Winny Waszczyszyn, starosta cacy, czyli Ostródzianie, nic się nie stało….

Od początku tej kadencji główne działania zarządu powiatu ostródzkiego sprowadzają się do zacierania śladów działań zarządu poprzedniej kadencji i udowadniania, że osiem poprzednich lat to czas stracony i praprzyczyna wszelkich obecnych problemów, z którymi władza nie może sobie poradzić. Przypowieść o trzech kopertach traktowana jest przez starostę Wiczkowskiego i jego otoczenie, aż nazbyt dosłownie, co ujawnili dobitnie podczas ostatniej sesji Rady Powiatu, tworząc wykrzywiony obraz rzeczywistości rodem z Kafki.

Kto nie oglądał transmisji TV Mazury z sesji, ten niech ją sobie odtworzy w Internecie. Sesja miała wyjaśnić: m.in.: Dlaczego próbowano zamknąć funkcjonowanie szpitalnych oddziałów i poradni? Dlaczego starosta w ogóle do takiej sytuacji dopuścił? Wiedział? Nie wiedział? Jeżeli nie, to czy w ogóle panuje nad problemami powiatu? I dlaczego nie poinformował o zagrożeniach Rady? Warto naocznie i nausznie przekonać się, jak można nie tylko umknąć przed odpowiedzią na oczywiste pytania i nic nie wyjaśnić, ale także skierować odium winy i sugerować potępienie tych, którzy próbowali szkodliwemu działaniu przeszkodzić.

Z wypowiedzi starosty Wiczkowskiego oraz radnych Dąbrowskiego i Peca wynikało wprost: winnym za doprowadzenie do zamknięcia oddziałów szpitalnych jest były starosta Brodiuk – bo doprowadził do zadłużenia poprzez inwestycje w szpital, a nadto rozmawiał z lekarzami, radny Waszczyszyn – bo powiadomił media i uruchomił „mechanizm straszenia ludzi”, media – bo nagłośniły sprawę i popsuły opinię szpitalowi, a nawet radni PiS – bo całkiem niepotrzebnie zwołali sesję nadzwyczajną. Ostródzianie, nic się nie stało! Szpital działa i będzie działał – zapewniał kilka razy starosta. Starosta Wiczkowski czuwa.

Jasne, że szpital będzie działał. Nawet, gdy starosta będzie chrapał. Albo bawił na imprezie w Morągu, gdy w Ostródzie przygotowuje się chorych do eksmisji. Radny Orzechowski przypomniał o obowiązkach i nakazach konstytucji i statutu powiatu, które zamknąć szpitala nie pozwolą. Ale na przykład sprzedać? Czemu nie. Wystarczy większość w Radzie Powiatu i dobry argumentacyjny bajer. A zadłużenie szpitala to nie bajer, ale argument ciężkiego kalibru.

Takie rozwiązanie pojawiło się już w 2006 roku, kiedy zarządzało szpitalem znakomite – zdaniem dzisiejszego przewodniczącego Rady Nadzorczej PZOZ p. Wawrzyńskiego – trio, pieniądze na wypłaty dla lekarzy i pielęgniarek pożyczała notorycznie kasa starostwa, a możliwość zaciągnięcia przez szpital jakiegokolwiek kredytu nie przekraczała ZERA. To budżet powiatu miał też wziąć kredyt na budowę bloku operacyjnego. Sytuacja szpitala się pogarszała i prywatyzacja jawiła się jako niezłe rozwiązanie.

Przewodniczący Wawrzyński o prywatyzacji się nie zająknął. Straszył tylko, że za rok do szpitala trzeba będzie dopłacać z budżetu powiatu. I wskazywał na przyczynę: inwestycje Brodiuka i zbyteczny, przynoszący straty oddział zakaźny (dwa takty refrenu tej sesji). Tyle, że wcześniej starosta Wiczkowski ujawnił, że na plusie są tylko trzy oddziały, a największe straty przynoszą chirurgia urazowa i ortopedia (1 129 000 zł) i ginekologiczno-położniczy (1 100 000 zł). Może dlatego postanowiono je zamknąć? Zakaźny jest dopiero trzeci (ok. 600 000 zł).

Ale skąd te straty? Inwestycje to jedna z przyczyn. Przyczyna wkalkulowana. Pozyskanie unijnych złotówek wymagało wkładu własnego. Szpital miał dobrą mobilność kredytową, wkład więc nie był problemem, ale trzeba go spłacić. Stąd dzisiejsze obciążenie. Ale nie pełne. Obcinanie stawek kontraktowych przez NFZ to kolejna – krytykowana od dawna – przyczyna. Trzecią jest trudna umiejętność ( a może nieumiejętność) kontraktowania i permanentnego wydzierania kasy z NFZ. Ale jest i czwarta. Wskazał na nią radny Zabłocki z Miłakowa, który zapytał o to, dlaczego jego sąsiedzi – także z sąsiednich miejscowości, a i on sam – jeżdżą do szpitali w Olsztynie. To kwestia, na którą odpowiednim działaniem powinny zareagować zarząd i rada nadzorcza szpitala, starosta i zarząd powiatu. Czy coś robią? O tym na sesji było cicho.

O szpitalu w ogóle się nie mówi. Starosta nawet nie raczy przekazywać przewodniczącemu Rady pism, które są do wiadomości przewodniczącego Rady (i tym samym radnych) adresowane. Pewnie nie chce radnych „drobiazgami” zajmować, albo – zapracowany zapomina zadekretować. Szuflada jest bliżej. Nie przekazywał na przykład, co ujawnił radny Kierozalski, pism od wojewody w sprawie przyszpitalnego lądowiska, bez którego nie będzie Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. A właśnie SOR to zagwarantowany zysk i poprawa finansów szpitala. Lądowisko już od dawna ma swą lokalizację. Pozostawiona dla służby zdrowia działka tuż przy szpitalu. Tyle, że starosta ma inną koncepcję i usiłuje ją metodą „na pohybel” przeforsować.

Szpitala póki co sprzedać się nie da, ale działkę tak. Tyle, ze wcześniej trzeba zbajerować rzeczywistość. Na przykład milionami na budowę lądowiska i setkami tysięcy (???) rocznie na jego utrzymanie. Albo budową lądowiska na dachu, albo na palach. Byle nie na działce. A najlepiej – w co wpiął się też radny Dąbrowski – jak lądowisko pobuduje Arena, a SOR będzie z niego tylko korzystać. Pewnie nieodpłatnie, a nawet w czasie targów helikopterów tam nie uświadczysz i lądowisko cały czas będzie wolne. To, że w wymaganym czasie (bodajże trzy minuty) karetka nie pokona odległości z Areny do szpitala, da się przecież załatwić. Jak? Nie wiadomo.

I chociaż nie mamy nadal pełnej i rzetelnej wiedzy o tym, dlaczego zamierzano zlikwidować szpitalne oddziały, to jednak coś tam się dowiedzieliśmy. Głównie, że wachlarz pytań się zwiększył. No i przewodniczący Rady wreszcie dostał adresowane do niego kilka tygodni (miesięcy?) temu pisma. Acha, starosta Wiczkowski wszystkim nam dobrze życzy. Tylko, że w to akurat nie wierzę.

 

Comments

comments