Pozamiatane…?

We wtorek prezes PZOZ Boniecki wypowiedział kontrakt kolejnemu lekarzowi Oddziału Urazowo-Ortopedycznego ostródzkiego szpitala. Dr Michał Towstyga został potraktowany „łaskawiej” od ordynatora: kontrakt rozwiązano z miesięcznym okresem wypowiedzenia, ale zarzuty są równie ostro sformułowane i równie dalekie od faktów. Między innymi zarzuca się lekarzowi „wprowadzanie w błąd opinii publicznej” i „niezachowanie w tajemnicy informacji (…) których ujawnienie mogłoby narazić Udzielającego zamówienie na szkodę” – co oznacza, że nie milczał, gdy rozwalano oddział, a rozwiązujący umowę jeszcze nie wie, czy lekarz naraził szpital.

18814236_1382259485154489_3749614200379959664_n

Ale najbardziej bełkotliwie brzmi ostatni argument: „nieprzestrzeganie zasad współżycia społecznego poprzez dbanie o właściwą atmosferę w miejscu świadczenia usług, okazywanie szacunku współpracownikom utrudniające należyte funkcjonowanie oddziału”. Czytam po raz kolejny i nadal nie rozumiem. „Nieprzestrzeganie zasad” oznacza „dbanie o właściwą atmosferę„, czyli „przestrzeganie zasad” można realizować poprzez „zakłócanie właściwej atmosfery„? Jeszcze dziwnej brzmi druga część zarzutu. „Okazywanie szacunku” zdaniem podpisanego pod wypowiedzeniem prezesa Bonieckiego prowadzi do „utrudnień w funkcjonowaniu oddziału„! Nic dodać nic ująć. Absurd.

Zatem zerwano kontrakt bo lekarz starał się, by oddział mógł funkcjonować – ujawniał informację, że bez odpowiedniej liczby operujących nie da się przeprowadzić operacji, a właśnie dwóch lekarzy zwolniono i nie ma kto stanąć przy operacyjnym stole, czyli nie można przyjmować nowych pacjentów. Tymczasem pan Boniecki ze starostą Wiczkowskim i wicestarostą Winnickim – jako wybitni specjaliści z ortopedii i chirurgii uważali, że oddział może funkcjonować i wykonywać zabiegi, czyli planowo przyjmować pacjentów. I nic to, że przyjęcie nowych pacjentów, bez możliwości wykonania zabiegów, to czysta strata szpitala. Pacjent leży, generuje koszty, operacji nie ma (Wiczkowski z Bonieckim póki co nie operują) i kasy z NFZ nie ma.

Zatem zerwano kontrakt, bo lekarz okazywał szacunek współpracownikom, zamiast nie okazywać tego szacunku, przez co zamiast nie utrudniać, to utrudniał funkcjonowanie oddziału. Pokręcone? Cała polityka starostwa i prezesa wobec szpitala i lekarzy jest pokręcona. Wspomniane zaś w kontraktach z lekarzami „zasady” zdają sie być interpretowane w zależności od tego, którą nogą interpretujący (czytaj: decydent) zwlecze się z łoża. Z przebiegu szpitalnych rozmów wynika jasno, że jeżeli jakieś zasady współżycia społecznego, zgodności słów i czynów, w ogóle znaczenia słów i zapewnień istnieją, to z pewnością w Ostródzie są one inne dla samorządowych decydentów i inne dla „pospólstwa”.

Na kontraktach z lekarzami widnieje podpis prezesa PZOZ S.A. w Ostródzie. O uszanowaniu zasad, i o kulturze osobistej zresztą też, świadczy, że prezes nie tylko osobiście podpisuje, ale też wykonuje czynność mniej przyjemną, czyli podpisuje i WRĘCZA wypowiedzenia. To świadczy też o szacunku dla człowieka, nawet gdy się go nie cierpi. W ostródzkim szpitalu prezes wypowiedzenia kontraktów podpisuje, ale wręczać nakazuje pracownikom. Księgowej, kadrowej, a w tym przypadku specjaliście od Rejestru Usług Medycznych. Oto, jak pan prezes Boniecki zdaje się rozumieć „przestrzeganie zasad współżycia społecznego” w szpitalu. A pan prezes jest – czym się szczyci – także wiceprzewodniczącym Polskiej Federacji Szpitali, której statut nakazuje kształtowanie właściwych stosunków międzyludzkich w placówkach ochrony zdrowia.

Już kilka tygodni temu pisałem, że na porozumienie z obecną powiatową władzą nie można liczyć, i że żądania lekarzy i związkowców „Solidarności” o zapewnienie właściwych warunków funkcjonowania szpitala skończy się wypowiedzeniami kontraktów lekarzy. Zawsze znajdzie się kilku wędrowniczków, którzy na czas jakiś „ubytki” załatają. Przyjmie się nowych (już są), nie związanych ani z miastem, ani ze środowiskiem, a że ucierpi i szpital i pacjent? Nie ważne! Jak śpiewał Grześkowiak „bo nie wazne cyje co je , ważne to je co je moje”. A „moje” to właśnie ułożone przez Grupę Trzymającą Władzę puzzle zależności. Ruszenie szpitalnego puzzla, grozi rozwaleniem całej układanki.

Czy więc GTW rękami prezesa, choć przy własnym udziale, już problem pozamiatała. Wątpię. I nie chodzi o koszty powództwa cywilnego, które lekarze z powodu zerwanych kontraktów mogą wytoczyć i ewentualne odszkodowania. Nie chcę prorokować, ale na ostatnich zwolnieniach się nie skończy. Zarodki problemu kryją się bowiem nie tylko w szpitalu, ale głównie w starostwie i Radzie Powiatu. A zastraszanie, z czym mamy dziś do czynienia, to tylko próba zamiecenia pod dywan śmieci, które wcześniej czy później i tak ujrzą światło dzienne.

W.B.

Comments

comments