Rolowanie  burmistrza…

Dynamika wydarzeń w samorządzie miejskim jest tak duża, że trudno nadążyć z komentarzem. Jeszcze nie przebrzmiały echa zwykłej sesji, a już radni zwołali nadzwyczajną, która została odłożona na czas bliżej nieokreślony. Obie połączyło przekraczanie przez Radę ustawowych kompetencji. Ale najpierw, zgodnie z zapowiedzią wrócę do sesji zwyczajnej i do zdarzenia,  na które warto zwrócić uwagę z kilku co najmniej względów. Po pierwsze – z powodu próby obciążenia budżetu miasta kosztami realizacji zadania powiatu. Po drugie – by zwrócić uwagę na pomieszanie z poplątaniem struktury własności dróg w mieście. Po trzecie wreszcie – z racji zachowania się radnych, którzy zdali się wspierać budżet powiatu, chociaż są radnymi miasta.

Ostatnie zimy nie dokuczają zbytnio drogowców. Śniegu mało, gołoledzie też zbytnio nie gnębią, więc utrzymanie dróg łatwiejsze. Ale nie oznacza to wcale, że nadchodząca będzie równie łaskawa, więc gotowość pełną i tak trzeba zachować.
Także finansowe zabezpieczenie,  które samorządom sprawia coraz większe kłopoty, gdyż w ślad za rosnącymi zadaniami zleconymi nie idzie wzrost kasy na ich realizację.

Mieszkańca nie interesuje kto jest właścicielem drogi, ważne by nie było w niej dziur, a zimą była przejezdna. W Ostródzie aż 38 kilometrów ulic to drogi powiatowe. Niekiedy – jak na przykład Mrongowiusza – część ulicy jest powiatowa, część – miejska. Dotychczas powiat zlecał miastu utrzymanie swych dróg w mieście za odpowiednią odpłatnością.
O ile wiem, to na letnie i zimowe utrzymanie 38 km miasto dostawało milion złotych i wpływy z opłat za zajęcie pasa drogowego. Łącznie stanowiło to miliona 900 tysięcy złotych. Wystarczało. I wydawałoby się, że wszyscy są zadowoleni.

Warto tu dodać, że powiat utrzymanie dróg powiatowych finansuje z własnych dochodów. Można by wnioskować, że finanse powiatu uległy jakimś zachwianiom, skoro wymówił miastu warunki porozumienia i zaproponował, by miasto utrzymywało drogi powiatowe za połowę dotychczasowej kwoty. Konkretnie za milion złotych, bez wpływów z zajęcia pasa drogowego. Oznaczało to, ni mniej ni więcej, tylko próbę przerzucenia na budżet miasta i miejskiego podatnika dofinansowania zadania powiatu.

Ustawy samorządowe jasno określają, że każdy samorząd musi sam finansować zadania własne. Burmistrz nie mógł złamać dyscypliny finansowej i odrzucił propozycję, co oznaczało wypowiedzenie umowy przez powiat, konkretnie przez starostę. Nie przeszkadza to niektórym radnym miejskim obarczać za to winą … burmistrza. Staje się to już podobne do dowcipu o „winie Tuska”. Tyle, że mniej śmieszne.

Jest oczywiste, że dotychczasowe rozwiązanie – miasto utrzymuje wszystkie miejskie ulice niezależnie od własności – było ze wszech miar korzystne. Z racji organizacji prac, ale także odpowiedzialności za stan tych ulic. Od 1 stycznia o drogi w mieście zadbać ma dwóch gospodarzy, ale jakiekolwiek niezadowolenie mieszkańców i tak spadnie na burmistrza. Bo to on jest włodarzem miasta. Zatem ludowe przysłowie może się w Ostródzie sprawdzić: starosta zawini, a wieszać będą burmistrza.

Ironista powie, że owo przysłowie już się spełnia. W sporze o miejską komunikację na terenie gminy. Radni „wieszają” burmistrza za nie jego winę. Racjonalista zwróci uwagę na to, że obie sprawy mają wspólny mianownik: starosta i wójt chcą, by burmistrz płacił z budżetu miasta, na zadania, które powinny obciążać budżety powiatu i gminy. I czynią to przy ewidentnym wsparciu prawie wszystkich radnych miejskich.

Pozornie owi radni kierują się „interesem” części mieszkańców: w jednym przypadku trudnościami w dojeździe do pracy, w drugim zakłóceniami w odśnieżaniu ulic. Rzeczywiście, po zerwaniu obu porozumień (komunikacja na terenie gminy i utrzymanie dróg powiatowych w mieście), kłopoty te wystąpią lub są prawdopodobne. Tyle, że dodatkowe wydatki z kasy miejskiej na zadania innych samorządów oznaczałyby naruszenie interesów innych grup mieszkańców.
Mniej pieniędzy na inne potrzeby miasta. I inwestycje, na przykład tak pożądany skatepark. Już nie wspominam o takim drobiazgu jak złamanie dyscypliny finansów publicznych, co jest przestępstwem.

Tu czas na inny łącznik dwóch ostatnich sesji – naruszanie przez radnych rozdziału między kompetencjami Rady Miejskiej
i burmistrza, organu uchwałodawczego i wykonawczego. Nie wchodząc w szczegóły: rada miasta rozstrzyga sprawy przekraczające zwykły zarząd mieniem komunalnym. Bieżące gospodarowanie tym mieniem należy jednak do kompetencji burmistrza.

Zwołując sesję nadzwyczajną w sprawie Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji radni weszli w sferę bieżącego gospodarowania, także w sferę spraw personalnych. Nie było żadnej sytuacji nadzwyczajnej. Nie był nią list przewodniczącego zakładowej „Solidarności” w obronie prezesa. Nie do Rady należy też znalezienie operatora dla miejskiego basenu. A właśnie przejęcie basenu przez PWiK legło u podstaw konfliktu
w przedsiębiorstwie.
To zrozumiało, że zarządzanie niedochodowym basenem wzbudziło obawy prezesa i załogi.
Koszty utrzymania basenu nie mogą bowiem wpływać na wynik finansowy spółki, a tym bardziej na cenę wody. I wszystko ku temu zmierza. Niezależnie od „bicia piany” przez radnych.

Przebieg obu sesji uwydatnił butę i pychę niektórych radnych. Zgodnie z ustawą sesję nadzwyczajną przewodniczący rady jest zobowiązany do zwołania w ciągu siedmiu dni od wniosku o jej zwołanie. Zazwyczaj przewodniczący zwołuje ją na właśnie na siódmy dzień, by dać czas radnym na dopasowanie kalendarza zajęć i odwołanie wcześniej ustalonych spotkań. Tym razem przewodniczący zwołał ją, zgodnie z życzeniem wnioskujących, z dnia na dzień. Z zaskoczenia. I pewnie dla całkowitego zaskoczenia, przewodniczący Dudzin nawet nie uzgodnił terminu  sesji z burmistrzem Michalakiem. Po co? Nieobecnemu można przecież łatwiej zarzucić, że olewa radę, radnych, związkowców z PWiK
i mieszkańców Ostródy.

Gdyby ktoś był złośliwy to mógłby sugerować, że sesję zwołano też po to by przykryć fakt, że w tym czasie burmistrz był umówiony w CBA w sprawie audytu miasta. Bo audyt, wszystkie podejmowane tematy i tworzone przez radnych sensacje, stawia w całkiem innym świetle.

I rodzi pytanie: czy radnym rzeczywiście chodzi o dobro miasta, czy o własne interesy?

Włodzimierz Brodiuk

 

`

Comments

comments