W Katowicach zakończył się światowy szczyt klimatyczny. Politycy odtrąbili sukces, bo uzgodniono i podpisano porozumienie. Naukowcy są rozczarowani, uważają nakreślone działania za niewystarczające i wieszczą radykalne ocieplenie klimatu, podniesienie wód oceanów, zagładę miast nadmorskich i głód. I to już w połowie naszego wieku. Naukowcy biją na alarm, bo oceniają perspektywę dziesiątków i setek lat. Politycy uspokajają, bo interesują ich najbliższe wybory.
Co ma jednak szczyt klimatyczny do ostródzkiego dnia codziennego. Moim skromnym zdaniem decyzje w Katowicach potwierdzają, że politycy różnej marki i kalibru kierują się przede wszystkim własnym interesem. Oczywiście, nie wszyscy. Ideowcy jeszcze się zdarzają.
Jako, że głównym zadaniem polityków jest utrzymanie się przy władzy, najważniejsze są wybory i słupki rankingów. Zauważcie, że zawsze mówią o sukcesach, a niepopularne decyzje odkładają na później. Szczególnie w roku wyborczym. W Ostródzie burmistrz, polityk mniejszego przecież kalibru, też odkładał do szuflady wynikające z ekonomicznych konieczności wnioski. Na przykład wniosek o podwyżkę lokalnych podatków. Odkładanie kłopotu nie oznacza jego rozwiązania. Wręcz przeciwnie: oznacza większe kłopoty stare i powstawanie nowych. Zwłaszcza, gdy podjęcie decyzji się z roku na rok przeciąga z uzasadnieniem „jakoś tam będzie, bylebym na stołku pozostał”. A jak nie zostanie? No to z kłopotami borykał się będzie następca.
Niezależnie od kalibru polityków, jednym nie zaprzątają sobie oni głowy. Tym, kto poniesie koszty ich działań. Wiadomo, że nie oni i wiadomo kto po kieszeni, i nie tylko, oberwie: normalni mieszkańcy. Gminy, powiatu, województwa, kraju, Ziemi.
Ostatnio oburza mieszkańców, nie tylko Ostródy, decyzja (też już powyborcza) o podwyżce opłat za odpady komunalne. Podjęta została przez Związek Gmin Regionu Ostródzko-Iławskiego „Czyste Środowisko”. Uzasadniona została tym, że „ustalona w roku 2015 stawka opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi dla nieruchomości zamieszkałych była na bardzo niskim poziomie oraz iż w chwili obecnej nie wystarcza ona na pokrycie pełnych kosztów gospodarki odpadami na terenie Związku Gmin.” Te koszty „gospodarowania odpadami” to też koszty wewnętrzne Związku. W tym – jak ujawnił „Nasz Głos” – zaległości za rachunki telefoniczne w wysokości 3,5 miliona złotych!
Złośliwi twierdzą, że sam Związek Gmin to właściwie „Związek Wójtów i Burmistrzów” , bowiem to oni tworzą i nadzorują funkcjonowanie tego tworu. A czy gdy stracą swoje samorządowe fotele mogą liczyć na etat w Związku? Zatrudnienie byłego wójta Łukty Jana Leonowicza na stanowisku etatowego wiceprzewodniczącego Zarządu może być tego potwierdzeniem. Szeptanka głosi o szykowaniu miejsc dla innych przegranych. Nie jest jednak istotne czy Związek stanie się „przechowalnią ” byłych wójtów i burmistrzów. Istotne jest, że faktycznie jest on poza kontrolą tworzących ją gmin. Jak każdy tego rodzaju twór usamodzielnił się.
Działając w oparciu o ustawę o samorządzie gminnym jest faktycznie podmiotem wyłącznie gospodarczym, mającym zapewniony rynek działania i wyeliminowaną konkurencję. Przy braku konkurencji istotną kwestią jest kontrola zasadności i racjonalności kosztów. I tu rodzi się wątpliwość czy do tej roli w przypadku podmiotu gospodarczego nadaje się Regionalna Izba Obrachunkowa, organ nastawiony na kontrolę budżetu samorządów, badający zgodność dochodów i wydatków z uchwałami. A to praktycznie jedyny podmiot kontrolujący finanse Związku.
To temat na analizy dziennikarstwa śledczego, które wyjaśniłoby zasadność zatrudnienia czy zakupów (np. niewykorzystanych pojemników na śmieci) i innych kosztów działania Związku. Bo samorządy chociaż ponoszą koszty składek i pokrywają koszty (opłaty za odpady) kontroli działalności spółki dokonać nie mogą.
Rozpisałem się o śmieciach, ale w minionym tygodniu nie tylko wzrost finansowych obciążeń ostródzkich gospodarstw domowych denerwował. Na portalach internetowych gorąco było od wpisów dotyczących ostródzkiego szpitala. Portal Ostróda News zadał 9 grudnia niewinne pytanie: Czy są Państwo zadowoleni z jakości usług świadczonych przez Szpital Ostróda. I rozpętał burzę wpisów. Aż 80 procent internautów wyraziło swoje niezadowolenie. Znaczna liczba wpisów informowała o konkretnych zdarzeniach nie udzielenia oczekiwanej pomocy medycznej, złego traktowania i odsyłania pacjentów, a także o zgłoszeniach do prokuratury. Co ciekawe tydzień przed tą ankietą szpital pochwalił się otrzymaną nagrodą w postaci statuetki Diamenty Polskiej Gospodarki w kategorii placówki medyczne.
Zderzenie tych dwóch ocen – diamentowej nagrody i krytyki działania – to ciekawe zderzenie marketingu z rzeczywistością. O rzeczywistości funkcjonowania największej placówki służby zdrowia w powiecie pisałem już wielokrotnie. Alarmowałem władze powiatu. Starosta nie podejmował żadnych działań naprawczych. Wręcz przeciwnie. Krytyka i uwagi, także na sesjach Rady Powiatu, powodowały reakcję odwrotne od wnioskowanych. Nie pomagały także wygrywane z kierownictwem szpitala procesy sądowe, w tym związkowców „Solidarności” i za nieuzasadnione zwolnienie. Zwalnianie i odchodzenie pracującej od lat w ostródzkim szpitalu kadry medycznej musiało skutkować brakami kadrowymi i obrazem usług zdrowotnych prezentowanych przez internautów. Ale decydenci wiedzieli i wiedzą lepiej.
Mimo wszystko mam nadzieję, że władze powiatu wreszcie przestaną tolerować (a może wspomagać?) obecny stan ochrony zdrowia mieszkańców. „Pomóc” im w tym powinno nie tylko stawianie problemu przez radnych opozycji, ale także „obudzenie się” radnych z układu rządzącego powiatem. Bo to oni dziś są odpowiedzialni za sytuacje opisane przez internautów.
W tej beczce ostródzkiego dziegciu jest także kilka łyżeczek miodu. O jednej chciałbym na koniec wspomnieć. Przed laty na ceglanej mączce kortów obecnego ośrodka sportu odbijałem tenisową piłkę drewnianą packą. Na kortach trenowali czołowi polscy juniorzy Czapracki i Stępowski. W ówczesnej szarej rzeczywistości mogli jednak tylko marzyć o przedwojennych sukcesach mistrzyni Jedrzejowskiej i kortach Wimbledonu.
Dziś młodziutka 15-letnia ostródzianka Pola Wygonowska marzyć nie potrzebuje. Gra na najsłynniejszych kortach świata może za chwilę stać się jej codziennością. I tego chyba wszyscy jej życzymy. Ale talent i praca w dzisiejszych czasach wcale sukcesu nie gwarantuje. Dojście na szczyty jest kosztowne i bez solidnego sponsora jest trudne. Mam nadzieję, że się jednak sponsor znajdzie. Oby już na święta.
Włodzimierz Brodiuk