Nie ma dymu bez ognia

O prywatyzacji ostródzkiego szpitala zrobiło się ostatnio głośniej za sprawą pism ostródzkich parlamentarzystów PiS Bogusławy Orzechowskiej i Zbigniewa Babalskiego do starosty Wiczkowskiego. Ale z niedomkniętych gabinetów decydentów pogłoski o takich zamiarach docierały już wcześniej. Potwierdzał je niepokój pracownic laboratorium, które podniosły larum zbierając podpisy pod protestem przeciw temu zamierzeniu. Potwierdzały też nerwowe i nieskoordynowane reakcje samych decydentów`.

„Po ubiegłorocznym kryzysie – napisali parlamentarzyści – związanym z planowanymi zamknięciami oddziałów, wybrano nowy zarząd. Wybrano go, by ratować, a nie działać na szkodę szpitala i jego pracowników. Działanie polegające na sprzedaży laboratorium jest pierwszym krokiem do stopniowej wyprzedaży szpitala i jego prywatyzacji. Niezrozumiałym działaniem jest przekazanie grubo ponad 100 tysięcy złotych dla ratowania sytuacji szpitala morąskiego, przy stopniowej wyprzedaży szpitala w Ostródzie, którego utrzymanie jest jednym z podstawowych zadań powiatu.”

 Starosta Wiczkowski oczywiście wszystkiemu zaprzecza. Parlamentarzystów nawet raczył pouczyć: „Jednocześnie zwracam się z prośbą, abyście Państwo nie podejmowali żadnych działań pod wpływem emocji czy niesprawdzonych informacji. (…). Zaoszczędzi to nam, a w szczególności pacjentom niepotrzebnych emocji.”

 Emocji zaoszczędziłoby właściwe zachowanie starosty, który wyraźnie zapomniał, że to właśnie pacjentom, a szerzej mieszkańcom powiatu winien jest rzetelne wyjaśnienie zamiarów wobec najważniejszego podległego mu przedsiębiorstwa. Tymczasem są one utrzymywane w szufladzie tajne-przez-poufne.

Jednak nie ma dymu bez ognia. A ten ogień zapala nie kto inny tylko powiatowa władza. Tak było przy absurdalnym pomyślnie zamknięcia dwóch oddziałów szpitalnych na przełomie roku. Wówczas pracę stracił prezes szpitala, którego uczyniono ofiarą nie swoich – tak sądzę – decyzji. I tak jest dziś, gdy na prezesa powołano menadżera Janusza Bonieckiego, który w każdym z zarządzanych szpitali –w Tczewie i Gdyni – prywatyzacyjne ciągotki ujawniał.

Najwyraźniej swój punkt widzenia na opiekę medyczną objawił w pomyśle na wprowadzenie odpłatnych świadczeń poprzez „dobrowolną rezygnację” samych pacjentów z konstytucyjnego prawa do bezpłatnego leczenia w placówkach publicznej służby zdrowia na rzecz usług odpłatnych. Miało to „zlikwidować” oczekiwanie w kolejce na przyjęcie do szpitala, a jednocześnie poprawiłoby kondycję finansową tego szpitala. Leczenie zależałoby od zawartości kieszeni. Pomysł został zablokowany przez ówczesnego ministra zdrowia Marka Balickiego.

Szpital to same problemy. Podstawowym zaś kłopoty związane z niedostatecznym finansowaniem. W głowach menadżerów rodzą się więc pomysły na obniżenie kosztów, a restrukturyzacja (pojęcie niesprecyzowane i pojemne) wyrasta na motyw przewodni. Mieści się w nim także pozbywanie „nierentownych” oddziałów i zlecanie usług na zewnątrz, czyli outsourcing. W tych działaniach gubi się często główny podmiot ochrony zdrowia: pacjenta. Celem staje się szpitalna ekonomia, bilans przychodów i wydatków. Narzędzie, przedmiot materialny staje się podmiotem działań menadżerów i zatrudniających ich lokalnych (powiatowych) polityków.

Nie chciałbym przesądzać, że takiego właśnie menadżera zatrudniono w ostródzkim szpitalu, ale wskazują na to m.in. doniesienia prasowe. Restrukturyzacja Szpitali Tczewskich S.A. (placówki w Tczewie i Gniewie) to m.in. likwidacja oddziału chorób wewnętrznych w Gniewie, zakontraktowanie części usług u firm zewnętrznych (usługi pralnicze, techniczne i część medycznych) i rozpoczęcie procesu prywatyzacyjnego poprzez giełdę New Connect. Ten ostatni zamiar został zablokowany po wyborach samorządowych w 2014 r.

Prezes Boniecki odszedł wówczas (styczeń 2015 r.) na szefa powołanej z dwóch szpitali spółki w Gdyni. Jak wyjaśnił portalowi tczewska.pl uczynił to „po namowach marszałka województwa pomorskiego”. Ten sam marszałek dość szybko stracił do niego zaufanie, bo odwołał go ze stanowiska już po roku. Powód? Dziennik Bałtycki podaje za Hanną Zych-Cisoń z zarządu województwa pomorskiego: „zbyt małe zaangażowanie w pracę na rzecz szpitala”, „częste wyjazdy i inne, niezwiązane z działalnością spółki obowiązki”. Ten ostatni zarzut związany jest z pełnieniem funkcji (wówczas i dziś) wiceprezesa Zarządu Polskiej Federacji Szpitali Drugiej Kadencji.

Ale Dziennik donosi też o innych przyczynach: „Jego decyzje, podejmowane po przejściu do Gdyni, budziły wiele kontrowersji. Już w marcu zaprotestowali pacjenci, gdy okazało się, że nowocześnie wyposażony oddział kardiologii nieinwazyjnej ma zostać przeniesiony ze szpitala w Redłowie na plac Kaszubski. W sierpniu prezes ogłosił decyzję o likwidacji Zakładu Patomorfologii od lat pracującego w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie. Przyczyna – zepsuło się urządzenie zwane zatapiarką. Nagłośnienie sprawy pomogło w znalezieniu sponsora, który zatapiarkę kupił i uratował zakład.”

Jeszcze raz podkreślam: nie chcę oceniać nowego prezesa, bowiem: „po owocach go poznacie”. Ale w kontekście usilnych zapewnień starosty Wiczkowskiego o braku zamiaru prywatyzacji laboratorium, warto wskazać na to, że p. Boniecki wyprowadził ze szpitala w Tczewie właśnie laboratorium i diagnostykę obrazową. W pierwszym przypadku przyniosło to (aż) kilkadziesiąt tysięcy złotych oszczędności, w drugim zakończyło się rozwiązaniem umowy i odbudową diagnostyki szpitalnej.

W Trójmieście mamy do czynienia z rynkiem usług medycznych, a więc z konkurencją. W Ostródzie z monopolem. Pomysł na oszczędności wydatków oznaczałby oddanie monopolu w ręce prywatne i uczynienie ze szpitala „dojnej krowy” skazanej na cenowe „widzimisię” nastawionej wyłącznie na zysk prywatnej firmy. Dla mnie takie działanie w naszych warunkach byłoby ewidentnym działaniem na niekorzyść ludzi, szpitala i powiatu. Kto więc na tym by skorzystał? Ten kto otrzymałby prezent w postaci przynoszącego zysk laboratorium. Więc gdzie tu jest sens i logika? Starosta Wiczkowski powinien się z tego wytłumaczyć.

Tymczasem Starosta Wiczkowski udaje, że nic się nie dzieje i do spółki z prezesem Bonieckim na zaniepokojenie parlamentarzystów odpowiadają, że uchwały w sprawie prywatyzacji laboratorium nie podjęto. Pewnie tak jest, ale … czy mimo to, nie wprowadzają w błąd? W pełni o sytuacji i swych zamiarach przecież nie informują.

Przyjrzyjmy się datom. 26 lutego, zaledwie kilka dni po powołaniu p. Boniecki ogłosił laborantkom, że ich miejsce pracy, mimo zysku, zostanie zlikwidowane. Pan starosta, chociaż nie jest za prywatyzacją – oznajmił trzy dni później przedstawicielkom tychże pań – że jeżeli uzyska oszczędności (sic!!!) to nie będzie miał wyjścia. Ba, wróbelki ćwierkają że znana jest już ponoć firma, która nowocześnie wyposażone laboratorium przejmie. O dziwo, firma z Trójmiasta.

Mimo zdarzeń 26 i 29 lutego , 18 marca później starosta Wiczkowski sugeruje parlamentarzystom, że problem jest wydumany. Prezes Boniecki w tym samym czasie mówi Gazecie Ostródzkiej, że trzeba będzie coś zrobić z oddziałem zakaźnym i wprowadzić do szpitala oddział geriatryczny. W jaki sposób, skoro szpital jest w tak złej kondycji? Może po likwidacji zakaźnego miałby to być kolejny etap prywatyzacji. Cicho natomiast o radiologii. Może dlatego, że w Tczewie oddanie w obce ręce okazało się totalną porażką. Może…

Do prywatyzacyjnych zagrożeń wrócę. Dziś, jako radny powiatu i mieszkaniec Ostródy żądam od starosty Wiczkowskiego odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie: o interesy kryjące się za decyzją, której ponoć jeszcze nie ma, ale już została przez nowego prezesa szpitala zapowiedziana.

Coś tu śmierdzi, panie starosto!

 

Comments

comments

Komentarze są zamknięte.