Byliśmy, jesteśmy i będziemy…

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Pierwotnie miały być rozegrane w czerwcu i lipcu 2020, ale przeniesiono je na 2021 ze względu na szalejący COVID-19. Pozostawiono jednak nazwę EURO-2020, by uczcić 60 rocznicę organizacji pierwszych mistrzostw Europy. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie było to dziwne piłkarskie święto. Byłem piłkarskim kibicem od mego „zawsze” i dalej nim pozostanę. Kocham po prostu sport w każdym wydaniu. Jednak po grupowych meczach naszych piłkarzy  „spłynęło” ze mnie, początkowo ogromne, zainteresowanie. Nawet dobrze nie poczuliśmy tych mistrzostw, nie zaznaliśmy smaku zwycięstwa naszych ulubieńców i już było po wszystkim! Euforia opadła i pozostało kibicowanie dobrej piłce i … słabszym  drużynom. Niech chociaż im się uda!
Marzenia o sukcesie piłkarzy w dużych imprezach typu Mistrzostwa Świata czy Mistrzostwa Europy wyzwolił we mnie zespół marzeń trenera wszechczasów Kazimierza Górskiego. W 1974 roku doprowadził naszą reprezentację do historycznego III miejsca na świecie. Wtedy to legendarna ekipa Górskiego była prawdziwą rewelacją mistrzostw.
Bramkarz Jan Tomaszewski, najlepszy rozgrywający mistrzostw Kazimierz Dejna;  Andrzej Szarmach, Grzegorz Lato i Robert Gadocha – atak marzeń; Henryk Kasperczak, czy podpora obrony Jerzy Gorgoń w parze z Władysławem Żmudą. A przecież kontuzjowany był wtedy i nie pojechał na mundial Włodzimierz Lubański.

Osiem lat później  kolejny sukces. W kraju trwa, chociaż niby zawieszony, stan wojenny. Euforia nadziei została przyduszona, internowano czołowych działaczy pierwszej SOLIDARNOŚCI, ludzi walczących o Wolną Polskę: Wałęsę, Frasyniuka, Borusewicza, Mazowieckiego, Niesiołowskiego i wielu bohaterów tamtych dni. Milicja i SB szuka Bujaka. Śmieszne, ale niektórzy dzisiejsi „kombatanci” jeszcze nie wiedzą, że przypiszą sobie zasługi innych, a nawet mają na sobie mundury sił represyjnych.

Większość „dóbr” – cukier, mięso, papierosy, wódka jest reglamentowanych. Wymieniamy się słynnymi kartkami! W sklepach puste półki. Na duchu podnosi triumf piłkarzy. Trzecie miejsce na podium mistrzostw świata zdobywa drużyna pod wodzą trenera Antoniego Piechniczka. Świat pięknieje.

W tamtej drużynie obok starych mistrzów – Lato, Szarmach czy Żmuda – zagrały nowe gwiazdy: Boniek, Młynarczyk , Iwan… Ta drużyna, ci piłkarze, dali nam, w tych trudnych czasach komunistycznego reżimu, poczucie swobody. Może chwilowe, może złudne, a jednak  wartościowe. Dzięki talentowi, dzięki pracy, dzięki wytrwałości i determinacji w dążeniu do sukcesu i do bycia najlepszym, wbrew wszystkiemu. Pokazali nam wszystkim, że można i na moment zapomnieliśmy o kordonach i kartkach na żywność.

Dzisiaj świat stoi otworem. Piłkarze nie potrzebują uciekać z kraju, by rozwijać swój talent, a także zwyczajnie więcej zarabiać w najlepszych, znacznie bogatszych od naszych, europejskich klubach. Piłkarzom drużyny Piechniczka władza łaskawie pozwoliła legalnie wyjechać za granicę i grać w narodowej drużynie. Dzisiaj prawie wszyscy kadrowicze naszej reprezentacji grają w klasowych zagranicznych klubach. Bayern,  Juwentus, Napoli, Hellas Werona  czy Leeds i Liverpool  to całkiem swojskie nazwy. Marzenia piłkarzy z PRL w III RP spowszedniały.

Dzisiaj mamy najlepszego piłkarza na świecie anno 2020 Roberta Lewandowskiego. Zieliński, Krychowiak, Glik, Szczęsny czy Bereszyński to podpory swoich klubów w czołowych ligach Europy. Wartość transferowa wielu polskich reprezentantów liczy się w milionach a nawet dziesiątkach milionów dolarów. Dolarowa wartość naszej narodowej drużyny niewiele ustępuje wartości zespołu Portugalii i jest znacznie wyższa niż wartość reprezentacji Czech, Słowacji i Ukrainy. Tyle, że dolary nie grają. Naszych na EURO 2020 już nie ma. Wspomniane zespoły przeszły do fazy pucharowej.

Piłkarze Górskiego i Piechniczka tworzyli dobrze rozumiejący się i zgrany kolektyw, sprawnie wypełniający założenia taktyczne trenerów. Drużyna Sousy była zlepkiem gwiazd, z których właściwie jedynie Lewandowski grał na poziomie gwiazdy. Reszta wykazywała wyraźne zagubienie. Co o tyle dziwne, że ci sami piłkarze kierowani przez Brzęczka potrafili pewnie awansować do finału EURO, pokazując siłę zwycięzców. Na EURO poszli w rozsypkę już w meczu ze Słowacją. I mimo remisowego sukcesu z Hiszpanią, znowu zagrali niepewnie, chociaż walecznie, ze Szwecją.

Po eliminacjach nadzieje na wreszcie dobry występ biało-czerwonych  wzrosły. Ale marzenia prysły szybciej niż się ukształtowały. Nie wiem czy zmiana trenera na pół roku przed mistrzostwami było dobrym pomysłem. Reprezentacja z trenerem Brzęczkiem wygrywała, pod wodzą Sousy potrafiła wygrać tylko ze słabiutką Andorrą. Zostawię to specjalistom. Ja jestem tylko kibicem, który mimo wszystko nadal będzie marzył o reprezentacji stanowiącej zgrany kolektyw. Reprezentacji, która wreszcie zacznie grać skutecznie i pięknie, z wiarą w zwycięstwo.

Dzisiaj można tylko tradycyjnie powiedzieć: „Polacy, nic się nie stało”. Przed piłkarzami i kibicami już eliminacje do kolejnych Mistrzostw w Świata w Katarze w 2022 roku. Już ściskam kciuki, tak jak inni kibice. Bo mimo kolejnego zawodu jesteśmy – i będziemy – z naszą reprezentacją.
Taki już los kibica….

 

 Włodzimierz Brodiuk

 

Comments

comments