Kłamstwa i bojaźnie…

Po ponad dwóch tygodniach wojny kipi we mnie wściekłość, obawa, bezsilność, przerażenie i współczucie. Ale przeważa bezsilność. Oto w XXI wieku, w środku Europy, która ciągle jeszcze   nie uporała się z traumą II wojny światowej, wybucha kolejna, podobnie ludobójcza i niszczycielska. Hitler zamierzał zetrzeć z powierzchni ziemi Żydów, częściowo wymordować i całkowicie zniewolić Słowian, zbudować wielką Rzeszę. Putin zamierza wymordować Ukraińców i zlikwidować ich państwowość, a jak się uda, opanować Pribałtykę i zniewolić Polskę. Chce się zapisać w historii jako odnowiciel Wielikoj Rasiji. Wierzę, że to mu się nie uda i jedynie dołączy do listy ludobójców: Hitlera, Stalina, Pol Pota… Listy hańby.

Począwszy od Piotra I Rosja budowała swoje imperium w klasyczny sposób. Poprzez podboje. Ukrainę dostała „w prezencie”. Chmielnicki szukając pomocy przeciw Rzeczpospolitej, która – upraszczając spór – nie chciała uznać dążeń Hetmanatu Kozackiego do autonomii, poddał w 1654 lewobrzeżną Ukrainę  władzy cara Aleksego I. Traktat Perejasławski dawał ukraińskiej szlachcie i kozakom spore przywileje, ale jego tekst nie jest znany. Wygodnie dla Rosji, zaginął. Pięć lat później Rosja zmusiła syna Chmielnickiego do podpisania II Ugody Perejasławskiej, która zniosła autonomię i formalnie włączyła Ukrainę do Rosji. Oba porozumienia były w czasach carskiej Rosji i ZSRR wykorzystywane propagandowo do rusyfikacji Ukrainy.

Każdy z nas mógł usłyszeć zapewnienia Ławrowa, że Rosja nie napadła na Ukrainę, a jednocześnie oglądać zniszczone ukraińskie miasta i uciekających spod bomb ludzi. Moskwa latami doskonaliła się w kłamstwie i obciążaniu innych własnymi grzechami. To dzięki umiejętnej propagandzie zniewolono własny i dziesiątki innych narodów Rosji Carskiej, ZSRR i Federacji Rosyjskiej. Aż do lat 20-tych XX wieku w Rosji nie było Białorusinów i Ukraińców, byli Rosjanie w Wielkiej i Małej Rosji. W tej drugiej – małorosjanie albo małorusini. Ba, to określenie przyjęło się nawet w Polsce, zwłaszcza w środowiskach nacjonalistycznych, które negowały istnieniu narodu ukraińskiego. Kłamstwo przeniknęło do prac naukowych, do encyklopedii. Bo w udowadnianie „prawdziwości” kłamstwa zaangażowane zostały – tak w carskiej Rosji i ZSRR, jak i dziś – wszystkie instytucje państwa, z akademiami nauk włącznie.

Czytam w Wikipedii, że „dawniej etnicznych Rosjan nazywano też Wielkorusinami, gdyż zamieszkiwali nie tyle większą, co starszą część państwa, w przeciwieństwie do Małorusinów (dziś Ukraińców).” Źródłem tej bzdury jest – a jakże – praca rosyjskiej uczonej. W tej samej Wikipedii można znaleźć, że pojęcia Wielka i Mała Ruś są pochodzenia bizantyjskiego z okresu, gdy Moskwa była grodem położonym na obrzeżu Wielkiego Księstwa Włodzimierskiego. Samo Księstwo Moskiewskie wydzielone zostało z Wielkiego Księstwa Włodzimierskiego dopiero w połowie XIII wieku. Trzy wieki po przyjęciu chrześcijaństwa przez Ruś  ze stolicą w Kijowie. Co ciekawe nazwą Ruś Kijowska określono średniowieczną Ruś dopiero w XIX wieku, a uczynili to rosyjscy historiografowie, kształtujący historię pod potrzeby rosyjskiego imperium. Ku chwale tysiącletniej Rosji, która ten jubileusz może obchodzić dopiero za kolejne 200 lat.

Kłamstwo było i jest najbardziej skuteczną bronią Rosji. To ono umiejętnie dawkowane uczyniło Zachód bezwolnym wobec agresywnych poczynań Rosji.  I pasywnym. Budujący swój dobrobyt Zachód wolał udawać, że nie widzi i nie reagować. Z wygody. A jednocześnie z tego samego powodu Europa uzależniała się od rosyjskiej ropy i gazu. Tanie i bezproblemowo dostarczane źródła energii sprzyjały bagatelizowaniu zagrożeń.  A tymczasem Rosja zaczynała się rozpychać. Nieliczni nawoływali, by się nie łudzić: Moskwa nie przebolała rozpadu swego imperium i nie zrezygnowała z jego odbudowy.

Dzwonkiem ostrzegawczym nie okazało się bestialskie zdławienie wolnościowego zrywu Czeczenów, agresja na Gruzję, aneksja Donbasu, a nawet zajęcie Krymu. Niby-sankcje i puste słowa wzmocniły jedynie zapędy Putina, który przestał się kamuflować. Ba, pozwolił sobie nawet na ingerowanie w wybory  prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dziś już wszyscy są mądrzy. Brak zdecydowanej reakcji NATO, Unii Europejskiej, a zwłaszcza USA skłonił Putina do zaatakowania Ukrainy. Do rozpoczęcia odbudowy imperium. Brak reakcji poczytał za słabość Zachodu.

Rosja jest groźna. Ma broń atomową. Jest olbrzymim krajem, z olbrzymim potencjałem. I – niestety – przesiąknięta zafałszowaną historią, w której nacjonalizm przemieszany jest z poczuciem siły i wielkości, i podporządkowaniem się władzy w stylu azjatyckim, z pańszczyźnianą mentalnością sporej części narodu. Kremlowi podporządkowana jest Cerkiew Prawosławna, której najwyższy hierarcha pochwalił nawet agresję na Ukrainę, pośrednio więc pochwalił ludobójstwo. Cerkiew Rosyjska zawsze wspierała władzę.  Za cara, nawet za Stalina, a teraz za Putina.

Ale Putin tym razem się pomylił. Nie wiem czy został wprowadzony w błąd przez wywiad i generałów. Dyktatorowi często się mówi to co chce on usłyszeć. Ale na pewno nie docenił Bidena, którego uważał za słabeusza i oburzenia milionów ludzi na całym świecie, którzy zmuszą swoje rządy do działania. I przede wszystkim nie docenił siły Ukrainy i oporu ukraińskiego narodu oraz charakteru prezydenta Zełeńskiego. Publicznie wyrażał pogardę wobec nich, nie uznawał Ukrainy za państwo, Ukraińców za naród, a Zełeński był dla niego komikiem.

Teraz już chyba nie ma złudzeń. Ciągle stawia swoje nierealne żądania, ciągle buńczuczy, ale już wie, że nawet Rosjanie z Ukrainy stali się Ukraińcami. Putin zjednoczył wszystkich przeciw sobie. Na Ukrainie i w Europie.  Już nie jest przywódcą mocarstwa. Ujawnił twarz dyktatora, mordercy i zwyrodnialca. Tylko taki typ może wydawać rozkazy strzelania do ludzi, zabijania dzieci i kobiet w ciąży.  Tylko taki typ może ustawić Kadyrowców za plecami swych żołnierzy i wyłapywać tych, którzy nie chcą walczyć. Niczym NKWD w czasie II wojny.

Obawiam się, że Zachód uwierzył w siłę sankcji, że wystarczy dostarczyć Ukraińcom broń i powstrzymają Rosję. To złudna wiara. Ukraina może zatrzyma Rosję. Osłabi na tyle, by nie była zdolna zdobyć Kijowa. Ale ile to będzie kosztowało ludzkich istnień? Ile jeszcze putinowcy zabiją dzieci, ile zniszczą miast? Zeleński nadaremnie woła o czyste niebo, by ocalić zabijanych w okrążonych miastach rodaków. Albo chociaż o przekazanie poradzieckich migów. I bezsilnie słucha tłumaczeń o groźbie trzeciej wojny światowej, a przecież już się rozpoczęła. I może się na Ukrainie nie zakończyć.

Zachód ciągle boi się Putina. Nawet teraz, gdy Rosja okazała się niedźwiedziem z wykruszonymi kłami i pazurami. Bo atom. Putin nie użyje atomowych głowic. Ale może na przykład dojść do awarii w Czarnobylu, którą spowodują ukraińscy dywersanci, którzy jak wiadomo bombardują własne miasta. Mogą, ci wredni Ukraińcy, wypuścić na swoich pobratymców trujące gazy, albo wypuścić wąglika. Świat pewnie nie uwierzy, ale Rosjanie – w większości tak. A Putinowi na świecie nie zależy. On tylko boi się, że gdy poddani mu się zbuntują, to może ktoś z ochrony strzelić mu w łeb. Więc nie wierzmy jego groźbom. On się boi bardziej.

W Srebrenicy holenderscy żołnierze pozwolili serbskim nacjonalistom zamordować kilka tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Teraz NATO z całą swoją potęgą pozwala na mordowanie tysięcy bezbronnych mieszkańców Mariupola, Iziuma, Charkowa, Buczy i innych miast.

Włodzimierz Brodiuk

 

Comments

comments