślone, stworzone w okresie socjalizmu, oznacza wyłącznie INTERES GRUPOWY. Złośliwy powie więc, że mamy tu do czynienia z interesem samych radnych, a dokładniej grupy radnych. I się nie pomyli, nawet wówczas, gdy będzie to także w interesie innej grupy mieszkańców.

Oto z rządowego funduszu inwestycji lokalnych Ostróda otrzymała prawie 3 mln złotych.  Na inwestycje. Już wcześniej burmistrz informował, że planuje przeznaczyć otrzymane fundusze na zagospodarowanie nabrzeża Jeziora Drwęckiego.  Czy to najbardziej potrzebna inwestycja? Zależy od kryteriów. Jeżeli za najważniejsze uznamy zwiększenie atrakcyjności turystycznej miasta, to zagospodarowanie nabrzeża jeziora, otworzenie centralnej jego części dla  turystów jest kwestią pierwszoplanową. Takie działanie ciągle odkładano z braku środków i pilności innych działań.

Dodatkowe środki – „nieoczekiwane” jak twierdzą radni – dają możliwość wykonania tego, co już każde miasto warmińsko-mazurskie zrealizowało. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią burmistrz skierował do Rady na najbliższą sesję projekt uchwały  wprowadzający otrzymane środki do budżetu miasta, z przeznaczeniem  221 400 złotych na nowe zadanie inwestycyjne pod nazwą „Kompleksowy program zagospodarowania nabrzeża Jeziora Drwęckiego”. Kwota ta miała pokryć wydatki związane z opracowaniem koncepcji zagospodarowania i oszacowaniem kosztów.  Ale niektórym ostródzkim radnym plan burmistrza -a jakżeby inaczej – wadzi.

Sześciu radnych Koalicji Obywatelskiej zażądało od burmistrza wycofania projektu uchwały, odłożenia decyzji o  zagospodarowaniu nabrzeża, bo uważają, że mają lepszą. To znaczy jeszcze nie mają, ale będą mieć po konsultacjach. I podają przykłady typu budowa rond czy nowej biblioteki. To rzeczywiście istotne potrzeby. Tyle, że ronda leżą w ciągach dróg powiatowych i ich budowa należy do powiatu, a miasto może co najwyżej się dołożyć. Samo miasto nie może takiej inwestycji podjąć. Na bibliotekę to kwota zbyt mała. Potrzeb zaś jest znacznie więcej.

To żądanie wpisuje się w dotychczasowe działania radnych, którzy usilnie chcą wmówić mieszkańcom, że burmistrz „nic nie potrafi”, „nie ma doświadczenia samorządowego”, „nie ma wizji rozwoju miasta”, i „w mieście się nic nie dzieje”. Powtarzają to przy każdej okazji, chociaż doskonale wiedzą, że dotychczas budżet był sparaliżowany łataniem dziur inwestycyjnych poprzedniej kadencji. Teraz, gdy pojawiły się „nieoczekiwane” środki finansowe i można je spożytkować na inwestycję wpisującą się  w rozwój turystyczny miasta, radni chcą tę inicjatywę burmistrza storpedować. By wykazać, że nie ma żadnego pomysłu na rozwój miasta? Czy po to, by udowodnić, że im nie podskoczy i ma robić tak jak mu zagrają?

Radni Koalicji Obywatelskiej grożą nawet, że storpedują uchwałę wprowadzającą środki z rządowego programu do budżetu miasta. A to oznaczać może, ni mniej ni więcej, tylko stratę pieniędzy. Jeżeli tak się stanie, to winny będzie, oczywiście, burmistrz, bo nie posłuchał radnych. Zapominają, że nie oni, lecz burmistrz miastem zarządza i komu mieszkańcy zarządzanie miastem powierzyli.
I to dwukrotnie. Raz w wyborach, a drugi raz bojkotując referendum o jego odwołanie.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments