Puste słowa, wygodne pytania…

Przyznać trzeba, że umiejętność nie udzielania odpowiedzi, to dziś podstawowy warunek bycia politykiem. Trzeba też przyznać, że umiejętność to żadna, nie wymaga ani wiedzy ani pracy, jedynie wbicia w czaszkę kilka zwrotów i powtarzania ich przy każdej okazji, Także odpowiadając na pytania dotyczące innych kwestii. A jak dziennikarz jest zbyt dociekliwy, to wówczas natychmiast ustawia się go po drugiej stronie politycznego sporu. W realiach gminnych i powiatowych oznacza to utratę przychodów dla z trudem zamykających swe budżety lokalnych mediów. Przykręcenie samorządowej kasy to bodziec wystarczający, by niewygodnych pytań nie zadawać. A nawet zadawać pytania ustalone z rozmówcą.

Na szczęście są media społecznościowe, które takiej cenzurze nie są poddawane i co w oficjalnych mediach nabredzono można z breji wypłukać i kurtynę pustych słów rozsunąć. Na szczęście też czasami rozmówcy unikaniem odpowiedzi wkurzają też dziennikarza, który nie wytrzymuje i co nieco powstrzymuje propagandowe mydlenie. Tak było na przykład w internetowym „Naszym Głosie”, który odpytywał pana Palińskiego Wojciecha, i jako przewodniczącego, i jako szpitalnego specjalistę. I próbował otrzymać jakikolwiek konkret. Bez większych rezultatów, chociaż swoimi pytaniami wykazał, że Paliński odbiega od tematu, a obraz rzeczywistości chyba jest odmienny od dywagacji rozmówcy.

Całkiem odmiennie wyglądały rozmowy ze starostą Wiczkowskim i prezesem Bonieckim w TV Mazury. Dziennikarz sam sugerował, że konflikty w szpitalu zostały wywołane przez polityków opozycji. W przypadku rozmowy ze starostą było to współgranie dwóch propagandowych głosów, w przypadku rozmowy z prezesem redaktor próbował a prezes tematu nie podjął. Redaktor nawet wybiegał przed szereg. Oto próbka z wywiadu ze starostą.

” Redaktor: …chciałbym porozmawiać o tych inwestycjach, które są w tej chwili realizowane (…) mnie się wydaje, że do tej pory, no, takiego zakresu szpital nie realizował, tym bardziej, że to starostwo inwestuje, a nie sam szpital.                                                                                                            

Starosta Wiczkowski: Ja też jestem o tym przekonany. Tylko dla oponentów im lepiej się dzieje w szpitalu tym dla nich gorzej…”

Redaktorowi się „wydaje„, starosta jest „przekonany„, a fakty są takie, że w szpitalu realizowana jest póki co tylko jedna inwestycja (blok operacyjny), a w poprzednich kadencjach samorządu inwestycje były znacznie większe i w okresie 2007 – 2014 przekroczyły 20 mln złotych. Ale co znaczą fakty wobec „wydaje się” i „jestem przekonany„. Niektórzy zdają się mieć pewność, że częste powtarzanie przekształci puste słowa w ciało. Podobnie jak wmówią ludziom, że ktoś jest przeciwko budowie bloku operacyjnego, a w szpitalu jest cacy. Więc wmawiają: może jednak cud sie zdarzy i uwierzą…

Propagandowe pustosłowie króluje też w „Gazecie Ostródzkiej”. Gazeta stara się być bezstronna, czyli umywa ręce i drukuje wypowiedź starosty Wiczkowskiego pod hasłem „Śladem publikacji”, czyli tekstów o konflikcie w szpitalu. Tyle, że ślad jest niewidoczny, bo konflikt dotyczył spraw personalnych, zmian w kontraktach, bezzasadnych zwolnień lekarzy, zatrudniania w szpitalu lokalnych polityków. O tym w wypowiedzi p. Wiczkowskiego ani słowa. Jest za to kolejne zwalanie win na poprzedników, obarczanie ich winą wszelaką i promocja „troski” władz o rozwój szpitala. O tym świadczy słynna już budowa bloku oraz „prawdopodobne” przyszłe inwestycje i zakupy.

Po raz kolejny pan Wiczkowski zarzuca też niżej podpisanemu, chociaż nazwiska nie używa, że (cytuję) „staje na czele tak zwanych obrońców szpitala, strasząc mieszkańców jego zamykaniem czy likwidowaniem. To zwykłe kłamstwo.” Puste słowa mają zagłuszyć fakty. Natomiast fakty są takie, że to w tej kadencji samorządu dochodziło do próby zamykania oddziałów i poradni. To w tej kadencji nagminnie zwalnia się lekarzy z kilkunastoletnimi stażami pracy w Ostródzie i to bez żadnego uzasadnienia. To w tej kadencji próbowano wyprowadzić ze szpitala laboratorium i RTG, czyli oddać „złote kury” w prywatne ręce, czyli zamknąć.

To w tej kadencji na wyrażenie chęci zakupu szpitalnej działki przez dewelopera starosta Wiczkowski osobiście podczas sesji Rady Miasta wnioskował o zmianę jej przeznaczenia. I tu właśnie mamy przykład grania słowami, formalnie starosta wnioskował w imieniu PZOZ S.A. – szpitala powiatowego w Ostródzie, bo to szpital jest właścicielem działki. Więc to szpital, a nie starosta, spełniał wniosek dewelopera, chociaż wnioskował starosta. To dziwne o tyle, że trzymający się tak bardzo formy i zarzucający innym „brak elementarnej wiedzy na temat spółki” właśnie tym działaniem ujawnił kto ręcznie szpitalem (spółką) dyryguje.

W krótkim czasie we wspomnianych wywiadach, od panów Palińskiego, Bonieckiego i Wiczkowskiego usłyszeliśmy, że za sprawy personalne i za szpital odpowiada prezes. Ktoś jeszcze dodał Rada Nadzorcza. Formalnie tak. Lecz tylko bardzo naiwny uwierzy, że skoro to starosta decyduje o składzie Rady Nadzorczej i obsadzie fotela prezesa, to nie ma żadnego wpływu na sprawy personalne, czyli zwalnianie i zatrudnianie lekarzy. Zwłaszcza, gdy zarzucają oni temu staroście mijanie się z prawdą, zwłaszcza, gdy tenże starosta osobiście w sprawy szpitala wkracza. I tylko naiwniak uwierzy, że to sam prezes Boniecki znalazł tak wybitnego specjalistę od rozwoju i zarządzania jak bezrobotny matematyk ze szkoły podstawowej, „przypadkowo” pełniący funkcję przewodniczącego Rady Powiatowej i koalicjanta starosty.

Wypowiedź starosty szła podobno „śladem” wypowiedzi lekarzy, ale zarzuty lekarzy skrzętnie ominęła. Tymczasem w tejże publikacji w „Gazecie” wyjaśnili oni co się składa na kwoty, którymi pan starosta tak szafował głosząc wszem i wobec, że nie pozwoli, by zarabiali więcej od niego. Nie odniósł się zwłaszcza do tego , że po opłaceniu kosztów dojazdu i ZUS – nie odliczając kosztów obowiązkowych szkoleń, nie otrzymywanych świadczeń socjalnych i opłacania zastępstw za udanie się na urlop – lekarz kontraktowy przy kontrakcie 20 tys. złotych otrzymuje 15 300 zł. ZA 260 GODZIN PRACY. W przeliczeniu na 160 godzin daje to kwotę 7 900 zł, obciążoną nadal wymienionymi wcześniej kosztami.

Pan starosta skrzętnie uniknął też odpowiedzi na taką oto ocenę jego zarobków (cytuję lekarzy): „Odnosząc się do zarobków obecnego starosty ostródzkiego, który za punkt honoru wziął sobie postawienie muru nienawiści pomiędzy lekarzami a pacjentami zbudowanego na teorii o naszych kolosalnych zarobkach, pokusimy się o pewien komentarz. Starosta Wiczkowski zarabia 12500 zł miesięcznie brutto, czyli 10000 zł netto. Za 160 godzin „pracy” miesięcznie. Biorąc pod uwagę poziom wykształcenia, kompetencje i unikalność posiadanych umiejętności to Państwu pozostawiamy ocenę tego kto w tym towarzystwie jest bardziej przepłacany.”

Ten sam komentarz można odnieść także do wicestarosty Winnickiego. Obaj mają dodatkowo jeszcze oszczędności z tytułu wykorzystywania samochodów służbowego do celów prywatnych.

Bez odpowiedzi pozostaje nadal pytanie czemu służyło zwolnienie jednych lekarzy, dodajmy czterdziestolatków, czyli rozwojowych, a zatrudnienie drugich, zmierzających już ku emeryturze.
Ciekawe, czy któryś ostródzki dziennikarz pokusił się o wyduszenie odpowiedzi.

W.B.

Comments

comments