Wokół starosty kręci się, kręci się….

Pomyliłem się. Biję się w piersi, walę w klawisze i odszczekuję: Prezes Boniecki nie leżakował. Przynajmniej nie na gorących wyspach. W ostatni czwartek, gdy ordynator Wiśniewski zmuszony był wstrzymać planowane przyjęcia pacjentów na Oddział Urazowo-Ortopedyczny ostródzkiego szpitala, szef tego szpitala był widziany w Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim, gdzie akurat rozstrzyga się obsada stołka stanowiska dyrektora Wydziału Zdrowia. Więc nie leżakował. I chyba nie przestraszy się pogróżek starosty Wiczkowskiego, który ogłosił przed kamerami, że sytuację w szpitalu „wyjaśni i konsekwencje wyciągnie”.

Starosta Wiczkowski wyraźnie powtarza scenariusz „zbawiania” szpitala z przełomu lat 2015/2016, kiedy to także „wyjaśnił i konsekwencje wyciągnął” zwalniając prezesa szpitalnej spółki, a z lekarzami się dogadał. Wówczas też (rzekomo!) nie wiedział o decyzji zamykania dwóch szpitalnych oddziałów i wywożenia pacjentów, chociaż prezes był zobowiązany o swej decyzji zawiadomić starostę jeszcze przed podjęciem tej decyzji. Tyle, że powtórka może się nie udać. Sytuacja jest inna, a pracownicy szpitala coraz bardziej zdeterminowani bałaganiarskim sposobem zarządzania, traktowaniem „per noga” i kolesiowatym układem. Więc starosta może odwołać prezesa, ale jeżeli pogłoska o jego kandydowaniu na dyrektora Wydziału Zdrowia Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego się potwierdzi, to będzie to po myśli pana prezesa Bonieckiego. W nagrodę weźmie dodatkowo solidną odprawę.

A konkurs na dyrektora w PUM w Gdańsku przebiegł w trybie błyskawicznym. Od ogłoszenia konkursu do złożenia oferty kandydaci mieli tylko 10 dni, chociaż z przeglądu innych konkursów, na mniej eksponowane stanowiska zwykłych inspektorów, wynika że standardem jest termin dwutygodniowy. Może to dziwić, podobnie jak nie podawanie nazwisk zgłaszających się kandydatów, co świadczy o braku narzucanej ustawą transparentności naboru. To z kolei budzić może zastrzeżenia co do rzetelności i podejrzenia „ustawiania”. Ale to już problem pomorski. Podobnie jak ewentualne powierzenie człowiekowi, który nie dał sobie rady w kolejnym szpitalu (po Tczewie i Trójmieście), zadania kierowania służbą zdrowia w całym województwie. Przypominałoby to czasy nie tak odległe, kiedy to „karano” kiepskich kierowników…. awansami. Oczywiście, kierowników „z plecami”.

Wróćmy do Ostródy. Zgodnie z pragmatyką pan starosta, chociaż buńczucznie to głosi, nie może wyciągnąć żadnych konsekwencji ani wobec prezesa, ani tym bardziej wobec ordynatora. Może natomiast polecić Radzie Nadzorczej. Ta może odwołać prezesa i ogłosić konkurs na jego następcę. To też przypomina czasy nieodległe: uspokojenie poprzez zwolnienie i zwalenie całej winy na zwalnianego. Tyle, że wiele wskazuje na to, że pan Boniecki przyszedł do Ostródy na intratne przeczekanie. Na spotkaniach z radnymi jego brak zainteresowania rozwojem szpitala bił po oczach i uszach.

W stwarzaniu problemów w szpitalu swoją rolę odegrała Rada Nadzorcza. O trzech panach z politycznej układanki było i jest cicho, chociaż Rada zastępuje przecież właściciela w kontroli poczynań prezesa. Usprawiedliwić tych panów można tylko wówczas, gdyby pan starosta sam rolę nadzorcy pełnił. A przecież jest jeszcze jedna znamienita osoba – przewodniczący Rady, specjalista od wszystkiego, który to specjalista występuje nawet w imieniu prezesa PZOZ S.A. Są też radni, którzy w trosce o własne interesy siedzieli cicho i pokrzykiwali na kolegów z Rady, którzy próbowali zwrócić uwagę na szpitalne problemy. Wszyscy skupieni wokół starosty Wiczkowkiego i od starosty uzależnieni. To wokół niego – jak w kabaretowej piosence – kręci się, kręci się. Tylko kto kręci?

A gdy przyjdzie do wyjaśniania tej kolejnej afery w szpitalu, w którym – co zapewniali niedawno panowie Wiczkowski i Paliński – było cacy i szło ku lepszemu, to okaże się, że wszystko odbywało się za plecami i Rady, i starosty, i specjalisty. A potem rozwinie się gadka o radnych opozycji, którzy tworzą wokół szpitala niekorzystną atmosferę i rzucają kłody pod nogi. Zwłaszcza niżej podpisany. No, może jeszcze lekarze się zbyt panoszą. I może pielęgniarki…

A jak się już wszystko uspokoi to można będzie znowu kręcić się, kręcić się… ?

W.B.

Comments

comments