Nie tylko w Ukrainie

Nowy rok zaskoczył chyba najbardziej cenami na stacjach paliw. Nie wzrosły, a na Orlenie nawet spadły. Jak to możliwe: VAT wzrósł o 15 procent, a ceny – nie. Cud? Niestety, to tylko kolejna przedwyborcza manipulacja. Po początkowej panice, wywołanej agresją Rosji na Ukrainę i restrykcjami wobec agresora, rynek paliw ustabilizował się, a ceny ropy spadły. Ale nie ceny na stacjach paliw, bo Orlen trzymał wysokie marże, generując rekordowe zyski. Dziś tłumaczą nam, że manipulacja ta miała na celu uniknięcie szoku cenowego, czyli Obajtek z Morawieckim oszczędzili nasze nerwy. A że przy okazji Orlen i budżet zarobił? Wzburzenie radykalnym wzrostem cen na pewno rzutowało by na słupki poparcia partii władzy. I o to w tej noworocznej niespodziance chodziło przede wszystkim.

W minionym roku światem wstrząsnęła napaść na Ukrainę i bestialstwo agresora. Moskiewski reżim odsłonił swą okrutną twarz tyrana, mordercy i gwałciciela, pozbawionego moralnych zasad i człowieczeństwa. Ujawnił także, że lata prania mózgów upodobniły większość obywateli tego „mocarstwa” do władzy. Ta większość popiera agresję, pochwala zbrodnie i aprobuje próbę unicestwienia nie tylko sąsiedniego państwa, ale całego narodu, z którego spora część mówiła – bo to wojna zmieniła – tym samym językiem co oni, ba, uważała się za Rosjan. To nie wyobrażalne, ale oni aprobują nadal  bombardowanie szkół, szpitali czy osiedli w Ukrainie, zabijanie kobiet i dzieci.

Skąd takie zbydlęcenie? Nie wzięło się samo z siebie. Nie jest też żadną narodową cechą. To efekt wieków zniewolenia i upodlenia zwykłych ludzi w carskiej i sowieckiej Rosji. Dziś Putin, car i towarzysz I sekretarz komunistycznej partii  w jednej osobie, kontynuuje „dzieło” swych poprzedników. Nawet na linii frontu, gdzie sołdat jest nadal tylko mięsem armatnim.  Towarzyszy z Komitetu Centralnego zastąpiła kontrolowana z Kremla klika oligarchów. To jest ich kraj. Na tyle, na ile władza pozwoli. Opozycja też ma określone granice. Ich przekroczenie grozi więzieniem lub nieszczęśliwym „wypadkiem”. Kremlowi podporządkowane są wszystkie dziedziny życia: media, policja, sądy. Wszechobecne macki władzy kształtują świadomość mas, zgodnie z wolą władcy: Rosja jest potężna, niezwyciężona, święta, a cały Zachód, główny wróg, chce Rosję zniszczyć, upodlić, zabrać „wielkość”. Wrogowie zresztą są także w samej Rosji: geje, lesbijki i liberałowie.

Mit niezwyciężonej Rosji padł w Ukrainie po kilku dniach agresji. Te kilka dni zadecydowały też o zmianie nastawienia Zachodu, który dotychczas flirtował z Rosją, nie bacząc na ostrzeżenia z Polski i krajów nadbałtyckich. Dziś wszyscy zdają sobie sprawę, że Ukraina jest polem bitwy o przyszłość, Zachód ma świadomość zagrożenia, ale nadal ociąga się przed rozstrzygającym wsparciem. Byłoby nim dostarczenie broni dalekiego zasięgu, pozwalającej niszczyć okręty i wyrzutnie, z których wystrzeliwuje się rakiety niszczące miasta i mordujące dzieci. Bez tej broni wojna będzie się przedłużać, narastać będzie zmęczenie i słabnąć wola pomocy. Rok 2023 rozstrzygnie czy Zachód jest wystarczająco silny i zdeterminowany.  Przyglądają się temu z zainteresowaniem nie tylko Chiny.

Agresja Rosji zjednoczyła demokratyczny Zachód i … Polaków. Sami zaskoczyliśmy się postawą współczucia i pomocy. Od prawa do lewa. I to w kraju, w którym władza polityczna dąży do autokratyzmu i podporządkowała sobie już praktycznie wszystkie instytucje demokratyczne, a za wzór stawia (dokładniej: stawiała) Węgry, które lawirują między forsą z Brukseli i ropą od Putina, dystansując się od Ukrainy.  Polska odwrotnie, w antyrosyjskim froncie jest najradykalniejsza. Kaczyński operujący w polityce wewnętrznej retoryką podobną do putinowskiej, zdaje sobie doskonale sprawę, że Rosja to rzeczywiste zagrożenie dla bytu ościennych państw i narodów. Niezależnie od ich ustroju.

Zjednoczenie w sprawie napaści na Ukrainę nie oznacza zakończenia wewnętrznych sporów. Ostatecznie wojna polsko-polska ma też formę agresji i niszczenia. Celem jest zniszczenie demokracji liberalnej z trzema ośrodkami władzy, w której władza wykonawcza podlega kontroli przestrzegania prawa przez organy od niej niezależne, na rzecz demokracji pozornej, w której przy zachowaniu formalnych instytucji państwa demokratycznego, są one w rzeczywistości uzależnione od jednego ośrodka władzy. Jak w putinowskiej Rosji, tak i w tym przypadku władza wykonawcza wybrana w powszechnych wyborach decydowałaby o obsadzie innych ośrodków władzy. Politycy władzy kontrolowaliby wszystkie organy państwa.  W takim państwie nie byłoby miejsca dla społeczeństwa obywatelskiego, na potrzeby takiego państwa kształtuje się społeczeństwo hierarchiczne, w którym ochronie podlega nie obywatel lecz władza.

Krok po kroku mamy właśnie z tym do czynienia. W mediach publicznych propaganda, czyli przekaz od władzy, zastąpił już informację i krytyczne oceny działań władzy. Partyjny minister Czarnek próbuje przeforsować ustawę, w której o szkole decydowałby kurator, czyli partyjny urzędnik, a „odpowiednie” nauczanie kształtowałoby „właściwego” obywatela. W Sejmie odbyło się już pierwsze czytanie ustawy o ochronie chrześcijan, co w kraju katolickim wydaje się absurdem, ale w rzeczywistości to jasno przemyślane działanie ideologiczne. Znowelizowany kodeks karny każe skazywać dzieci na karę dożywocia. Krok po kroku…

Istnieje jednak obawa, że nadchodzące wybory może wygrać opozycja. Póki ma się w sejmie co najmniej jeden głos więcej, dokona się więc zmiany ordynacji. Delikatnej. Drobnej. Zwiększającej szansę na obronę władzy. A jak się uda to kolejna ordynacja zapewni już Zjednoczonej Prawicy, tak jak Zjednoczonej Rosji w Rosji, odpowiedni mechanizm utrzymania władzy.

Rok 2023 przyniesie nam rozstrzygnięcie dla demokracji i wolności nie tylko w Ukrainie.
U nas odbędzie się to z naszym udziałem.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments