Między szansą i Braunem

Odłączone komputery i wyniesione drukarki, taki obrazek zastała nowa ekipa przejmująca Kancelarię Prezesa Rady Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej. To pewien symbol degrengolady polskiej elity politycznej. Przynajmniej odchodzącej i raczej „elyty” niż elity.  Nową władzę czeka więc nie tylko czyszczenie przysłowiowych stajni Augiasza, ale także odbudowa jakości sprawowania urzędów, które objęła z rekordowym poparciem i mocno rozbudzoną nadzieją. Ale eksces Brauna pokazuje, że niekoniecznie tylko z tym przyjdzie się jej zmagać.

Demokracja to system niezwykle delikatny, narażony na destrukcję i niedosłyszący nadchodzących burz. Kaczyński umiejętnie wykorzystał możliwości sparaliżowania tego systemu wykorzystując jego instrumenty. Demokracji nie można – w odróżnieniu od dyktatury – narzucić, zadekretować. Trzeba ją mozolnie budować. Po odzyskaniu wolności zapomnieliśmy, że nie wystarczy zapisać prawa i obowiązki. Trzeba się ich też nauczyć i utrwalić.

W PRL pojęcie patriotyzmu ukształtowano w postaci walki o wolność, bohaterskości przegranych zrywów i klęsk z jednej strony i naszej nadzwyczajności z drugiej. W III Rzeczpospolitej  zmieniliśmy niewiele. Zamieniliśmy bohaterów na innych, zburzyliśmy jedne pomniki, by wznieść inne. Główny wątek pozostał ten sam. Z dodatkiem zwycięstwa nad komunizmem. Formalnym. Duch komunizmu pozostał. I ten duch objawił się tęsknotą za prawdami objawionymi przez władzę, triumfował pojęciami „władza dała”, „kradnie, ale się dzieli”, „dba o nas”. Z drugiej strony daje o sobie znać i dziś, po zmianie władzy. Krzyczy żądaniem rozliczenia, ukarania, drogi na skróty. Zwolennicy nowej władzy chcą szybko, chcą już, nie zważając na pozostawione przez poprzedników miny i pułapki.

W niektórych środowiskach po odsunięciu PiS od władzy zapanowała wręcz euforia, a w Internecie pojawiły się żądania likwidacji pozostawionego przez poprzedników bałaganu na skróty. Tym bardziej naglące, że powszechna jest obawa, że prezydent Duda tak jak był wcześniej posłuszny poleceniom z Nowogrodzkiej, tak teraz może być głównym hamulcowym zmian i będzie wetował ustawy przywracające praworządność. Jednak droga na skróty, to najgorsza z możliwych. Odcinał się od nich w expose Donald Tusk.  Koalicja 15 Października ma za cel – zapewniał – przywrócenie prawa i normalności na pokolenia, a nie na jedną kadencję. Gwarantem, że zmiany – także personalne – odbywać się będą zgodnie z prawem zdaje się jednak być nowy Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny prof. Adam Bodnar.

Usuwanie pozostawionych przez PiS min i pułapek, przywracanie demokratycznych porządków nie będzie pewnie zaspokajało zniecierpliwienia. Potrwa nie tygodnie, ale miesiące, a może nastąpi dopiero po  wyborze nowego Prezydenta. To wymaga cierpliwości.  A tymczasem niedostrzegalnie rośnie w Polsce brunatny margines. Paradoksalnie sprzyja temu zjawisku system demokratyczny. W PRL poglądy i postawy faszyzujące były pacyfikowane. W dyktaturach nie ma miejsca nie tylko na skrajne, ale w ogóle „inne” poglądy. W III RP odżyły i trwały na marginesie życia politycznego. Do czasu.

Przełomu dokonał, o dziwo, piosenkarz. W 2015 roku Kukiz umieścił na swych „antysystemowych” listach członków Ruchu Narodowego (Winnicki) i Młodzieży Wszechpolskiej (Andruszkiewicz) oraz endeków z Kornelem Morawieckim na czele. Partia Kukiza dość szybko się rozpadła. Ale pałeczkę przejął Kaczyński. Dostrzegł, że po prawej stronie rośnie elektorat i warto go zagospodarować. To zaś uwidoczniło się wsparciem finansowym różnych organizacji określających się jako „patriotyczne”, w tym Marszu Niepodległości 11 Listopada, Roty Niepodległości, Straży Narodowej, itp. Polityka „kupowania” przyniosła efekt odmienny od zamierzonego. I zamiast przyciągnąć „narodowych patriotów” do PiS wzmocniła środowiska, które w wyborach 2019 roku wystąpiły zjednoczone w Konfederacji.

PiS nie wyciągnął żadnych wniosków. Wsparcie dla środowisk nacjonalistycznych, a nawet faszyzujących,  rosło. Bez pożądanego skutku. Bez efektu też pozostały umizgi do tych antyeuropejskich i antyukraińskich środowisk w postaci zaostrzenia wypowiedzi polityków władzy. Efektem było pozbycie się przez Konfederację Bąkiewicza i spółki, który na wsparciu finansowym PiS najbardziej korzystał. Konfederacja zyskała, a PiS stracił władzę.

Konfederacja z ekscesem Brauna jednak ma problem. W momencie, gdy stara się stworzyć obraz normalnej partii demokratycznej ujawnia się, w sposób powszechnie naganny, jej skrajnie nacjonalistyczne oblicze. Braun przypomniał zacierane przez Konfederację hasła Mentzena: nie chcemy Żydów, gejów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. Co gorsze, że te hasła nadal są żywe znajduje potwierdzenie w internetowych wpisach zwolenników tej partii występujących w obronie Brauna.

Występki Brauna były dotychczas bagatelizowane. Ot, enfant terrible polskiej polityki. Można jednak podejrzewać, że było to i jest jego celowe, na zimno skalkulowane działanie. Skierowane do najbardziej skrajnego skrzydła polskiej prawicy. Przeciw Mentzenowi i Bosakowi, którzy starają się „ucywilizować” opinię o Konfederacji i liczą na wzmocnienie przez mających zbliżone poglądy zwolenników PiS. Ale dziś nadal muszą się oni liczyć ze swoimi radykałami typu Brauna. I dlatego oficjalnie wspierają go, niby krytykując. Popełniają ten sam błąd co PiS. Wzmacniają zagrożenie ekstremizmem.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments