Wspomnienie…

1 listopada. Dzień Wszystkich tych którzy od nas odeszli. Dzień bardzo nostalgiczny, a przy tym deszczu i szarzyźnie dzień bardzo refleksyjny. A w tej codziennej gonitwie, Dzień w którym przynajmniej na chwilę stajemy, wracamy do dnia „wczorajszego”. Wspominamy tych którzy od nas odeszli, cały czas zadając sobie pytanie: „dlaczego tak szybko…”. Wszystkie media wspominają i przypominają nam ludzi znanych i lubianych, tych którzy w 2016 roku od nas odeszli, że Ich już wśród nas nie ma. Nie ma ks. Kaczkowskiego i Arb. Gocławskiego, Davida Bowie i Princa, Wajdy i Żuławskiego, Czubaszek i Kociniaka, Niemczyka i Umberto Eco. Nie ma wielu znanych i nieznanych, tych którzy zginęli w obronie i za wolność swojej ukochanej ojczyzny na wschodzie Ukrainy i tych którzy utonęli w morzu uciekając ze swojej kochanej ojczyzny Syrii. Wspominamy również tych co odeszli od nas już wiele lat temu. Rodzinę, przyjaciół, sąsiadów, znajomych. Na grobach stawiamy kwiaty i zapalamy znicze. Dzisiaj jesteśmy razem. Przynajmniej myślami…

Mieszkam w Ostródzie praktycznie od urodzenia, bo od trzeciego miesiąca swojego życia na ulicy Mrongowiusza, która wcześniej nosiła nazwę Małkowskiego. Tak się złożyło, że zamieszkali tu po II wojnie światowej i w latach 50-tych ludzie z różnych stron Polski , „ze wschodu”, z Mazowsza i ci którzy mieszkali tu od wieków, a nie zdążyli się przed sowietami i władzą ludową ewakuować – Mazurzy zwani autochtonami. Budynków starych i nowo wybudowanych w miejsce spalonych było 62. Znaliśmy się wszyscy. Pomagaliśmy sobie nawzajem całymi rodzinami. Czy to przy budowach nowych domów, czy zbiorach płodów z pól, które rozpościerały się między ulicami naszą i Partyzantów. Tak wtedy było. Jako malutki chłopak znałem każdego mieszkańca mojej ulicy. Byliśmy rodziną. Gdzie nie zachodziłem do swoich kolegów czy do Jurka Drozdy czy Marka Gruszeckiego, Sylwka Czaplińskiego czy Tadka Iżyka, Zbyszka Grabki czy Ireneusza Bojarskiego, Darka Dębca czy Adama Zygi, Mirka Smoczyńskiego czy Andrzeja Gliniewicza zawsze było pytanie. „Włodek nie jesteś głodny, chcesz coś zjeść ?”. Czy to był chleb z margaryną i z cukrem czy chleb z marmoladą. Wtedy to było dawane od serca. Bo tak miało być i było. Ich rodziców, naszych znajomych i przyjaciół mieszkańców naszej ulicy… Też już nie ma. Nie ma też moich rodziców. Rodziców, którzy wspólnie z sąsiadami z niczego, razem zbudowali na naszym osiedlu w tak zwanym „czynie społecznym” Klub Ruchu, gdzie mogliśmy się razem spotykać . Pograć w ping-ponga, w szachy czy warcaby. Gdzie dorośli urządzali wspólnego Sylwestra. Przychodziliśmy tu napić się dobrej oranżady od „Gorącego z Lubajn”. To już historia. A później, odszedł nasz Jaruś…

I na dodatek cały dzień pada deszcz.

Spoczywajcie w pokoju….

W.B.

Comments

comments