Z najnowszego sondażu portalu WP wynika, że – w opinii wyborców – wybory samorządowe wygra Komitet Obywatelski. Dwa razy mniej – 20,5 proc. – z nas wierzy w wygraną PiS, a prawie nikt w zwycięstwo Lewicy. Tyle, że nie wiadomo co on określa? Wybory do samorządu wojewódzkiego, powiatowego czy gminnego? Wydaje się, że tylko do samorządu wojewódzkiego, bo w tej części wyborów komitety poszczególnych partii występują w pełnej okazałości i czytelnie, a ich wyniki kształtują obszar władztwa krajowego.
To właśnie na szczeblu województw rozegra się główna bitwa. Ten kto wygra sięgnie po decydowanie o funduszach unijnych, czyli miliardach euro, ale także o obsadzie posad w setkach spółek. Wygrana ma wzmocnić albo osłabić władzę centralną. Dlatego też koalicja zapowiada powtórkę z wyborów parlamentarnych: osobne listy – wspólne rządy.
Partie polityczne angażują swój potencjał dość istotnie także wyborach samorządowych w metropoliach i większych miastach, nawet wówczas, gdy przychodzi im jedynie wspierać kandydatów formalnie bezpartyjnych. Tak jak prezydent Gdańska. Na znacznie mniejsze wsparcie mogą liczyć partyjni kandydaci w mniejszych ośrodkach miejskich, powiatach czy gminach. Głównym jest szyld, który w rejonach o wyraźnych sympatiach partyjnych (jak na Podkarpaciu szyld PiS) jest czy też bywa gwarantem sukcesu.
W gminno-powiatowej rzeczywistości wyborczej odnotowuje się jednak zjawisko ukrywania partyjnych związków pod pompatycznymi i – w założeniu – chwytliwymi, ale w gruncie rzeczy ukrywającymi polityczne sympatie, nazwami. W wielu przypadkach za apolitycznymi nazwami komitetów kryją się konkretne partie. Dlaczego? Przyczyny są różne, ale za podstawową należy uznać słabość partyjnych struktur. Także słabość personalną. Na tym tle wyróżnia się jedna siła polityczna. Słabe personalnie PiS stawia na szyld.
Tusk i Hołownia zapewniają, że nie będą powtarzali praktyk poprzedników. Partyjni działacze i sympatycy nie znajdą się w państwowych spółkach, których zarządy i rady nadzorcze będą obsadzane przez fachowców i transparentnie. Podobnie mają być obsadzane wszystkie „niepolityczne” stanowiska. Jak będzie – zobaczymy. I nawet wierzę, że tak się stanie. Na górze. Jednak ze swoich obserwacji, ale także własnych doświadczeń, mam podstawy sądzić, że im dalej od centrum, tym bardziej te zapewnienia tracić będą moc sprawczą.
W województwach, powiatach i gminach do głosu dochodzić będą interesy i interesiki nieformalnych układów i zależności. To zresztą już się okaże w trakcie wyborczej kampanii. Co prawda ustawa ustala limity wydatków komitetów wyborczych, ale przecież są różne możliwości wsparcia „swoich” kandydatów. I to wsparcie będzie można zauważyć. Po wyborach zaś przyjdzie czas „odwdzięczania się”. Ewentualnego, bo nie każdy „bogaty wsparciem” kandydat i komitet wygra. Zwłaszcza w miastach i gminach, gdzie wiedza o tym „kto za kim stoi” i „kto kogo popiera” jest dość powszechna.
Włodzimierz Brodiuk