Śmierć pod kocem

Bokserzy to nie lekkoatleci. Chłopaki zadziorne, na dużej dawce adrenaliny, niesforne. I często, niestety, wchodzą w konflikt z prawem. Podobnie zresztą jak zawodnicy z innych sportów walki, w których stajesz przeciwko komuś, by go powalić na matę czy deski i samemu powalić się nie dać. Takim nie poukładanym i na bakier z prawem był Dawid „Cygan” Kostecki. Mistrz na ringu. Jeden z naszych największych talentów ostatnich lat, w życiu poza ringiem przegrywał rundę za rundą. I wreszcie w dziwnych okolicznościach pożegnał się z życiem. Zaskoczyło mnie.

Kostecki to walczak, zakapior, facet który chciał więcej znaczyć niż znaczył. Chyba z powodów kompleksów sam ring mu nie wystarczał i próbował udowadniać swą wartość w światku, z którego nie potrafił się wyrwać i dla ludzi o wątpliwej reputacji. Nie bał się ringu, ale bał się życia. Jak się okazało nie bez powodów.

Jego śmierć jest dziwna. Facet, który ma na koncie pięć odsiadek. Przestępca z wyrobioną marką grypsera, nagle wpada w depresję i postanawia się zabić. Przy czym czyni to w sposób szalenie nietypowy. Najpierw skręca z prześcieradła powróz, potem kładzie się na pryczę i dusi, przykrywając się kocem. Przybyły na miejsce prokurator zauważa na karku ofiary dwa ślady przypominające nakłucia. Prokurator zostaje zastąpiony, a jego następca stwierdza, że sekcja nie znalazła takich śladów. Rodzina pięściarza domaga się powtórnej sekcji. Prokuratura odmawia.

Śmierć w ciasnej celi aresztu na warszawskiej Białołęce jest cicha. Współwięźniowie nic nie słyszą, nic nie widzą. Do mediów przedostają się sprzeczne informacje co do zajmowanej przez ofiarę pryczy. „Rzeczpospolita” donosi, że stało się to na dolnej, ale przecieki późniejsze donoszą o górnej, na której powieszenie w pozycji leżącej byłoby niemożliwe do potęgi. Jak było w rzeczywistości – zagadka pogłębiana przez śledczych. Bo czemu zmieniono prokuratora prowadzącego? Czemu odmawia się powtórnej sekcji z udziałem przedstawicieli rodziny? Kosteckiego przewieziono do Białołęki jako świadka, chociaż przed przeniesieniem się bronił. Rozprawa tymczasem spadła z wokandy, bo nie zjawił się na niej adwokat oskarżonego. Kolejną wyznaczono na termin dwa miesiące późniejszy. To dlaczego świadka nie odwieziono do macierzystego więzienia w Rzeszowie?

Wszystko to świadczyłoby tylko o bałaganie i niekompetencji za którą zazwyczaj minister powinien podać się do dymisji. To opinia obecnego ministra Ziobry adresowana do ministra Ćwiąkalskiego, gdy doszło do podobnej tragedii za rządów premiera Tuska w 2009 roku. Tajemnicze samobójstwo w więzieniu popełnił wówczas trzeci z kolei sprawca zabójstwa Olewnika. Ćwiąkalski zachował się honorowo. Podał się do dymisji. Dziś Ziobro ani myśli to uczynić, bo „sytuacja jest inna”, a „dobra zmiana” winna nigdy nie jest. Standardy magistra prawa też bywają inne niż profesora prawa.

A analogie są dla postronnego obserwatora aż nadto podobne. Kostecki bowiem jest też trzecim już z kolei dziwnym „samobójcą” wśród świadków tzw. „afery podkarpackiej”. W obu sprawach samobójstwa sprzyjają zacieraniu śladów prowadzących do wyjaśnienia. Kto stał za zabójstwem Olewnika? Kto organizował i kto uczestniczył w nierządzie znaczonym też pedofilią?

W 2012 roku Kostecki trafił do więzienia za osiąganie korzyści z nierządu i stręczycielstwo. Bokser oświadczał, że został wrobiony przez rzeczywistych sprawców, którzy pozostają pod opieką oficerów Centralnego Biura Śledczego Policji. Na portalach społecznościowych opublikował informacje, że z usług, prowadzonego przez dwóch braci, burdelu z nieletnimi prostytutkami korzystają politycy i biznesmeni. Do tego nie mające nawet piętnastu lat dziewczynki zmuszane są do wyuzdanego seksu. Do podszywania się pod nazwisko boksera przyznał się podkarpacki biznesmen, ale po takiej publicznej enuncjacji prokuratura nie miała wyjścia. Wszczęto śledztwo w sprawie, które ślimaczy się do dziś. I przykryłby ją kurz zapomnienia, gdyby w 2019 roku nie wypłynęło w mediach nazwisko pewnego klienta burdelu z nieletnimi, polityka PiS najwyższego szczebla.

Media donoszą o nagraniach, które mogą być wykorzystywane do szantażu. Zwłaszcza, gdyby trafiły w ręce wywiadu obcego państwa. Prokuratura zaprzecza, by miała jakiekolwiek dowody na istnienie takich nagrań. Ale dziś prokuratura nie ma już opinii wiarygodnej, zwłaszcza gdy sprawa dotyczy polityków.

Obaj bracia z Ukrainy mają się znakomicie. Odbyli zadziwiająco niskie kary więzienia: rok i półtora roku. Jeden został nawet przedterminowo zwolniony. Za dobre sprawowanie. Ukarano także oficerów CBŚ. Po krótkiej odsiadce jeden z nich prowadzi dziś agencje detektywistyczną. Nie wiadomo dlaczego prokuratura nie zakwestionowała tak niskich wyroków (pozostali organizatorzy seksbiznesu dostali wyroki po osiem miesięcy w zawieszeniu). Przestępczy proceder trwał aż trzynaście lat, od 2004 do 2017 roku. Nadal krążą sprzeczne informacje o seks-taśmach.

Świadkowie, którzy chcieli zeznawać, popełnili „samobójstwa”. Ostatni, bliski znajomy boksera, podobno też próbował się zabić. Śledztwo w sprawie trwa. Tak jak kilka innych, w których media wymieniają nazwiska polityków.

A mnie żal człowieka. Zmarnował talent, zmarnował życie. Nie trafił na Feliksa Stamma.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments