Powiatowy deal, czyli samorządowe zależności…

W grudniu 2014 r. „Nasz Głos” opublikował wywiad z wicestarostą ostródzkim Edmundem Winnickim. Przez całą rozmowę przewijała się właściwie jedna teza: nareszcie Morąg ma silną reprezentację w powiecie i nareszcie z budżetu powiatu zaczną być zaspokajane potrzeby tego miasta. Na okrasę bohater wywiadu dorzucił jeszcze Miłakowo. Pozostawmy na boku oczywiste rozminięcie się z faktami tezy, że przed panem W. nic w tym mieście nie inwestowano. Ważniejszy jest sposób rozumowania przedstawiciela władz powiatowych, dla którego najważniejszym zadaniem jest realizacja interesów własnego podwórka i swoich. Wyraźnie sygnalizuje swojemu okręgowi wyborczemu, co jest głównym celem jego działania i przygotowuje grunt do następnych wyborów: proszę, załatwiłem.

Postawa Winnickiego nie jest wyjątkiem, raczej potwierdza regułę. I to nie tylko postaw radnych samorządu powiatowego. Także gminnego i wojewódzkiego oraz posłów. Interes społeczny wiąże się z prywatnym, a to najsilniejsza motywacja. Jednak między szeregowym radnym a starostą jest istotna różnica we wpływie na kształtowanie wydatków i nagłaśnianiu swoich preferencji. Radny powinien, ale Starosta musi kierować się potrzebami całego powiatu i jego zrównoważonego rozwoju, a nie wyłącznie swoimi sympatiami i interesami. Trudne, ale możliwe. Zwłaszcza, gdy nie poprzestaje się na wykorzystaniu gwarantowanych dochodów budżetu, lecz sięga się po środki i rozwiązania zewnętrzne. Ale jeżeli chce się tylko trwać…?

Istotnym czynnikiem postaw rządzących samorządami są zależności wewnątrz organu samorządu jakim jest rada powiatu. Starosta i członkowie zarządu muszą mieć stabilną większość w radzie. W przytoczonym wywiadzie wicestarosta wskazał na jeden z elementów budowania większości: łącznik interesu miejscowego. W tym przypadku interesu Morąga: „stanowimy silną grupę, ponieważ mimo tego, że startowaliśmy wszyscy z innych komitetów wyborczych(…), potrafiliśmy się zjednoczyć, aby reprezentować gminę”. Reprezentować gminę!!!

Z Morąga pochodzi jednak tylko 5 radnych. Mało, ale wystarczy do budowania koalicji. W kolejnym etapie wystarczy załatwiać interesy wyłącznie prywatne: stworzyć etat dla jednego bezrobotnego radnego, załatwić pracę rodzinie innych radnych, umożliwić zaspokojenie osobistych potrzeb i aspiracji kolejnych. A nadto obsadzić wszystkie funkcje w radzie i tym sposobem obdarzyć większość koalicji wyższymi dietami. Teraz można się już nie oglądać na „pokrzykiwania” opozycji. Tym bardziej, ze do jej uciszania ma się „swoich” już radnych z miejsca zamieszkania opozycjonistów. Należy jeszcze tylko kogoś z owej grupy „przymknąć” delikatnym „nie podskakuj, bo stracisz”. Władza ma wiele możliwości.

I władza zaczyna czuć się bezkarna. Na przykład w wykorzystywaniu samorządowego koryta. Pensje z najwyższej półki, luksusowa limuzyna, ryczałty, delegacje… Na ostatniej sesji pokazano jeszcze jedną możliwość „wynagradzania” SWOICH. Oczywiście, zgodnie z prawem.

Poprzedni zarząd powiatu krytykowano za zatrudnienie etatowego członka. Ostro wypowiadali się o tym między innymi panowie Winnicki, Pec i Kacprzyk. Pieniądze, ich zdaniem, zamiast na etat trzeba było przeznaczyć na inwestycje. Po objęciu jednak władzy przez koalicję, z udziałem wspomnianej trójki, etatowego członka zarządu powołano. Nikt nie protestował. Amnezja. Tyle, że dziś nie jest to już kwestia etatu tylko etatu rotacyjnego.

W poniedziałek z etatowego członka zarządu koalicja odwołała p. Smolaka, a na jego miejsce powołała krytyka etatowości p. Kacprzyka. Odwołany członek zarządu został z kolei wybrany przewodniczącym Komisji Rewizyjnej. SWÓJ będzie kontrolował SWOICH.

Przyczyny tej roszady pozostały ukryte w koalicyjnych piernatach. Można się domyślać, że trzeba było zadowolić obu. Że jeden pan dorobił sobie do emerytury i podniósł nieco jej wysokość, a następstwo drugiego wynikło z wcześniejszego zobowiązania. I chociaż przyczyna może być też inna, to i tak jej źródłem jest układ interesów osobistych, a nie powiatu.

Na tym samym posiedzeniu Rady Powiatu Ostródzkiego ujawnił się inny biegun zależności. Skoro mamy SWOICH, to muszą być też OBCY. Ową dychotomię, czyli podział całości (powiatu) na dwie różne części, ujawnił sołtys wsi Rudno – Szymon Woźniak, który wraz z grupą mieszkańców zjawił się na sesji, by prosić o pomoc, a spotkał się z nieprzychylnością powiatowej władzy.

We wsi Rudno istnieje zakład utylizacji odpadów Związku Gmin Ostródzko-Iławskich „Czyste Środowisko”. Transporty śmieci rozjeżdżają drogę dojazdową do wsi, a starania o partycypację w jej utrzymaniu i remontach są przez ów zakład i związek gmin od lat odrzucane. Obecnie do dewastacji drogi dołożył się Budimex, wykonawca obwodnicy Ostródy, który wozi tą drogą ciężkie kruszywo.

Mieszkańcy Rudna postanowili poprosić o pomoc starostę i Radę Powiatu. Kazano im najpierw czekać, a potem sołtys za drzwiami sali obrad usłyszał od samego pana starosty przyczynę pomocowej opieszałości. Otóż, całkiem inaczej władze podeszłyby do problemu, gdyby pan sołtys nie startował do rady powiatu z komitetu wyborczego byłego starosty. Sam jest więc sobie winien. Pan Woźniak tak był tym zdumiony, że walnął o tym z mównicy, mimo zagłuszania go przez przewodniczącego obrad.

Zastanawiam się jak „problem drogi do Rudna” byłby traktowany, gdyby młody i energiczny sołtys został radnym. Czy posłużyłby do „pozyskania” radnego do koalicji interesów? Znając go, wiem jedno: w odróżnieniu od innych, „ugłaskać” by się nie dał. Bo jeszcze obcy jest mu cynizm układów i jeszcze chce działać dla innych, a nie mówić, że tak czyni. To pocieszenie na przyszłość. Tym większe, im więcej będzie tego typu społeczników. .

Póki co powiatowy deal kwitnie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Comments

comments