Premier Donald Tusk ogłosił właśnie termin wyborów samorządowych. Odbędą się za niecałe trzy miesiące. Pierwsza tura 7 kwietnia , druga – 21 kwietnia. Czasu pozostało więc niewiele, zwłaszcza dla niepartyjnych komitetów mieszkańców.
W październikowych wyborach dokonaliśmy zmiany władzy. Liczymy, że będzie ona skuteczniej realizować zadania państwa. Mieszkańcy wielu gmin, miast i powiatów też chcieliby zmian. I o ile w wyborach do sejmików wojewódzkich (a także w metropoliach) można się spodziewać powtórki starcia dwóch partyjnych bloków (broniącej się przed totalną klęską Zjednoczoną Prawicą i koalicją demokratyczną), o tyle w pozostałych samorządach, w tym w Ostródzie i powiecie, nie bez szans są komitety bezpartyjne.
Nasze miasto ma za sobą doświadczenia z władzą o różnym rodowodzie. W ostatnich wyborach odrzuciliśmy dość źle ocenianego partyjnego włodarza i postawiliśmy na bezpartyjnego. Miało być lepiej, było…. No właśnie. Sam wsparłem obecnego burmistrza, licząc na to, że człowiek z doświadczeniem i dorobkiem w biznesie, potrafi też dobrze zarządzać miastem. Pomyliłem się. Po partyjnym działaczu, któremu zarzucano większą dbałość o dobro partii (i partyjnych towarzyszy) niż miasto, przyszedł człowiek bez samorządowego doświadczenia. Ambicje nie poparte umiejętnościami konsolidacyjnymi i znajomością funkcjonowania samorządu pożądanych owoców nie wydały. Tym bardziej, że radni, w większości związani z PO i PiS, okazali się równie „ambitni” i doszło do permanentnego wzajemnego blokowania się. A Ostróda marniała.
Dzisiaj wiem, że Ostródy już nie stać na kolejny eksperyment, na kolejnego burmistrza bez doświadczenia, umiejętności współdziałania i dorobku w samorządzie. Ale nie stać też na radnych, dla których rozgoryczenie przegraną ich kandydata powoduje odrzucanie współpracy z wybranym burmistrzem. Niewielu radnych mijającej kadencji wykazało się chęcią takiej współpracy. Piszę o „chęci”, bo przykładów współpracy w rozwiązywaniu problemów miasta trudno jest znaleźć.
Z racji wieloletniej pracy w ostródzkich samorządach, ale także jako ostródzianin zainteresowany sprawami miasta, oglądałem sesje i byłem zdumiony ich przebiegiem. Wzajemne lekceważenie, inwektywy, kłótnie. Daruję sobie opis „popisów” radnych i kosztownych dla miasta decyzji, za które podejmujący je przecież nie zapłacą. Kto oglądał ten wie.
Ostróda już tylko z nazwy jest Letnią Stolicą Mazur. Kiedyś 36-tysięczne miasto wyludnia się i starzeje. Bardziej aktywni i młodsi szukają swego miejsca na ziemi gdzie indziej. W Trójmieście, Warszawie czy Olsztynie, a nawet jak w przypadku moich dzieci we Wrocławiu i Pradze. A my, starsi, mamy marzenia, że wrócą. Ale kto wróci do miasta, którego władze zamiast w ostrej nawet polemice nakreślać plany rozwoju, skupiają się na zabezpieczaniu interesów. Swoich. I trwają w decyzyjnym klinczu, kto jest ważniejszy i mądrzejszy.
W kolejnej kadencji samorządu ta sytuacja nie może się powtórzyć. Można przewidzieć, że w Radzie Miasta znajdą się przedstawiciele kilku komitetów wyborców. Niech się różnią, niech się spierają, ale niech swoje ambicje i interesiki zakopią we własnych ogródkach. W moim komitecie znajdą się właśnie tylko tacy kandydaci. Z własnymi poglądami, niezależni od partyjnych notabli i troszczący się o miasto.
Kampania samorządowa jeszcze formalnie nie ruszyła, a już w Internecie pojawiły się, nazwę to delikatnie, „nieczyste” wpisy, co wskazuje, że znowu czeka nas zalew „fejków” i może po raz kolejny powtórzyć się brudna kampania. Ani ja, ani nikt z mego komitetu, nie będzie tolerował hejtu. Nie tylko w stosunku do nas, ale także w stosunku do naszych kontrkandydatów. Nie pozostaniemy też obojętni.
Czas rozmawiać o przyszłości naszego miasta konkretami, a nie fake newsami!
Włodzimierz Brodiuk