Ja tylko sprawdzam….

6 grudnia minął rok od uruchomienia mego portalu. Powstał jako swego rodzaju przeciwwaga dla oficjalnego przekazu miejscowej władzy, który sprowadza się aż nazbyt często do propagandy własnych działań, albo – jeszcze częściej – ukrycia ułomności tych działań lub ich braku. Jednym z powodów był też fakt, że nowe władze powiatowe próbowały wymazać z historii powiatu osiem lat mego starostowania. Osiem lat, które niezależnie od popełnianych błędów – tych się bowiem, działając, uniknąć nie da – były latami intensywnego rozwoju powiatowej infrastruktury.

Trzeba było jak najpełniej, w miarę możliwości, chociaż nadal nie na miarę potrzeb, wykorzystać szansę stwarzaną unijną pomocą. Na ile ją wykorzystaliśmy ocenić można przeglądając historyczne strony tegoż portalu. Szkoda, że dziś, chociaż to ostatnie możliwości wykorzystania unijnych środków, powiat z tej szansy nie korzysta. Wynik to nieumiejętności czy lenistwa? Temat do rozważenia przez wyborców.

W polityce najważniejsze jest powtarzanie. Przez powtarzanie kształtuje się odpowiednio społeczną świadomość spraw i rzeczy. U podstaw takiego działania leży nie tylko zasada uczniowskiego zapamiętywania, ale fakt, że zdecydowana większość ludzi nie konfrontuje wciskanej im „wiedzy mówionej” ze stanem rzeczywistym, czyli faktycznym. Nie szukamy kościoła, w którym dzwon bije, gdy słyszymy dzwon i tym samym dajemy się obezwładnić złudzeniom. I na koniec słuchając nagrania dzwonu, sądzimy że on właśnie dzwoni. Cel wyznawcy poglądu, że powtarzane kłamstwo staje się „prawdą”, zostaje osiągnięty. A właśnie znakomita część ludzi władzy należy do wyznawców tej, przypisywanej niesłusznie Goebbelsowi, zasady i stosuje ją nagminnie. Zresztą, po pewnym czasie sami w swe kłamstwa wierzyć zaczynają. Warto, słuchając „przekonywania” władzy, zastosować zasadę znaną z pokera: sprawdzić. I dlatego piszę o tym czego władza nie ogłasza, co stara się przemilczeć lub ukryć.

W teorii „sprawdzać” władzę, konfrontować propagandowe zagrywki z rzeczywistością powinny media. Tyle, że są one poddane brutalnej rynkowej grze. Gazety, radio, telewizję obarcza się społeczną misją społecznej kontroli władzy. W skali ogólnopolskiej może się to i czasem udaje, ale nie w skali lokalnej. Pamiętacie przebój Maryli: „Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa”. Bez kasy nie ma gazety, telewizji czy radia, a w małych miejscowościach kasą dysponuje głównie lokalna władza. No, jeszcze biznes, ale biznesowi zatargi z władzą raczej wadzą. Więc jak jakiś pismak podskoczy, to i biznes kasę może przymknąć, a władza na pewno płatnych ogłoszeń i sponsorowanych artykułów (oznaczanych tekstem widocznym pod lupą) nie da. Istnienie mediów zależy więc od nie narażania się zbytnio władzy. A skoro tak, to i pod latarnią bywa dla części mediów ciemno.

Taka sytuacja to powszechność powiatów i małych miast, w których potencjał ekonomiczny nie pozwala mediom na wybicie się na pełną niezależność od władzy. Ostróda i powiat ostródzki nie należy do wyjątków. I wyjątkiem od wyjątku nie jest fakt, że ostatnio „dostaje się” burmistrzowi za fatalne – zdaniem wielu mieszkańców – decyzje. Krytyków starosty z kolei zablokowano, chociaż krytyków tych za wiele nie ma, bo władza ma to do siebie, że i z krytykami się dogaduje, gdy tego potrzebuje. Tu mógłbym przytoczyć jeszcze niejeden znany tekst piosenek, ale strofa Maryli wystarczy: „Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa….”

A tak na marginesie tych refleksji po roku i przytoczonego tekstu piosenki. Kasa to pieniądz, a jedno z ekonomicznych twierdzeń głosi, że po wprowadzeniu do obiegu „zły” pieniądz (znaczy: bez pokrycia, mniej wartościowy) wypycha pieniądz „dobry”. To prowadzi do kryzysu i konieczności naprawy finansów. Podobnie bywa w polityce. Oczywistość? Zgoda, ale czemu o niej nie pamiętamy?

Tymczasem pozdrawiam wszystkich, którzy na mój portal zaglądają. I obiecuję: w pokera nie gram, ale ukryte (także przed radnymi powiatu) karty władzy będę nadal sprawdzał.

 

W.B.

 

 

Comments

comments