Jak to dobrze żyć dzisiaj w Polsce, w kraju przewidywalnym, europejskim, demokratycznym w każdym calu; kraju do którego wracają młodzi ludzie, którzy uciekali z niego za poprzednich rządów; kraju w którym właściwie nie ma żadnej inflacji; w kraju bez afer, bo porównywanie dzisiejszych afer z poprzednimi , to wielkie nieporozumienie…. Tak dzisiejszą rzeczywistość prezentują zwolennicy PiS, a zwłaszcza działacze tej partii. Także naszego gminnego szczebla.
Nie wiem jak można nie widzieć tego co dzieje się w Polsce? Nie dostrzegać jak – każdego praktycznie dnia – afera goni aferę. Jest ich tyle, że już spowszedniały. Przyzwyczailiśmy się! Nie robią one już na nas żadnego wrażenia! To smutne. Nie wiem jak Wy, ale za szczególną bezczelność uważam porównywanie ongisiejszych „ośmiorniczek” z aferą respiratorową , maseczkową, budowami elektrociepłowni w Ostrołęce i floty promów w Szczecinie, aferą PCK czy „Rodzina na swoim”. A to tylko afery z jednej szuflady: gospodarczej.
Za „ośmiorniczki” rządy padały! A dzisiaj? Słupki poparcia utrzymują się na prawie niezmienionym poziomie. Władzy, przy pomocy TVP, ciągle udaje się ludowi wmawiać, że „to wina Tuska – niemieckiego patrioty”. Dziś dochodzi jeszcze „wina Trzaskowskiego”. I tyle. Lud nawet nie reaguje, gdy liderkę białoruskiej opozycji za spotkanie z Trzaskowskim odsyła się po pomoc do Moskwy. Bo lud kupuje kolejne obietnicy PiS, kolejne łapówki, na kolejne „PiS da” się nabiera. Pytanie od kogo rząd weźmie na to „da”, kryje się między wierszami „Polskiego Ładu” w postaci kolejnych podatków i obciążeń.
Oficjalnie to bogaci mają zapłacić za kolejną rządową socjalną hojność. W rzeczywistości zapłacimy wszyscy. Tu kłania się przykład „500+”. Miało poprawić byt najuboższych i tak się stało. Na krótko. Dziś „500+” to już nieco ponad „300+”, a dane dowodzą, że już w 2020 roku znowu zwiększyła się liczba rodzin biednych. Tymczasem oficjalna inflacja wzrosła do 5 procent, a w zaciszu giełd towarowych rośnie hydra znacznie większej inflacji.
Zatrzymam się na własnym podwórku, na którym najwcześniej pojawiają się sygnały inflacyjne. Ceny paliw i energii mają bowiem znaczący wpływ na kształtowanie cen towarów i usług. Zwłaszcza towarów i usług podstawowych. Tego rządowe media nie podają, ale na giełdach paliw dramatycznie wzrosły ceny węgla, gazu i energii elektrycznej.
Jesteśmy ponoć węglową potęgą i węgla mamy pod dostatkiem. Jednak w przetargach ogłaszanych przez przedsiębiorstwa ciepłownicze praktycznie nie ma ofert polskiego węgla. Jest za drogi i – z powodu dużej zawartości siarki – kiepskiej jakości. Jego spalanie powoduje duże zanieczyszczenie środowiska, niszczy kotły i filtry. W naszym województwie nie spotkałem się ani ze sprzedażą polskiego węgla dla gospodarstw domowych i na produkcję energii cieplnej i ciepłej wody w miejskich ciepłowniach. Dominuje węgiel rosyjski. Coraz droższy.
Ciepłownie miejskie są już po przetargach na dostawę węgla na następny sezon grzewczy. Przetargi rozstrzygnięte , umowy podpisane, ale gorzej z realizacją. Dostawcy zrywają wcześniejsze umowy i narażają się na kary umowne. Płacenie kar jest dla nich bowiem bardziej opłacalne niż dostawy węgla i miału po umownych cenach. Powód: z dnia na dzień cena węgla wzrosła ….. aż dwukrotnie.
Realizacja umów okazuje się nieopłacalna, a nawet niewykonalna.
Na tym nie koniec. Polskie przedsiębiorstwa energii cieplnej „bodźcowano” do rezygnacji z kotłów węglowych między innymi poprzez instalowanie silników na gaz, produkujących nie tylko czynnik grzewczy, ale także energię elektryczną. Takie rozwiązanie wprowadził między innymi ostródzki MPEC. Ale ekonomiczne bodźce szybko znikły, za to ceny gazu zaczęły rosnąć, co czyniło kogenerację coraz mniej opłacalną.
Dziś cena gazu dla przedsiębiorstw jest na giełdzie 2,5-krotnie wyższa.
I na koniec europejski czynnik wzrostu: uprawnienia do emisji CO2, czyli do spalania węgla. Miały być remedium na zanieczyszczanie środowiska. Produkcja ciepła i energii elektrycznej poprzez spalanie węgla stawała się droższa, a więc niekonkurencyjna ekonomicznie. Ba, tylko że konkurencji praktycznie nie ma, pozostał bat coraz droższej produkcji. Uprawnienia podlegają regulacjom rynkowym, co oznacza, że można nimi handlować poprzez giełdę. Można też spekulować. Efekt: ceny uprawnień rosną w tempie astronomicznym. Jeszcze niedawno kosztowały 25 Euro za jedno, dziś to już 58 Euro, a wzrost nie hamuje.
Tu perełka. Państwo dostaje od Unii Europejskiej darmowe uprawnienia i w założeniu powinno przekazywać je na ratowanie, w takich sytuacjach jak dzisiejsza, przedsiębiorstw energetycznych. Po to, by chronić kieszenie swoich obywateli, hamować wzrost cen. Zgodnie zresztą z głoszonymi hasłami socjalnymi. Tymczasem rząd sprzedał uprawnienia na giełdzie. Dlaczego? Zabrakło na 500+ czy 13-stą emeryturę? Nie wiem. Zasada jednak: by dać trzeba od kogoś wziąć – została zachowana. Rząd własnych pieniędzy nie ma.
Powtórzę. Podwyżki prądu, gazu, węgla i ciepła bezpośrednio wpłyną na koszty naszego życia. Bo przełożą się na wzrost cen wszystkich podstawowych towarów i usług. Bo najbardziej odczują to najbiedniejsi. W finansach elit, także różnych Obajtków, podstawowe artykuły bytowe to ułamek wydatków. Ich nie zaboli.
Polski Ład zapowiada godne życie najuboższych. Zabiorą bogatszym, dadzą biedniejszym. Podzielą biedę. Nie wiem czy w przypadku wzrostu inflacji, taki podział nie doprowadzi tylko do powszechniejszej pauperyzacji. Historia dowodzi bowiem jasno: koszty każdej zmiany zawsze ponoszą najubożsi.
Nie chciałbym, by nasz dobrobyt niczym węgiel spoczął na hałdzie. Chciałbym by to co napisałem było krakaniem.
Żebym to ja, a nie rzeczywistość, skrzeczała….
Włodzimierz Brodiuk