Do głosowania marsz!

Politycy rządzącej partii, jak jeden mąż i żona, powtarzają o stanie nadzwyczajnym, który wymaga środków nadzwyczajnych, a rzecznikowi rządu nawet wymknęło się, że w tym nadzwyczajnym stanie ważniejszy od prawa jest rozsądek. Samo zaś przez się rozumie się, że rozsądkiem dysponuje tylko jedna strona toczącego się sporu, strona pana rzecznika. I jeszcze jedno – ważne dla wszystkich Polaków – stan nadzwyczajny nie jest aż tak nadzwyczajny, żeby wprowadzić zapisany w Konstytucji dla sytuacji nadzwyczajnych stan nadzwyczajny. Bełkot? Jasne, że bełkot, który rządowe media – z TVP na czele – starają się nam wmówić jako logiczne, rozsądne i jedynie słuszne rozumowanie. I co ważniejsze: zgodne z prawem i Konstytucją.

Bzdura bzdurę goni? Ani sensu ani logiki? Niekoniecznie. To głęboko przemyślane i bezwzględnie realizowane działanie, które sprawdziło się przy podporządkowaniu  rządzącej partii Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, kierownictwa administracyjnego Sądów, utworzeniu nowych Izb Sądu Najwyższego, skupieniu w rękach jednego ministra wszystkich służb specjalnych i mundurowych (poza wojskiem), a w rękach drugiego – prokuratury i sądów. Doprowadzenia do sytuacji, w której obywatel w konflikcie z władzą jest praktycznie ubezwłasnowolniony. Żeby zaś dokończyć dzieła poseł z Nowogrodzkiej nie może się zgodzić na ogłoszenie Stanu Klęski Żywiołowej, bo to oznaczałoby automatyczne wydłużenie kadencji prezydenta Dudy i przesunięcie wyborów. I zwiększałoby możliwość porażki kandydata posła Kaczyńskiego.

Tylko akolici partii Kaczyńskiego nie widzą, że w kraju dokonuje się, przy ich poparciu, zmiana ustroju. Czy wybierając PiS chcieli takiej zmiany?  Nie sądzę. Bo ta zmiana oznaczać może  wyjście z Unii Europejskiej,
a przynajmniej izolację naszego kraju w ramach Unii. Czy to rzeczywisty cel  prezesa z Nowogrodzkiej?
Nie wiadomo. Zdaniem opozycji zmierza on do autokracji w stylu Orbana i Łukaszenki, a nawet Putina. Przejęcia pełnej władzy przy pomocy instrumentów i mechanizmów demokratycznych. Ta przemiana ustrojowa naszego kraju jest już w stanie dość zaawansowanym. I może by się już dokonała, gdyby nie ta cholerna Unia, której siła sprowadza się właściwie do jednego: Polacy nie chcą Unii opuścić. Nie chcą tego także wyborcy PiS. Trzeba więc jeszcze kilku lat, by zamiary szefa Zjednoczonej Prawicy urzeczywistnić. Potrzebny jest też „swój” Prezydent, który podpisze wszystko, co mu się karze.

„Swój” prezydent jest potrzebny dziś tym bardziej, że partia Kaczyńskiego straciła Senat, a w Sejmie ma tylko kilka głosów przewagi i „niesfornego” Gowina. Co prawda, szef Porozumienia Centrum nie może liczyć na wszystkich swoich posłów, zwłaszcza posadzonych na rządowych stołkach i w spółkach Skarbu Państwa, ale kilku wiernych pozostało. A to oznacza kłopot.

Znacznie większym kłopotem są prognozy wskazujące, że im szybciej przeprowadzone zostaną wybory, tym obecny prezydent ma większe szanse na reelekcję. Z czasem ujawnią się negatywne skutki pandemii, wzrośnie rozgoryczenie ludzi i szanse na wybór Dudy spadną, a ryzyko przegranej wzrośnie. Przegrana Dudy może zaś oznaczać kres marzeń Jarosława Kaczyńskiego. Bo ta może też doprowadzić do porażki  w kolejnych wyborach parlamentarnych i ostatecznej utraty władzy. Dlatego PiS tak prze do wyborów. Czym wcześniej, tym więcej zastraszonych koronawirusem nie weźmie w nich udziału. I w tym szansa Dudy. Dziś sondaże pokazują jego zwycięstwo w I turze. Może uzyskać nawet 80 proc. głosów. Przy 20-procentowej frekwencji. Czym frekwencja wyższa, tym poparcie niższe. I w tym kryje się szansa opozycji.

Dążąc do wyborów Zjednoczona Prawica połamała co się dało: od Konstytucji poczynając na dobrych obyczajach kończąc. Próbując uniknąć zarzutu narażania życia i zdrowia Polaków wymyśliła od hoc wybory korespondencyjne, czyli całkowitą zmianę systemu głosowania, bez żadnego przygotowania i doświadczenia. Przy okazji odesłała do kąta „własną” zresztą Państwową Komisję  Wyborczą.  Już bez żadnego kamuflażu
i pozoru demokratycznego mechanizmu przeprowadzenie wyborów powierzyła politykowi PiS wicepremierowi Sasinowi oraz kierowanemu przez innego działacza PiS podmiotowi gospodarczemu (!!!) – Poczcie Polskiej. Uporała się też z obstrukcją senackiej większości i ustalenie dogodnego dla władzy terminu wyborów powierzyła kolejnej działaczce PiS – marszałek Sejmu. Co prawda nie wiadomo jak zachowa się Gowin z resztką swych zwolenników, ale nie na darmo ukuto termin „nie gowinuj się”
.

Opozycja  krzyczy, że wybory nie będą wyborami tylko ich parodią. Będą plebiscytem, bo ani tajne, ani wolne, ani bezpośrednie. Bo pakietami do głosowania można będzie handlować. Bo fałszowanie będzie łatwe. Bo kilka lat temu politycy PiS głośno, dziś wdrażany na chybcika, pomysł ostro krytykowali. No i co z tego? Głosowanie się odbędzie, choćby połamano kolejne prawa, w tym prawo do ochrony danych wrażliwych, które ma otrzymać podmiot do tego nie upoważniony i nie przygotowany do ich ochrony.  A po tym głosowaniu wybrani przez PiS sędziowie uznają prawomocność wyborów, nie uznają żadnych odwołań i skarg, za to pochwalą ich rzetelność i sposób przeprowadzenia. I nawet, gdy zagraniczni obserwatorzy skrytykują jako niedemokratyczne, to mogą sobie krytykować. Wcześniej i później wszyscy się z tym pogodzą. Władza się umocni, a demokracja… Zdaniem władzy też się umocni. A kolejne ustawy, z podpisem „swego” prezydenta w tym „umacnianiu” pomogą.

A ja myślę, że właśnie otwiera się szansa na pokrzyżowanie planów  posła z Nowogrodzkiej. Do wyborów nie chodzi w naszym kraju blisko połowa uprawnionych. Z różnych względów. W dużej mierze z lenistwa.
Z „nie-chce-mi-się”.  Z „nic-to-nie-zmieni”. Teraz, bez nadmiernego wysiłku, mogą zmienić. Nie trzeba się ubierać, iść gdzieś. Pakiet – nie wiadomo jak – ale zostanie dostarczony każdemu z uprawnionych. Wystarczy ubrać rękawiczki, wypełnić druki, postawić krzyżyk przy kandydacie i – nawet z kilkoma pakietami – udać się do pocztowej skrzynki (może urny).

PiS przygotowuje dla siebie pułapkę i – wbrew zamiarom – szansę na pierwszy krok w odsunięciu ich od władzy. Opozycja zamiast krzyczeć o nieprawidłowościach i przestępstwach powinna skorzystać z szansy i zachęcać do udziału w głosowaniu. I pokazywać jak się zabezpieczyć przy głosowaniu przed potencjalnym zakażeniem. Bo właściwe zabezpieczenie (rękawiczki, dezynfekcja) uniemożliwi głosującym zakażenie. Gorzej z roznoszącymi pakiety listonoszami. Opozycja musi też postawić przy wszystkich urnach i wszystkich komisjach swoich obserwatorów. By ograniczyć do minimum możliwy kant.

Więc do głosowania marsz, Suwerenie. Bo – jak głosi kandydat Hołownia – toczy się bój nie tyle o prezydenturę, co o przyszłość Polski. O to, czy Suweren chce być Suwerenem czy Poddanym.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments