Niedzielne wybory będą wyborami ważniejszymi od parlamentarnych. Nie tylko dla kandydujących do rad gmin, miast i powiatów, ale przede wszystkim dla mieszkańców. Na pięć lat rozstrzygną o tym, kto będzie zarządzał sprawami ich najbliższymi. Wybory do sejmików pomijam, bo tam już wchodzi się w wielką politykę, a sam charakter tych wyborów jest zdecydowanie polityczny.
W niedzielę będziemy musieli zdecydować na kogo postawić. Rozstrzygnąć, czy przenieść centralne fobie i sympatie do gmin i powiatów, czy kontynuować w swoich opłotkach wojnę polsko-polską, czy po prostu wybrać tych, którzy będą najrzetelniej i najlepiej spełniać zadanie gospodarowania naszym wspólnym majątkiem i zaspokajać nasze potrzeby.
Tu w gminie czy powiecie wiemy, że o radnym, wójcie czy burmistrzu nie decyduje legitymacja partyjna, czy jej brak. Weryfikacja postaw i charakterów następuje na codzień. W rozstrzyganiu o sprawach z wyżyn Warszawy malutkich, ale z naszej perspektywy wielkich. Okazuje się szybko jak fotele władzy zmieniają ludzi, jak nagle ten przytulany wczoraj wyborca staje się zwykłym petentem, natrętem przeszkadzającym w „sprawowaniu urzędu”. Szybko okazuje się czy ludowe przysłowia się sprawdzają i jak bliska ciału jest własna koszula. I ile znaczą wyborcze obietnice.
W przedwyborczej propagandzie pełno jest „dokonań” i obietnic. Pełno rzeczy, których nie da się nagle zweryfikować, półprawd i kłamstw. Sukcesem nazywa się załatanie dziury i wypełnienie opłaconego z naszych pieniędzy OBOWIĄZKU. Ojców sukcesu obrodziło w nadmiarze. O porażkach cisza. Za to deklaracji o zrobieniu wszystkiego co nie zrobiono przez ostatnich kilka, przepraszam – kilkadziesiąt lat, zatrzęsienie. Gdyby dać wiarę, to kandydaci przyjdą rozwiązywać nasze kłopoty do naszych domów. Nie znalazłem zapewnienia, że przyjmą wyborcę w każdej sprawie i znajdą na to czas. No, tu przynajmniej przebiło się nieco prawdy.
Zasypuje się nas ulotkami. Mniej lub bardziej kolorowymi. Większość natychmiast wyrzucamy, ale czasami warto na nie zerknąć, by przekonać się na przykład, że kandydat nie wie co pisze. Kandydaci obiecują co zrobią, podczas gdy obiecanki spełnić nie będą mogli. Dlaczego? Bo startując do powiatu obiecują nam realizację zadań gminy czy miasta. Oto, czytam, budować będą osiedlowe czy wiejskie uliczki, kłaść kanalizację, inwestować w skyte park, budować mieszkania. Czyżby nie wiedzieli do jakiej rady kandydują?
Młodzi piszą, że czas starych się skończył. I jak czytam zapewnienia faceta, który cztery lata przesiedział w radzie, tylko po to by podnosić „kiedy trzeba” rękę, bo dostał fuchę na dotrwanie do emerytury, że będzie wspomagał swoim doświadczeniem, to się zastanawiam, czy młodzi nie mają racji. I czy takie „doświadczenie” tego faceta nie lepiej zastąpić „brakiem doświadczenia” młodszego, któremu cynizm jest jeszcze obcy.
Rzućcie okiem na ulotki komitetów wyborczych. Mieszkańcy zniesmaczeni są kolesiostwem i nepotyzmem, układami, ale na ulotkach większości kandydatów o zwalczaniu tego raka ostródzkich samorządów nie ma ani słowa. Nie dostrzegają tego. A może wolą nie obiecywać niszczenia mechanizmu, który można by wykorzystać. Jest natomiast nawoływanie do ZGODY i nie dzielenia, i do POROZUMIENIA radnych, gwarantujących ROZWÓJ. To o tyle ciekawe, że hasła te głoszą ci, którzy akurat dzielili i utrwalali podział w samorządzie – szczególnie powiatowym – i podejmowali decyzje bez POROZUMIENIA z cała Radą. Włączali tym samym hamulec ROZWOJU.
Nie wiem jak innych Ostródzian, ale mnie zdumiała elegancko wydana na kredowym papierze, bogato ilustrowana, licząca ok. 50 stron publikacja, właściwie książka wyborcza obecnego burmistrza. Kosztowna promocja. Tylko po co? Koń, jaki jest, każdy widzi. Każdy mieszkaniec miasta. A jednak? Czy każdy pamięta, że odwiedzali nas i wojewoda, i ministrowie? No to się z książeczki dowie. I o tym, że Ostróda się będzie rozwijała bardziej jeszcze, bo Najmowicz poszerzy granice miasta i „poprawi demografię”. O poszerzenie granic zabiega Ostróda od dawna, ale mieszkańcy gminy nie chcą. Jak ich przekona? Nie wiadomo. Ale chyba jeszcze trudniejsze będzie z „poprawieniem demografii”. Na papierze wszystko się da, ale osobiście?
W polityce najtańsze są obietnice. Chcesz? To ci nawet krokodyla dam. Byle zagłosuj. Papkinów nie brakuje. A naiwnych? Zobaczymy.
Kandydaci „Razem dla Powiatu” też obiecują. Ja też. Zapewniam, że zwalczać będziemy nadal obłudę, nepotyzm i układy. A jak wygramy, spróbujemy naprawić to co popsuto z głupoty lub z premedytacją. Albo za przyczyną małostkowości i zawiści, bo „lekarz nie może zarabiać więcej od starosty”. I nie piszę o niechlujnie wykonanych chodnikach. Piszę o przywróceniu jawności konkursów na stanowiska, które konkursów wymagają. O fachowości zamiast kolesiostwa. O likwidacji zbędnych stanowisk. O przywróceniu normalnego funkcjonowania szpitala, w którym będzie funkcjonował rentgen i świąteczne dyżury, a krytyczne uwagi nie będą powodem do zwalniania lekarzy. Szpitala, do którego wróci szacunek dla pracowników, bez którego nie ma szacunku dla pacjenta. To się już raz udało. Uda się i tym razem, o ile „kolesie” przestaną rządzić.
Z własnego doświadczenia wiemy, że o wartości człowieka na stanowisku nie decyduje partyjna przynależność, a mądrości nie gwarantuje dyplom magistra. Decyduje traktowanie drugiego człowieka. I, proszę mi wierzyć, na listach „Razem dla Powiatu” nie ma ludzi, którzy nie szanują innych. Udowodnili to swoim postępowaniem w pracy zawodowej i społecznej. Zdecydowana większość kandyduje po raz pierwszy. I są związani tylko z wyborcami. Zasługują na Nasz głos.
Do zobaczenia przy urnach.
Włodzimierz Brodiuk