Każdemu kto w tej kadencji obejrzał obrady sesji ostródzkiej Rady Miejskiej wniosek nasuwał się jeden: ci wybrańcy ludu nie potrafią współpracować, ba, nawet rozmawiać z burmistrzem nie potrafią. I był błędny. Bo jednak potrafią, chociaż nie wszystkim jakakolwiek rozmowa i współpraca jest w smak.
Jak wiadomo ostródzcy radni nie uchwalili w ubiegłym roku planu i budżetu miasta na 2020 rok. Co nie znaczy, że miasto od 1 stycznia nie funkcjonuje. Obowiązuje bowiem projekt budżetu przedstawiony przez burmistrza, tzw. prowizorium budżetowe. Dlaczego nie uchwalili, skoro sam projekt otrzymali zgodnie z terminarzem już 15 stycznia i mieli czas na wyjaśnienie wszelkich niejasności i zasugerowanie własnych poprawek? Ano dlatego, że nie podobały im się propozycje wydatków inwestycyjnych, które zdaniem burmistrza należałoby uwzględnić w trakcie roku, gdy pojawią się wolne środki po rozliczeniu budżetu 2019 roku. Podkreślam jeszcze raz: propozycje nie były elementem uchwały budżetowej, a do samej uchwały radni nie mieli większych uwag i praktycznie żadnych istotnych wniosków.
Na grudniowej sesji panował, podobnie jak przez cały prawie ubiegły rok, duch konfrontacji. Panowało przekonanie, że radni nie uchwalą budżetu, by w świat poszedł kolejny przekaz o narastającym konflikcie. I uczynią to pod byle pretekstem. Wytrawny gracz nie ułatwiałby radnym i nie podsuwałby jakiegokolwiek powodu. Po raz kolejny jednak Michalak pokazał, że nie interesują go jakieś gierki. Przed posiedzeniem przedstawił radnym swe przyszłe zamierzenia inwestycyjne. No i z pretekstu skorzystano. Radni postanowili uchwalić budżet dopiero po tym jak burmistrz przyjmie ich propozycje wydatków inwestycyjnych, chociaż te wydatki nie były częścią budżetu. Zaproponowali spotkanie, by to uzgodnić. Warunkowali też uchwalenie budżetu podpisaniem przez burmistrza „porozumienia”, czyli zobowiązania, że ich propozycje zostaną ujęte w budżecie. Ktoś by to nazwał szantażem. Ktoś inny, że to bzdura, skoro nie burmistrz, lecz rada, budżet uchwala. Pomijając opinie owo „porozumienie” i tak nie miałoby żadnej mocy prawnej, ale można by je wykorzystać przeciw burmistrzowi, gdyby nie mógł się z zobowiązania wywiązać.
Można by się było spodziewać, że spotkanie będzie równie burzliwe jak sesje. I tu zaskoczenie. Okazało się, że można o sprawach miasta dyskutować poważnie i spokojnie, bez docinków i szyderstwa. Duża w tym zasługa Adriana Godlewskiego, który wcześniej propozycje radnych zebrał, a także wskazał na te propozycje burmistrza, które rada nie zaakceptuje. Nie bez znaczenia był również fakt, że spotkanie odbywało się bez telewizyjnych kamer, które zdają się skłaniać do pokazywania jakim się to jest „bezkompromisowym”, „dbającym o dobro” i krytycznym. Zabrakło popisów, przybyło efektów. Zamiast „krasomówstwa” mieliśmy konkretne uwagi i sugestie.
Z propozycji burmistrza wypadła przede wszystkim budowa parkingu przy ul. Kolejowej. Na przyszłość wnioskowano przełożenie budowy orlika przy SP-4. Podobnie jak opracowanie monografii Ostródy. Za priorytetowe uznano między innymi budowę żłobka, parkingu przy cmentarzu na Chrobrego, renowacje nawierzchni orlików, remont wyciągu toru nart wodnych, dofinansowanie terenów rekreacyjnych osiedli na obrzeżach miasta. Wsparto też starania o budowę krytego lodowiska. Nie wymieniam wszystkich propozycji, bo lista jest spora. Co istotne wcale radni nie zanegowali większości sugestii burmistrza, a burmistrz zgodził się praktycznie z wszystkimi propozycjami radnych.
Wydawałoby się, że wszyscy uczestnicy spotkania rozumieli, że tworzą swoistą listę życzeń, których realizacja zależeć będzie od wielkości wolnych środków, możliwości uzyskania wsparcia środkami zewnętrznymi i – wreszcie – możliwościami technicznymi. Realizacja powstałej listy życzeń wymaga pieniędzy, czasu i współdziałania ze starostą. Póki co niektórzy radni zarzucają, że burmistrz nie chce współpracować ze starostą, a starosta (na sesji rady powiatu) ogłosił, że nie przewiduje w najbliższych latach (?) inwestycji na drogach powiatowych w Ostródzie. Jest to o tyle dziwne, że wspólna inwestycja w wiadukt narzucała potrzebę przebudowy układu komunikacyjnego, w tym dwóch rond: Olsztyńska – Mickiewicza oraz Drwęcka – Grunwaldzka, leżących w ciągu dróg powiatowych. Bez nich kosztowny wiadukt (miasto nawet po wytargowaniu przez Michalaka prawie 5 milionów i tak wyłożyło wielokrotnie więcej niż powiat) przesuwa tylko kłopoty komunikacyjne w inne miejsca Ostródy.
Skąd więc taka postawa Wiczkowskiego? Nie będę snuł teorii spiskowych, ale gdy do takiego stanowiska, dołożymy fakt nakazania przez Powiatowy Zarząd Dróg usunięcia z powiatowych dróg na terenie Ostródy koszy na śmieci i zapowiedź, że żadnych innych tam nie będzie, budzi podejrzenia o celowym zrzucaniu na barki miasta kosztów zadań powiatu. Można to rozumieć też jako działanie na szkodę miasta. A kogo będzie się obwiniać za brud na drogach powiatowych i korki?
Na spotkaniu radna Anna Monist (Dobro Wspólne) z patosem żądała od burmistrza: „Proszę nie wyjaśniać dlaczego tam koszy nie ma. Mnie to nie interesuje, One muszą tam być.” Radnej wcale nie obchodziło, że miasto nie może stawiać koszy bez zgody powiatu. Mają być. Kropka. No to może pogada ze swymi kolegami radnymi powiatowymi z Ostródy, których widocznie też to nie interesuje i starostę Wiczkowskiego (PSL) w tym co ten robi – a raczej nie robi – popierają. Przypomnę pani radnej, to co sama wie, że w koalicji ze starostą są: wiceprzewodniczący Rady Powiatu – Waldemar Gazda (Dobro Wspólne), przewodnicząca Komisji Rewizyjnej – Jolanta Dakowska (PO), przewodniczący Komisji Skarg, Wniosków i Petycji – Artur Munje (Dobro Wspólne) oraz mąż skarbniczki powiatu, szef struktur powiatowych Platformy Obywatelskiej – Krzysztof Żynda.
Spokojna atmosfera rozmowy radnych z burmistrzem i jego współpracownikami zdawała się nie odpowiadać radnemu Najmowiczowi. Nie wytrzymał, gdy Michalak, przywołując niedawną, spowodowaną przez wandali, awarię oświetlenia ulicznego, wskazał, że realizacja zgłoszonych zadań będzie też warunkowana takimi właśnie nie przewidywanymi wydatkami. To dziwne – ironizował Najmowicz (PiS) – że burmistrzowi Michalakowi ciągle zdarzają się jakieś nieszczęścia. A to budynek podpalą, to znowu awaria oświetlenia. Były burmistrz pominął fakt, że awaria ujawniła przy okazji wieloletnie zaniedbania i konieczność przebudowy prowizorki funkcjonującego teraz na jednej fazie oświetlenia.
A mogło być inaczej – wnioskował dalej radny Najmowicz. Gdyby burmistrz przyjął zaraz po wyborach propozycję budowy koalicji, to by dziś nie miał kłopotów. Nie przyjąłem – ripostował Michalak – bo nie będę się sprzedawał za głosy.
Czy radni uchwalą 27 stycznia budżet, w którym projektodawca prawdopodobnie dokona tylko kosmetycznych poprawek, bez uwzględnienia zgłaszanych inwestycji? Zobaczymy. Radny Tadeusz Bera (Dobro Wspólne) nadal upierał się by, burmistrz podpisał z przewodniczącym Rady zobowiązanie, chociaż burmistrz kategorycznie odmówił. Jeżeli radni nie uchwalą budżetu utrudnią tylko funkcjonowanie miasta i jego instytucji budżetowych. Do czasu zatwierdzenia projektu burmistrza przez Regionalną Izbę Obrachunkową. Ale ja wierzę w mądrość większości radnych, którzy pokazali, że porozumienie w interesie miasta nie jest im obce.
Włodzimierz Brodiuk