Pacjent: przedmiot kłopotu

– Jak powiem, że mnie boli, żeby pan mnie nie olewał, tak jak w szpitalu w Ostródzie – ta prośba dziewiętnastoletniej Aleksandry z Miłomłyna, najbardziej chyba zdumiała lekarza ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie. Dwa dni wcześniej dziewczyna jadąca rowerem została zdmuchnięta z drogi przez TIR-a. W ostródzkim szpitalu przeleżała dobę jęcząc z bólu. Bez żadnej pomocy.

Kierowca TIR-a pewnie nawet rowerzystki nie zauważył . Wyrzucona z drogi w pobliżu Miłomłyna, sama się podniosła i dotarła do domu. Nie od razu. Nie wie co robiła przez dwa kwadranse. Matka zawiozła ją na pogotowie w Ostródzie, gdzie lekarz zdezynfekował otarcia i rany. Stwierdził „skręcenie odcinka szyjnego kręgosłupa”, dał środki przeciwbólowe, polecił unieruchomić szyję kołnierzem i skierował do poradni ortopedycznej. Na karcie informacyjnej widnieje data 12 lipca 2017 r., godz. 20,41.

Z kolejnego dokumentu (Karty informacyjnej leczenia szpitalnego na Oddziale Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej PZOZ w Ostródzie, nr ks. oddz. 488/17/003) wynika, że dziewczyna została przyjęta do szpitala w Ostródzie 13 lipca o 12,39 i wypisana na własną prośbę 14 lipca o godz. 16,45. Wynika z niego też, że pacjentka przyjęta została w stanie „po stłuczeniu uogólnionym, zwłaszcza powłok klatki piersiowej, kręgosłupa szyjnego, kończyn górnych i dolnych”. Wykonano USG brzucha i RTG klatki piersiowej. Zastosowane leczenie: zachowawcze, diagnostyka obrazowa, obserwacja. Leczenie farmakologiczne: ketonal. Zalecono: „dalsze leczenie pod kontrolą lekarza POZ i ewentualnie poradni chirurgicznej”. Wypisano „w stanie ogólnym dobrym”.

Gdy telemarketerzy dzwonią z byle ofertą, to w „trosce o dobro klienta” rozmowa jest nagrywana. W szpitalu nikt rozmów nie nagrywa. Nie ma więc żadnego dowodu o sposobie traktowania pacjenta. Tylko wzmianka o wypisaniu się na własną prośbę, do tego – co brzmi niczym oskarżenie – bez czekania na konsultację neurologiczną wskazuje, że coś było nie tak. Albo ze szpitalem albo z pacjentką. Kto o zdrowych zmysłach uciekałby z miejsca, gdzie udzielają pomocy, gdzie leczą. Więc albo pacjentka symulowała albo nie otrzymała należytej pomocy.

I jeszcze jedna niepokojąca wzmianka. Pacjentka została przyjęta 13 lipca w południe po „wypadku rowerowym”, ale badania diagnostyczne zostały wykonane dopiero następnego dnia. Dwa dni po wypadku. A neurolog do czasu wypisania ze szpitala nie dojechał do pacjentki z Olsztyna! Zalecenie pacjentce by leczyła się w poradni chirurgicznej też brzmi niepokojąco. Przecież lekarz stwierdził tylko „powierzchowne otarcia„. Pod dokumentem widnieje podpis ordynatora Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej PZOZ w Ostródzie lek. Cezarego Kucińskiego.

Całkiem inny obraz szpitalnego leczenia, a praktycznie jego braku, wynika z relacji drugiej strony. Aleksandra zjawiła się w przychodni w kołnierzu ortopedycznym. Wezwano lekarza dyżurnego dr n. med. Janusza Proksę. Ten kazał natychmiast zdjąć kołnierz (mimo stwierdzenia przez lekarza pogotowia skręcenia odcinka szyjnego kręgosłupa), wypytał się czy ma wymioty, obejrzał i przyjął na oddział na obserwację. Mimo bólów i wbrew zapisom w karcie wypisu chora nie otrzymała żadnych środków przeciwbólowych, aż do wypisu. Na pożegnanie dostała wspomnianą tabletkę Ketonalu. JEDNĄ!

Przed południem 14 lipca, po diagnostyce obrazowej, usłyszała, że nic jej nie jest i zostanie jeszcze dziś wypisana. Zadzwoniła po matkę. Ta zażądała natychmiastowego wypisu, bo – blefowała – ma już umówione przyjęcie do szpitala w Olsztynie. Wówczas usłyszała, że skoro pacjentka skarży się na tak silne bóle, to lepiej by została jeszcze dobę na obserwacji. Wówczas też usłyszała o konsultacji neurologicznej. Okazało się też, że jest kłopot z przygotowaniem wypisu ze szpitala. Po trzech godzinach dziwnych „przepychanek”, bez karty informacyjnej i wyników badań szpitalnych („jeżeli pani chce płytkę z badaniami to niech pani zejdzie na dół i tam pani wypalą – usłyszała matka pacjentki) Aleksandra pojechała do Olsztyna.

I chociaż dr n. med. Janusz Proksa stwierdził, że nie zostanie bez karty informacyjnej ze szpitala w Ostródzie przyjęta do innego szpitala, na SOR w szpitalu wojewódzkim przyjęta została bez ceregieli, gdy tylko poobijaną dziewczynę ujrzano. Ze zdumieniem, że w ostródzkim szpitalu „olewano” skargi chorego na silny ból. Wypis z ostródzkiego szpitala matka pacjentki odebrała dopiero 15 lipca. Jedna kartka, bez wyników badań.

W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym WSS w Olsztynie Aleksandrą zajęto się natychmiast. W karcie informacyjnej (ks. oddz. nr 16789/2017) zapisano wykonanie badań USG jamy brzusznej, TK głowy, RTG kręgosłupa i żeber, okulistycznych i neurologicznych. TEGO SAMEGO DNIA. Dostała środki przeciwbólowe, została opatrzona i z zaleceniem kontroli okulisty (stwierdzono pogorszenie wzroku w wyniku uderzenia) została wypisana. Wraz z kartą informacyjną otrzymała pełne wyniki badań.

Aleksandra dochodzi do siebie. Fizycznie. Psychiczny uraz do ostródzkiego szpitala pozostanie na zawsze, chociaż powstał tylko na jednym oddziale. Na oddziale, w którym prezes Boniecki, przy wsparciu (a może na polecenie?) starosty Wiczkowskiego zrobił „porządek” rozbijając budowany od kilkunastu lat zespół medyczny, wyrzucając z pracy związanych ze szpitalem i Ostródą lekarzy – ortopedów, a przyjmując lekarzy wędrujących od szpitala do szpitala. Ba, nadal w innym szpitalu pracujących ( w Kętrzynie), a nawet z prywatnym praktykami w miejscu zamieszkania (w Elblągu). Po tej „czystce” ogłosili, że „będzie lepiej”, że pacjent będzie miał zapewnioną lepszą opiekę. Przypadek Aleksandry, zaprzecza tym zapewnieniom. Została potraktowana niczym natręt, symulantka. Ale czy tylko ona. W tym czasie z oddziału Chirurgii Ortopedyczno-Urazowej na własną prośbę wypisało się kolejnych dwóch pacjentów.

Aleksandra cieszy się, że nie doznała większych obrażeń. W poradnikach dla chorych podkreśla się, żeby lekarzowi mówić o wszystkich swoich doznaniach i odczuciach, gdzie boli, gdzie nie. A jak lekarz nie słucha? Dr n. med. Janusz Proksa wiedział lepiej czy Aleksandrę coś boli czy nie? W Olsztynie czuła się podmiotem troski, w Ostródzie przedmiotem kłopotu. Tam natychmiast reagowano na jej prośby, na „odnowionej” ostródzkiej ortopedii „obserwowano” jej ból. Ze zniecierpliwieniem czy obojętnością – nie wie i wiedzieć nie chce. Tak jak nie chce myśleć co by było, gdyby obrażenia głowy były większe.

Po oddziale ginekologiczno-położniczym „dobra zmiana” realizowana przez starostę ostródzkiego Wiczkowskiego, przewodniczącego Rady Powiatu p. Palińskiego i ich koalicję rozwaliła kolejny zespół lekarzy kolejnego szpitalnego oddziału. Po szpitalu krążą pogłoski o kolejnym oddziale. Ale nic to. Przecież wreszcie buduje się blok operacyjny!!!

W.B.

Comments

comments