Trzy dni po opublikowaniu tekstu „HALO, HALO! MY Z BAGIEN” o zalewaniu posesji przy ul. Mrongowiusza, spowodowanej niekompetentnymi decyzjami urzędów, realizujących zamiary deweloperów bez oglądania się na skutki tych decyzji, podczas sesji Rady Miejskiej, można się było upewnić, że niekompetencje mają się całkiem dobrze. Ba, kwitną. W oparach Matrixu.
Tekst klarownie tłumaczył, przywołując tylko część dość licznej korespondencji z urzędami i między urzędami, jak doszło do zniszczenia funkcjonującego bez zarzutu poniemieckiego systemu odwadniania podmokłego obszaru w obrębie ulic Mrongowiusza, Szosy Elbląskiej i Alei Lipowej. Sama naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Beata Janowiak, odpowiadając na pytanie radnego Dariusza Struka, potwierdziła, że zgodnie z konfiguracją terenu zasypany dziś rów odprowadzał wodę do Jeziora Drwęckiego. Zgodziła się też publicznie, że na działce 53/27 zakryto rów przepustem, a jego wykonanie jest niezgodne z pozwoleniem. A mimo to podtrzymała swój – wydany w imieniu burmistrza – nakaz „oczyszczenia rowu” na działkach skąd woda miała spływać, a dziś zalanych wodą z powodu braku odpływu.
Co ciekawe jeden z pytających radnych i sama pani naczelnik mieszkają na ulicy Mrongowiusza. Wydawałoby się więc, że nic łatwiejszego jak włożyć gumowce i zapoznać się z sytuacją naocznie. Wówczas radny Dariusz Bujak nie zgłaszałby wątpliwości typu: wiadomo, nie zawsze prawdę internauci piszą. Skądinąd owego „internautę” zna od lat co najmniej kilkunastu i mija jego dom praktycznie codziennie. A tenże „internauta” prosił nawet pana radnego o interwencję. Bezskutecznie.
W urzędniczym slangu bardzo często, zwłaszcza w celu odsunięcia problemu i zbycia interesanta, powołuje się na decyzje urzędów. Najlepiej innych urzędów. W tym przypadku pani naczelnik Janowiak, przytaczała wydania pozwoleń wodno-prawnych. Tyle, że pozwolenia wydają jedne urzędy, a drugie mają ich wykonanie skontrolować. I tyczy to Urzędu Miejskiego właśnie. Zwłaszcza, gdy ludzie skargi piszą.
Napisałem już to, ale powtórzę, decyzja wydana przez panią naczelnik właścicielom zalewanych działek (cytuję) „przywrócenia stanu poprzedniego lub wykonania urządzeń zapobiegającym szkodom na rowie melioracyjnym” jest totalnie absurdalna. I niewykonalna. Ci ludzie nie są w stanie „przywrócić stanu pierwotnego”, bo pierwotnie rów był węższy i płytszy niż jest. A „wykonanie urządzeń zapobiegającym szkodom” oznaczałoby, że musieliby przywrócić rów do pierwotnego stanu na całej długości, czyli na działkach do nich nie należących.
Radnych uspokojono, że nakaz spowoduje „udrożnienie przepływu wody”. Niestety, nie udrożni przepływu, bo na tych działkach nie ma żadnego przepływu, woda tu tylko się zbiera tworząc staw i spływając na inne działki. Nie pomogła nawet zbudowana przez miasto przepompownia – czym też mieli być uspokojeni, o ile któryś się w ogóle martwił – jest zwyczajnie niewydolna.
Nikt podczas sesji nie zapytał, dlaczego to akurat miasto wybudowało studnię z pompą na prywatnej działce. Poniosło koszt budowy, ale ponosi także koszty funkcjonowania tej pompy. Przecież za „udrożnienie przepływu” odpowiada właściciel działki. Czy wtedy nie odpowiadał, a teraz odpowiada? Prawo w tym względzie się nie zmieniło. To ja stawiam pytanie: czy fakt ten nie świadczy czasem o próbie – nazwę to eufemistycznie – naprawy błędów popełnionych przy zmianie planu zagospodarowania oraz późniejszych decyzji i zaniechań?
Pani naczelnik radzę założyć jednak gumowce, przejść za płot swojej działki i sprawdzić na gruncie prawdziwość swoich opowieści o tym, że deweloper, który wybudował już domy na ostatnim fragmencie rowu odprowadzającego wodę, naprawdę zapewnił jej przepływ. Może się mylę i mylnie odczytuję mapy, ale uwidoczniono na nich jedynie odprowadzenie wody z terenu deweloperskiej zabudowy. I może oślepłem, ale jego zabudowane działki oddziela od innych solidny wał ziemny. I ta właśnie zabudowa skutecznie blokuje możliwość „udrożnienia przepływu”.
Rozumiem trudną sytuację obecnych władz miasta. Otrzymały od swoich poprzedników niezły pasztet. To oni, mimo przyjęcia zobowiązań, nie powstrzymali zmian gruntowych. Nie rozumiem jednak dlaczego na siłę, wbrew faktom i wbrew naocznemu oglądowi, brną w Matrix.
I nadal mam nadzieję, że obecny burmistrz rozwiąże ten problem. Mam też nadzieję, ze zatrzyma zakusy zagrabiania i zniszczenia innych terenów bagiennych w naszym mieście.
Włodzimierz Brodiuk