A prawda zaczeka

Jak nie skłamie to prawdy nie powie – takie zdanie o politykach ma coraz więcej moich znajomych. A politycy robią co mogą, by ich w tym przekonaniu utwierdzić. Pojęcia „kłamie”, „kłamstwo” odmieniają na wszystkie sposoby. Oczywiście wyłącznie w odniesieniu do swoich politycznych przeciwników. Sami zaś tylko „pomylili się”, „nie mieli pełnej wiedzy”, „ktoś ich wprowadził w błąd”. Przyciśnięci natomiast do muru przyznają – co najwyżej – że „nie powiedzieli tylko pełnej prawdy”, „rzeczywiście mój kolega trochę się z prawdą rozminął”. I natychmiast wskazują na kłamstwa przeciwników, a swego usprawiedliwiają zmęczeniem czy złą pogodą. I – byłbym zapomniał – jeszcze słowa wytrychy: „zła interpretacja”, „ocena wyjęta z kontekstu”, chociaż gołym okiem widać, że ani kontekstu, ani interpretacji nie było.

Według słownikowej (PWN) klasycznej definicji : kłamstwo to twierdzenie niezgodne z rzeczywistością, mające wprowadzić kogoś w błąd. Celem kłamstwa jest osiągnięcie korzyści. I przy tym pozostańmy, bowiem pojęcia „kłamstwa i prawdy” stały się przedmiotem rozważań filozofów i psychologów, gmatwając tę prostą definicję aspektami wiary i przekonań. Owe rozważania naukowców dały asumpt do sprytnego wykorzystania przez polityków do kształtowania poglądów wyborców odpowiednią mieszaniną prawd, półprawd i nieprawdy.

Jarosław Kaczyński przejęzyczając się wyjaśnił działanie propagandy swej partii: „Nikt nas nie przekona, że białe jest białe, a czarne – czarne.” Nie skłamał. Propagandowa TVP na wszystkich swoich kanałach przekonuje, że czarne jest białe, a białe – czarne. Politycy PiS chcą dobrze dla narodu, a politycy opozycji – nie. PiS to partia ludzi uczciwych, porządnych, prawdziwych katolików, szczerych. A inni kradną, oszukują itd., itp. Efekt jest znany: zdecydowana większość elektoratu tej partii ogląda wyłącznie telewizję publiczną i słucha Radia Maryja. Propagandowa iluzja tworzona przez te (i inne prawicowe media) staje się dla tej grupy wyborców rzeczywistością.

Nie bez przyczyny jednak politycy PiS i pan prezes przebąkują o potrzebie „nacjonalizacji” mediów w Polsce, czyli o ich podporządkowaniu Państwu, czyli rządzącej dziś partii. Po iluzorycznej niezależności prokuratury i coraz skuteczniejszej pacyfikacji sądów, zniknął już faktycznie wyznaczający standardy demokracji trójpodział władzy. Trudniej jednak pozbyć się tak zwanej „czwartej władzy” – niezależnych mediów. Dzięki nim wyborcy – ci, którzy uważają, że władzy należy na ręce patrzeć i nie popierać w ciemno – otrzymują informacje prawdziwe, czyli weryfikowane przez kilka źródeł, co jest istotą dziennikarskiej rzetelności. Co gorsza media te pokazują, że z Nowogrodzkiej wychodzą dyrektywy w każdej istotnej dla państwa i ludzi decyzji rządu i parlamentu.

Partii i rządowi, póki co, nie udało się znacjonalizować mediów i właśnie dostały silny bodziec do dokonania tego jak najszybciej po ponownym zdobyciu władzy. Niezależni dziennikarze dogrzebali się, że marszałek Kuchciński traktuje wojskowe samoloty jak prywatne taksówki, na wożenie do domu siebie, rodziny i partyjnych kolegów. Co by się stało, gdyby dotarł do tego jakiś wścibski reporter TV Jacka Kurskiego? Nic. Nie byłoby afery. A tak wybuchła i rozrosła się, mimo pacyfikowania opinii publicznej przez „praworządne media”. Wystarczyło przez te kilkanaście dni posłuchać i pooglądać na zmianę TVP Info i TVN, a nawet coraz bardziej układającej się z władzą Polsat News. Jakżeż odmienne komentarze. To znaczy w rządowych mediach głównie komentarze, natomiast w niezależnych odkrywanie coraz to nowych faktów. To właśnie z faktów, z niepodlegających dyskusji zdarzeń i dokumentów oraz – co smutne – mataczenia samego marszałka i jego urzędników, wyłaniał się rzeczywisty obraz ludzi władzy i ich morale. Nagle okazało się, że nie da się przekonać, że białe to czarne, a czarne to białe.

Gdzieś wyczytałem, że “gdy moralność kłóci się z zyskiem, rzadko się zdarza aby zysk przegrał”. I to byłby chyba najlepszy komentarz do tej afery, która dla wielu ludzi nadal nie jest aferą. PiS za pośrednictwem TVP i TVP Info nadal wbija do głowy ludziom, że znacznie więcej z samolotów wojskowych korzystał Tusk niż Kuchciński. I ludzie to kupują, chociaż trudno zadań premiera porównać z zadaniami marszałka Sejmu, a porównanie lotów Tuska i premier Szydło dowodzi takiego samego natężenia – niespełna 3 i pół lotu w miesiącu. Tyle tylko, że loty to oddzielny temat. I mniej istotny, chociaż bardzo kosztowny. Podstawowym problemem jest KŁAMSTWO. Ani Tusk, ani Szydło nie kłamali. Kuchciński – sorry – ciągle mijał się z prawdą. A oświadczenia pana byłego już marszałka i jego urzędników nawet się z sobą nie pokrywały.

W normalnej demokracji udowodnienie kłamstwa politykowi, to koniec jego kariery politycznej. Demokracja według PiS nie uznaje „topienia swoich” i ma inną klasyfikację wartości. Marszałek więc nie złamał prawa i przepisów HEAD (szczegółowej procedury lotów najważniejszych ludzi w państwie). Jeżeli nie złamał, to po co zapowiada się zmianę instrukcji HEAD (i to – nie wiadomo po co – w formie ustawy!!!) To wszak naruszenie procedury HEAD PiS wskazuje jako jedną z przyczyn dramatu z 10 kwietnia 2010 roku. Czemu przez 9 lat nie zmieniono tej instrukcji? Nie było potrzeby? Widocznie: nie było.

W normalnej demokracji polityk po ujawnieniu nadmiernego korzystania z mienia państwowego sam podałby się do dymisji, przeprosił i zwrócił nienależne korzyści. Zwrócił do państwowej kiesy pełną wartość, a nie uznaniową na cele charytatywne. Jego partyjni koledzy ministrowie też mieli oddać nienależne nagrody na cele Caritasu, a właśnie Caritas ujawnił, że uczyniło to zaledwie kilkunastu z kilkudziesięciu obiecujących.

Właściwie czego ja się czepiam? Prezes Kaczyński wkroczył i po 10 godzinach debaty „co zrobić z tym zgniłym jajkiem” pan Kuchciński wreszcie podał się do dymisji, a prezes oznajmił, że czyni to dla „DOBRA PAŃSTWA”, bo tak chcą ludzie. On sam pana Kuchcińskiego poważa i szanuje. O mataczeniach nie padło ani słowo. I nie ma się czego dziwić. W kraju, w którym premier skazany bywał za „kłamstwa wyborcze”, a złapany na mówieniu nieprawdy marszałek Sejmu, będzie „jedynką” w nadchodzących wyborach.

Przysłowie mówi, że kłamstwo ma krótkie nogi. Historia dowodzi, że kłamstwo może stworzyć imperium. Bywa, że prawdę odrzucamy na rzecz wpajanej nam iluzji. Tylko, że będzie ona na nas czekała, na chwilę, gdy otworzymy wreszcie oczy.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments