Delegacje wicestarosty Winnickiego

Na wysokich stanowiskach prominent dostaje samochód z kierowcą a nawet ochroną. Na tych niższych trzeba sobie radzić samemu. I z własnej kieszeni płacić. Taki prezydent Słupska na przykład podatnika oszczędza. Do pracy i z pracy dojeżdża rowerem. I to swoim. A nie lepiej samochodem? Wygodniej. Zwłaszcza służbowym. Wtedy i taniej, bo w kieszeni przecież zostaje.

O przydzielaniu sobie wzajemnie prawa do korzystania z samochodów służbowych do celów prywatnych starosty Wiczkowskiego i wicestarosty Winnickiego już pisałem. Przypominam zaś dlatego, że ma to związek z inną metodą korzystania ze swego stanowiska: z DELEGACJAMI SŁUŻBOWYMI. Oto w ostródzkim starostwie okazuje się, że korzystanie z samochodu radykalnie zmniejsza liczbę delegacji. Jest to o tyle dziwne, że delegacje są wyłącznie służbowe, a samochód, chociaż służbowy, to też jakby prywatny. Ma wszak służyć raczej wygodzie prywatnej, a i oszczędnościom w wydatkach. Też prywatnych.

Powiat ostródzki jest jednym z większych w Polsce, a i dość rozległym. Ponadto starostwo realizuje także zadania rządowe, prowadzi inwestycje, trzeba załatwiać sprawy w województwie. Obowiązki reprezentacyjne też obowiązkowe. Spadają one na starostę, a ten czasami ceduje je na wice. Jak trzeba wyjechać poza siedzibę starostwa, trzeba wziąć delegację.

W starostwie ostródzkim obaj rządzący powiatem mieszkają poza jego siedzibą. Muszą dojeżdżać do pracy, a to kosztuje. Żeby więc nie uszczuplać domowego budżetu, koszty te – za drobną opłatą – mogą przecież opłacić podatnicy. Zgodnie (ponoć) z prawem, mniej zgodnie z etyką, ale kto dziś do takiego drobiazgu przywiązuje uwagę. Jeżdżą więc teraz służbowymi, a nie prywatnymi samochodami. Niczym w prywatnej korporacji.

W 2015 rok wicestarosta Winnicki nie miał jeszcze takiego przywileju. Do pracy i w delegacje udawał się samochodem prywatnym. Od marca 2016 używał już samochodu służbowego. Ale niezależnie od własności i jakości samochodu delegacje powinny być jednak wystawiane. W pierwszej sytuacji także rozliczane – w postaci zwrotu kosztów użycia samochodu prywatnego do celów służbowych, w drugiej – tylko rejestrowane, bo koszty samochodu i tak pokrywało starostwo.

Z wykazu delegacji wicestarosty Winnickiego wynika bardzo ciekawy i zastanawiający obraz. Oto okazuje się, że jego szczególna aktywność delegacyjna przypadała na okres korzystania z…. samochodu prywatnego. W okresie od stycznia 2015 do stycznia 2016 obowiązki służbowe wzywały go do wyjazdu aż 58 razy!!! W delegację udawał się co tydzień, średnio 4 – 5 razy w miesiącu. Za te delegacje kasa starostwa wypłaciła mu blisko 4 500 zł. Tylko tytułem rozliczeń kosztów dojazdu samochodem prywatnym.

Wydawało się, że od momentu dysponowania samochodami starostwa, czyli wzrostu mobilności, aktywność wicestarosty powinna wzrosnąć. A tu odwrotnie – zmalała. Od grudnia 2016 do grudnia 2017, rejestry odnotowały tylko 5 (słownie: pięć) służbowych delegacji pana Winnickiego. Zaokrąglając: jedną na kwartał. Skąd taki spadek aktywności?!

Przyjrzyjmy się delegacjom z okresu delegacyjnej aktywności wicestarosty. Oto ponad połowa z tych delegacji to wyjazdy do….. Morąga. Ze Słonecznika to raptem 13 km. Blisko, ale poza siedzibą starostwa. Zatem zwrot kosztów się należy. Należy za dojazd do Morąga, za dojazd do starostwa – nie. No i powodów do bywania w Morągu nie brakuje.

W 2015 roku wicestarosta więc jeździł i skrupulatnie rozliczał delegacje. A to na piknik rodzinny w Morągu i festyn rodzinny w Szymonowie, a to na „spotkanie z folklorem” czy turniej piłki nożnej. Też w Morągu. Na „Kaziuki Wilniuki” (35,10 zł) i obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych (37,61 zł), na otwarcie bazy nurkowej w Kretowinach (25,07 zł) i obchody uchwalenia Konstytucji 3 Maja w Morągu (też 25,07 zł).

W 2016 i 2017 liczba delegacji gwałtownie zmalała. To znaczy, że w tych latach nie było turniejów i obchodów? Były. Rocznice i obchody też. Nie trzeba było już kontrolować oddziałów zamiejscowych podległych starostwu, spotykać się i otwierać? Trzeba! Być może nie było na nich pana Winnickiego? Chyba bywał.

Przyjrzyjmy się danym. Według dokumentów starostwa liczniki dwóch samochodów użytkowanych przez wicestarostę Winnickiego w okresie od 1 marca do 31 sierpnia 2016 roku wystukały 6872 km, w tym aż 5034 km na dojazdy pana Winnickiego ze Słonecznika do Ostródy i z Ostródy do Słonecznika. Na potrzeby służbowe samochody (Skoda Yeti i Skoda Octavia) z wicestarostą za kierownicą przejechały w tym czasie prawie trzy razy mniej, dokładnie 1838 km. A nasz bohater wziął w tym czasie tylko 6 delegacji, jedną na miesiąc.

Przytoczone dane ukazują do jakich celów służyły przede wszystkim służbowe samochody. Są one jedynymi odpowiadającymi w pełni na zadane pytanie jakie udało mi się uzyskać ze starostwa. Za następne okresy uzyskałem informacje, w których nie wyszczególnia się już dojazdów do pracy starosty i jego zastępcy. Za to starosta Wiczkowski podkreśla, że samochody użytkuje także kierowca starostwa. A ponadto obaj panowie W. płacą za używanie limuzyn odpowiednio 218,42 i 278,95 zł miesięcznie. Co nie pokrywa nawet połowy kosztów paliwa zużywanego na dojazdy obu panów do pracy. O kosztach amortyzacji, remontów i utrzymania pojazdów nie wspominając.

Dzięki wykorzystaniu stanowisk panowie korzystają z przywilejów, które sami sobie przyznali. Czy zgodnie z prawem? Tu zdania są podzielone. Zakazu wszak wyraźnego nie ma. Nie ma też wyraźnego pozwolenia. Pozostaje moralna ocena takiego postępowania, która należy już do wyborców.

Co zaś do delegacyjnej aktywności pana wicestarosty Winnickiego i jej braku? Być może to tylko kwestia formalnego zaniechania wystawiania delegacji. W tym przypadku byłoby to zaniechanie także jego formalnego szefa, czyli starosty. Ale to nie ważne. Faktem pozostał dziwny związek między liczbą delegacji a korzystaniem ze służbowego samochodu. A w tle kryje się…. Co sie kryje? Ciekawe, czy każdy dostrzega to samo.

Na koniec o całkiem odmiennej postawie. W ubiegłej kadencji funkcję wicestarosty ostródzkiego pełnił pan Stanisław Brzozowski. Mieszkał i mieszka też poza Ostródą – w Miłomłynie. Do pracy dojeżdżał „okejką”, a po Miłomłynie rowerem.
Pan Stasiu to jednak- w porównaniu z obecnymi starostami – człowiek z innej bajki.

W.B.

Comments

comments