Dotacja dla Morąga, czyli wspólnota interesów…

Pieniądze to temat zawsze drażliwy. Zwłaszcza, że ich ciągle wszystkim brakuje. W przypadku samorządów najdotkliwiej odczuwają to powiaty, których budżet zasilają głównie dotacje i subwencje, a więc pieniądze znaczone już w momencie trafiania do powiatowej kasy. Znaczone, gdyż są skierowane na konkretne zadania. Nie oznacza to, że władze powiatu nie mają innych dochodów. Jednak w stosunku do gmin czy województw te jednostki samorządu terytorialnego są najuboższe.

Upraszczając, skalę zróżnicowania określa udział w podatku od dochodów. I tak: z PIT (od osób fizycznych) samorząd gminny otrzymuje ponad 39 proc. wpływu tego podatku z terenu gminy, powiatowy – 10,25 proc. z terenu powiatu, a wojewódzki – 1,6 proc. z terenu województwa. Udział w podatku od osób prawnych (CIT) kształtowany na tych samych zasadach wynosi odpowiednio: gmina – 6,71 proc., powiat – 1,4 proc., województwo – 14,75 proc.

Poza udziałem w podatkach istotny wpływ na „lepszą” sytuację finansową gmin mają wpływy z majątku własnego (głównie podatki lokalne), bo to gminy są dominującym właścicielem dóbr rzeczowych (gruntów i budowli) na swoim terenie.

Tyle wstępu do interesującej dyskusji na ostatniej, wtorkowej sesji Rady Powiatu Ostródzkiego, do porządku której, w ostatniej chwili, wprowadzono projekt uchwały o dofinansowaniu szpitala miejskiego w Morągu. Kwota niby nieduża. Ot, tylko 136 tysięcy złotych, ale znacząca.

Warto przypomnieć, jako że większość Czytelników już nie pamięta, że w 2001 roku na usilne wnioski i prośby burmistrza miasta i gminy Morąg tamtejszy szpital został przez tamtejszy samorząd przejęty od powiatu. Argumenty były ważkie: lepsze gospodarowanie, wsparcie miasta, zapewnienie lepszej opieki zdrowotnej. Dotacje państwowe do szpitali były uwarunkowane mniej rygorystycznie niż obecnie czyni to NFZ, a ponadto do szpitala przynależne były całkiem atrakcyjne…. działki. To było dobre zabezpieczenie potrzeb szpitala. Co się z nimi stało? Póki co nie wiem. Podobnie jak nie znam sposobu wykorzystania wartości tych działek.

Faktem pozostaje, że w okresie mego starostowania wielokrotnie na sesjach powiatu padały wnioski o finansowe wsparcie morąskiego szpitala. Były odrzucane, jako że nie było i nie jest to zadaniem powiatu. Ale raz Rada się ugięła i w 2014 r. przyznała 100 tys. zł na zakup łóżek, zobowiązując się jednocześnie do wyasygnowania takiej samej kwoty na ten sam cel dla własnego szpitala w Ostródzie. Ale nie zdążyła, a obecna rada zobowiązań poprzedniej realizować nie zamierza. Jak widać ma inne priorytety.

Na sesji postawiłem wniosek, by zamiast przeznaczać pieniądze na zakup aparatu USG w Morągu dotować nimi remont windy w szpitalu ostródzkim. Wszystkie bowiem trzy są jedynie warunkowo dopuszczone do użytkowania i w każdej chwili grożą im postoje. Ale radni odrzucili ten wniosek. Być może marzy im się dołączyć do szpitala w Słupsku, ponoć jedynego szpitala w Polsce zatrudniającego noszowych. Zamiast wozić windą roznoszą chorych na noszach. Bylibyśmy (odpukać!!!) drudzy, ale na podium.

Poważnie jednak traktując decyzję powiatowych radnych, należy wnosić że jest to jednak spłata „koalicyjnych” zobowiązań. Bez głosów radnych z Morąga rządzić się nie da. Jest to widoczne także w geografii wydatków powiatu na drogi. Ale o tym przy innej okazji.

To, że radni z Morąga wykorzystują sytuację nie dziwi. Ciekawa jest natomiast postawa niektórych radnych z Ostródy i okolicy. Mogę nawet zrozumieć, że po otrzymaniu odpowiednich posad muszą ręce podnosić, ale żeby przy tym „gardłować” za. Oto radny Dąbrowski, były burmistrz Ostródy z oburzeniem wskazywał, że to Ostródzianie są głównymi beneficjentami budżetu powiatu i Morążanom się też należy. Ktoś inny dodał, ze wszyscy są mieszkańcami powiatu, a jeszcze inny podziękował staroście za zakup USG dla szpitala w Ostródzie. Jak dostała Ostróda , to i Morąg powinien. Radny nie wiedział, że aparat dla powiatowego szpitala kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Walki z Rakiem Piersi „Eliksir Życia” do spółki ze ostródzkim szpitalem, i że to Ostródzianie zbierali pieniądze na to przez wiele lat. Starosta podziękowania przyjął, sprostować nie raczył. Normalne.

Tak samo jak cała sesyjna gadanina, że wszyscy są mieszkańcami powiatu, że wszystkim się należy, żeby nie dzielić ludzi, itd. Rzecz bowiem polega tylko na realizacji zadań „własnych”.

I chociaż interesy radnych i zadania powiatu nie są pojęciem tożsamym, to słówko „własny” zdaje się je w swoisty sposób łączyć.

 

 

Comments

comments