Ostatnie tygodnie przynoszą coraz więcej sygnałów, że kampania wyborcza już się rozpoczęła, a kierownictwo PiS zdradza wyraźne obawy przed porażką. Uwidacznia się to nie tylko w mało skoordynowanych zapowiedziach o tym „co komu władza da”, ale także w bezczelnym już rozdawnictwie narodowego dobra wśród swoich. Korupcja polityczna prześciga się z grabieniem pod siebie.
PiS na wyścigi z Solidarną Polską rozdają apanaże, starając się zapewnić swoim działaczem miękkie lądowania na wypadek utraty władzy i tracenia setek, a nawet tysięcy ciepłych posadek. Dziesiątki różnorakich funduszy i fundacji obsadzonych partyjnymi bonzami, kolesiami i pociotkami, hojnie dojących Skarb Państwa, mają być podstawą trwania obu partii na arenie politycznej.
Te 40 mln rozdanych ostatnio przez Czarnka to drobna cząstka kasy przelewanej do partyjnej, a nawet prywatnej, kieszeni. Drobna, ale najgłośniejsza, bo aż kipi bezczelnością. Liderzy PiS głoszą, że minister dzielił kasę transparentnie. I mają rację, chociaż owa transparentność jest skutecznie blokowana przez TVP, orlenowskie i prorządowe media, dzięki czemu o aferze nie ma pojęcia – jak wykazały sondaże – połowa Polaków.
A jak wygląda transparentność i legalność? Schemat jest prosty. Projekt ustawy, którą opracowuje się w ministerialnym zaciszu, zgłasza grupa posłów Zjednoczonej Prawicy. W ten sposób unika się społecznych konsultacji, którym muszą być poddane wszystkie projekty rządowe. Projekt poselski wchodzi na tzw. „szybką ścieżkę” legislacyjną. Jest naprawdę szybka. Sejm potrafi uchwalić taki projekt w jeden dzień, a zwłaszcza noc. Bez zbędnej dyskusji, którą próbują wzbudzić posłowie opozycji. Uchwalona ustawa trafia do Senatu. Ten – co jest regułą – zasięga opinii fachowców i ekspertów, wychwytuje błędy, wprowadza poprawki, doprowadza treść ustawy do zgodności z Konstytucją. Syzyfowa praca. Sejm wszystkie zmiany w ustawie wyrzuca do kosza. Bez dyskusji. Wszystkie w jednym głosowaniu. A dodatkowo, co też już bywa regułą, dodaje tzw. „wrzutki”, które często nie mają nic wspólnego z problematyką ustawy.
W ten sposób – „transparentnie” – utworzono też „fundusz inwestycyjny” Czarnka. Pan minister również działał transparentnie. Powołał komisję ekspertów do oceny wniosków, a potem oceny ekspertów potraktował jak Sejm poprawki Senatu. Wyrzucił do kosza. Bo mógł. Sam zresztą przyznał, że tak zrobił, bo nie będzie dawał forsy „komuchom”, „szkodnikom” i „lewactwu”. I nieważne, że 70 proc. wnioskodawców, którym dał kasę nie spełnia kryteriów konkursu, nie ma ani doświadczenia, ani dorobku, powstała w ostatnich dwóch latach, a jedna nawet trzy dni przed złożeniem wniosków. Część z obdarowanych nie ma też nic wspólnego z oświatą.
W tzw. publicznej telewizji tego nie zobaczycie, w tzw. publicznym radiu – nie usłyszycie, a szkoda. Warto wszak się dowiedzieć, gdzie są ukryte owe „komunistyczne” pozarządowe stowarzyszenia. A są one dość liczne, bo do ministerstwa Czarnka wpłynęło kilkaset wniosków, w tym od stowarzyszeń i organizacji zajmujących się rehabilitacją i edukacją niepełnosprawnych czy zdrowiem psychicznym dzieci i młodzieży, działających od wielu lat i mających bogaty dorobek. W tym Polski Związek Niewidomych. I to są wg ministra RP „komuchy” i „lewactwo”.
W założeniu organizacje pozarządowe wspomagają zadania państwa. W tym przypadku w wychowaniu, edukacji i wspomaganiu deficytów dzieci i młodzieży. Dotacje państwa uzupełniają jedynie środki zdobywane z innych źródeł, w tym od samorządów i darczyńców. Finansują bieżącą działalność i wyposażenie. Potrzeby są ogromne, stąd wsparcie musi być szczególnie wyważone, by umożliwiło ich zaspokojenie jak największej licznie organizacji. Jak największej liczbie dzieci. PiS olał tę zasadę i tylnymi drzwiami wprowadził finansowanie zakupu nieruchomości. A Czarnek zadbał by forsę dostali głównie swoi.
I tu kończy się transparentność. Pozostają tylko obelgi rzucane przez ministra z sejmowej mównicy i popisy posła Kowalskiego. Niezależne media zaś wyciągają kolejne „brudy”, ujawniają kłamstwa i nieprawidłowości. Oto aż 14 na 45 dofinansowanych podmiotów pochodzi z województwa lubelskiego, z okręgu wyborczego pana ministra. Trzy z tych podmiotów powiązanych jest bezpośrednio z osobą ministra: w Towarzystwie Gimnazjalnym „Sokół” minister przez 17 lat (aż do 4 października 2022 roku) zasiadał w komisji rewizyjnej; dotacje miliona złotych otrzymało też stowarzyszenie kierowane przez proboszcza parafii Czarnka; wreszcie za kasę z „Willi plus” OSP w Jakubowicach Konińskich kupiło działkę przy szkole kierowanej przez szwagra ministra. Przy okazji wyszło na jaw, że szkoła ta, do której uczęszcza tylko 253 uczniów, otrzymała w sumie z ministerstwa edukacji aż 15 mln zł dotacji. Ot, przypadek.
Pozostańmy w naszym regionie, już nie tak hojnie obdarowywanym, ale też w myśl zasady „dać swoim”. Fundacja „Dumni z Elbląga”, zarejestrowana w kwietniu 2022 roku, dostała 2,2 mln złotych na zakup ponad 2,5 ha nieruchomości rolnej w Karczowiskach Górnych, z domem o 10 pokojach, trzema garażami, własnym lasem, stawem i domkiem pszczelarza. Fundacja ma na swym koncie aż dwa osiągnięcia: przygotowała „szlachetną paczkę” dla jednej rodziny i pośredniczyła w przekazaniu dzieciom kaszek dla dzieci. Prezesem fundacji jest lokalny przedsiębiorca – jak informują media -kolega szefa Akademii PiS, szkolącej partyjne kadry.
Posłanka Falej złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, wskazując, że fundacja nie ma ani historii, ani dokumentacji działania, a ponadto dostała pieniądze na nieruchomość rolną, której fundacja – zgodnie z prawem – kupić nie może. Tylko co z tego. Fundacja Wolność i Demokracja, założona przez ministra Dworczyka, otrzymała zgodnie z wnioskiem, 4,5 miliona złotych na zakup nieruchomości na Żoliborzu. Już po przyznaniu kasy zmieniła zdanie i postanowiła kupić willę na Saskiej Kępie. Ministerstwo edukacji nie dostrzega w tym złamania zasad konkursu.
I nie ma co się dziwić. Sedno tkwi bowiem nie w jakichś tam regulaminach konkursu i wspomaganiu oświaty. Chodzi o to, by za pieniądze z budżetu państwa, czyli z NASZEJ KIESZENI, „kupić” należącą do Skarbu Państwa, czyli do NAS, nieruchomość – willę lub apartament – i po kilku latach przejąć ją na własność partyjnych kolesi. Przepraszam, fundacji.
Transparentnie i legalnie. Kłopot tylko w tym, by o machinacjach, a opisane to tylko cząstka procederu, nie dowiedział się wyborca PiS. Może sobie bowiem nagle uświadomić, że „kasuje się” nie tylko opozycję, ale i jego samego. Bo się może zdenerwować.
Włodzimierz Brodiuk