Potrzeba było osiemnastu lat i kadencji pięciu burmistrzów Ostródy, by wreszcie zapadła decyzja w wydawałoby się klarownej, obwarowanej licznymi przepisami prawa, sprawie. Tyle, że decyzja, wydana z upoważnienia burmistrza Dąbrowskiego, formalnie poprawna, w rzeczywistości sankcjonuje połamanie prawa. Zamiast rozwiązać problem prowadzi do jego zaognienia i utrwala warunki do stałego zalewania istniejących od kilkudziesięciu lat zabudowań przy ul. Mrongowiusza.
Kilka faktów. Miasto zmieniło plan zagospodarowania przestrzennego pozwalając na zabudowę podmokłych łąk między ulicami Mrongowiusza, Aleją Lipową i Szosą Elbląską, na których znajdował się rów odwadniający zabezpieczający przed zalewaniem istniejącą zabudowę. Teren został podzielony na działki i sprzedany. Zgodnie z art. 29 Prawa Wodnego właściciele działek nie mogą zmieniać stanu wody na gruncie ze szkodą dla gruntów sąsiednich, czyli powinni zachować istniejące urządzenia albo zabezpieczyć odpływ wody w inny sposób. Dopilnować tego powinien burmistrz.
Już w czerwcu 2007 roku do burmistrza Ostródy wpłynęła skarga od mieszkanki ul. Mrongowiusza o zalewaniu jej posesji na skutek zasypania rowu odprowadzającego wodę przez nowych właścicieli działek. Już wówczas burmistrz powinien zareagować nakazem przywrócenia stanu pierwotnego i wstrzymać prace na tych działkach. Nie wykonał swego obowiązku, zamiast tego zaczęły się pozorujące działania urzędów korespondencje.
Można w nich wyczytać, że „ zachodzi konieczność przeprowadzenia prac mających na celu usunięcie przyczyn i skutków zalewania terenów sąsiednich.” To z pisma z lipca 2007 roku. Dwa lata później na spotkaniu starostwa i miasta ustalenia są bardzo konkretne: „Burmistrz podejmie właściwe działania na mocy ustawy prawo wodne o naruszenie stosunków wodnych, celem powstrzymania zmian gruntowych na tych działkach.”
Urzędy ustalały i pisały, ale nic nie robiły. W tej konkretnej sprawie, bo równolegle na działkach na terenie dolnego odcinka rowu odwadniającego, między Aleją Lipową i Mrongowiusza, te same urzędy wydawały decyzje pozwalające deweloperowi na podnoszenie terenu, zasypanie rowu melioracyjnego i wykonanie niezależnego systemu odprowadzania wody. I postawienie kilku domów. Słowem, rozważając „jak odwodnić działki” urzędy, w pełni swej dostojności i powagi, swoimi decyzjami uniemożliwiły odwodnienie tych działek przez system, który spełniał dobrze swe zadanie przez sto lat. I to bez większych nakładów.
Małoletnie dzieci wydających decyzje urzędników pewnie doskonale wiedzą, że wody spływają w kierunku spadków terenu, a podniesienie terenu powoduje zatrzymanie odpływu. Jak w rurze zlewozmywaka. Jak się zatka, to woda wybije. Można było się spytać też hydraulika, co się stanie jak rury zlewozmywaka nie podłączymy do rury zbiorczej i ostatecznie kanalizacji ściekowej. Szkoda, że ani jedni ani drudzy nie mieli szansy pouczenia fachowców i decydentów. Problem odwodnienia rozpatrywaliby wtedy kompleksowo. A może jednak przyczyną nie był brak kompetencji?
W 2007 roku wystarczyło wstrzymać nawożenie gruzu i nakazać wykonanie na całym terenie udrożnienia rowu melioracyjnego. Można to było uczynić także w 2009 i 2011, kiedy to w urzędowej korespondencji pojawiły się diagnozy. Cały czas cząstkowe i dotyczące nie całej zlewni, a tylko działek przylegających do starej zabudowy ul. Mrongowiusza o nr 53/28, 53/29 i 53/30. Z tych właśnie działek woda spływała na działki zabudowane. Wtedy, gdy owe trzy działki, sprzedane jako budowlane, także stały pod wodą (sic!). Odpływ miał zapewnić kanał na działce 53/27, ale rura przepływowa został ułożona wyżej niż otrzymane pozwolenie. Co przyznali sami urzędnicy.
Drogi rozumowania biurokratycznej machiny są dla zwykłego zjadacza chleba nie do pojęcia. Jedno jest pewne: biurokracja chociaż nie znosi robić sobie kłopotów, to jednak bardzo często wywołuje je innym. Otóż w sytuacji, gdy stało się jasne, że przyczyną braku odpływu jest blokada na działce nr 53/27, nakaz „przywrócenia stanu poprzedniego lub wykonania urządzeń zapobiegającym szkodom na rowie melioracyjnym” otrzymali właściciele….. zalanych działek. Absurd? Oczywisty, ale logika biurokracji jest spójna: to właśnie „stan wód” na tych działkach powoduje zalewanie działek piszących skargi.
Można się pośmiać, ale problem jest poważny. I nie zdziwię się, jak poszkodowani przez błędne decyzje, a może nie tylko, w tym właściciele zalewanych działek budowlanych, wystąpią do odpowiednich organów o zbadanie dlaczego doszło do takiej sytuacji. Ja jeszcze mam nadzieję, że burmistrz Dąbrowski, który tuż po wyborach, obiecał mi zainteresowanie się problemem i jego wyjaśnienie, spełni obietnice. Nawet w sytuacji, gdy ostatnia kabaretowa decyzja wydana została z jego upoważnienia.
Włodzimierz Brodiuk