Śmieć nasz powszedni

Śmierdzi toto, brudzi i oko smuci. Jest kłopotem i złotym interesem jednocześnie. Śmieci. W skali globalnej grożą ekologiczną katastrofą. Ekolodzy alarmują, ale zdecydowana większość z nas się tym specjalnie nie przejmuje. Nas wkurzają śmieci lokalne. Przepełnione pojemniki, segregacja, a zwłaszcza rosnące opłaty. Czasami też brudne ulice i zaśmiecone skwery.

Temat śmieci w Ostródzie to nie tylko kwestia kieszeni i estetyki. Także lokalnej polityki. W ostatnich kilku latach nabrał rangi priorytetu, a przy okazji uświadomił mieszkańcom, że czas „czystej Ostródy” minął! Najdotkliwiej odczuwamy uderzenie po kieszeni. Opłaty jakie zafundował nam Związek Gmin Regionu Ostródzko-Iławskiego „Czyste środowisko” na czele z jego przewodniczącym Zarządu wójtem Fijasem, było dla mieszkańców miasta i powiatu sporym zaskoczeniem. I była to propozycja nie do odrzucenia, chociaż burmistrz z częścią radnych próbował.

Związek gmin miał być skutecznym remedium na monopol firm wywożących śmieci, które podzieliły między sobą rynek i dyktują ceny. Nasza miejscowa firma, do tego kontrolowana przez samorządy, miała być tańsza i sprawniejsza. Stała się jednak takim samym podmiotem gospodarczym, tyle że dodatkowo na naszym terenie uprzywilejowanym. To duże uproszczenie, i może niesprawiedliwe, ale system wywozu śmieci w Ostródzie przypomina nieco system neapolitański. Tam też firmy wywozowe są (może już były – nie mam aktualnej wiedzy) pod parasolem samorządu, chociaż zarządzane przez mafię. U nas, mam nadzieję, mafii chyba nie ma. I gwoli prawdy, swoje trzy grosze do tych podwyżek dołożył rząd, wprowadzając represyjny system segregacji odpadów.

Zabrudzona Ostróda to także efekt konfliktu samorządów: powiatu i gminy Ostróda z miastem. Po wyborach samorządowych rozsypał się ostródzki triumwirat, burmistrz postawił veto jego odbudowie i się rypło. „Triumwirat” spełz na niższy szczebel: burmistrza Ostródy zastąpili radni miejscy, co owocuje na każdej sesji i rzutuje na współpracę samorządów. Nawet po nieudanym referendum, ów „nowy triumwirat” ma nadzieję, że pozbędzie się przeszkody i powróci w starym kształcie. Starosta wypowiedział miastu umowę na utrzymanie powiatowych ulic w granicach miasta, a następnie kazał zabrać z nich ponad 300 koszy.  Na dotychczas czystych ulicach pojawiły się śmieci. Czy miały pomóc w odwołaniu burmistrza? Taka teza nasuwa się sama, dla każdego kto pamięta oskarżanie burmistrza za brud na powiatowych ulicach.

Czas referendum minął, a śmieci  nie tylko pozostały, ale „rozlały się” na całe miasto. Krytycy mają pole do popisu. „Sprzątanie powinno być wykonane przez Miasto Ostróda w ramach zebranych podatków”  – przeczytałem na FB. Sprawdziłem kto uważa, że nasze podatki powinny zasilić powiatową kasę lub wspomóc nie dbających o czystość  właścicieli posesji,  i znalazłem…. referendalnego aktywistę.

Nie tylko moje pokolenie pamięta akcje sprzątania miasta. Nie tylko szkolne. Także organizowane przez harcerzy, rady osiedli. Jeszcze się zdarzają. Sporadycznie. Inspirowane przez zapaleńców, czasem wspierane przez gminy i miasta.  O ochronie środowiska i ekologii pada dużo nadętych słów. Gorzej, gdy przyjdzie wesprzeć oddolną inicjatywę. W naszym kraju, coraz bardziej scentralizowanym, w którym liczy się tylko to co władza akceptuje, zwykła ludzka inicjatywa traktowana jest podejrzliwie, a bywa – z wrogością.

Takie smutne doświadczenie ma na przykład Sylwester Pepel, facet, którego nosi chęć działania. Wymyślił nawet sport, którego istotą jest nie sama rywalizacja, ale czyszczenie środowiska. Łączy przyjemne z pożytecznym. W 2018 roku Pepel zaproponował burmistrzowi Ostródy, był nim wówczas Czesław Najmowicz, oczyszczenie z żelastwa i innych odpadów zatoki jeziora Drwęckiego. W ramach rywalizacji w ilości wyciągniętych z jeziora śmieci. Jakież było jego zdumienie, gdy burmistrz Najmowicz zakazał organizacji takich zawodów, co równało się z nakazem pozostawienia śmieci w jeziorze. Zaskoczenie? Zdumienie? Nie ważne, w lud poszedł sygnał stopujący.

Sam Pepel oraz Bruno „Łowca” Mazury i skupiona wokół nich grupa zapaleńców – większość zresztą spoza Ostródy – nie zraziła się i robi swoje. Sprząta, nie tylko jezioro i okoliczne wody, ale także skwery i ulice. Nie tylko w Ostródzie. Jeżdżą po całym kraju i w całym kraju znajdują naśladowców. Grono entuzjastów sportu „czyszczenia akwenów wodnych”, a przy okazji ich otoczenia rośnie. I zdobywa poklask. Ale w Ostródzie niekoniecznie. Po wysprzątaniu działek przy szpitalu na Pepela i jego współtowarzyszy wylała się w internecie fala hejtu.

Czytając agresywne wpisy pod filmikami ze sprzątania i z obrazkami zaśmieconych ulic, można je pozostawić bez komentarza, jako że  hejterom jest wszystko jedno co hejtują. Wylewają swą żółć i można im tylko współczuć nieudanego życia. Ale mimo wszystko pojawianie się hejtu przy ukazywaniu działań bezdyskusyjnie korzystnych także dla hejtującego, ukazuje naszą społeczną postawę.  Nie ważne, że to margines. Bo wcale nie margines tylko zaśmieca nasze miasto.

To banał, ale warty przypomnienia: najlepszym sposobem na utrzymanie porządku jest nie bałaganić. I na bieżąco sprzątać otoczenie. Przypomina o tym, także na FB, przybysz z Anglii. Ostródzianin Peter Dowell od kilku już lat po prostu sprząta swój kawałek świata. Czyni tak zresztą wielu z nas. Peter pokazuje swoje działania w internecie. Myślę, że także inni powinni to czynić, promując w ten sposób zachowania godne naśladowania. Może zachęcą w ten sposób innych, a może też zniechęcą do śmiecenia. Pobudzą do refleksji. Wiosna temu sprzyja. Tu żyjemy, tu mieszkamy. To nasz dom i powinniśmy o niego zadbać.

Coś się już zmieniło. Dzisiaj ostródzkie portale pokazują akcje czyszczenia rzeki Drwęcy, wokół Jeziora Sajmino i w  innych miejscach w mieście! To cieszy i daje nadzieję, że jednak można!  A  Sylwestrowi , Peterowi, Bruno i nie tylko należą się ukłony.  Także za to, że nie czekali na żadne zachęty i wsparcie. Po prostu robili swoje.
Śmieć im nie spowszedniał.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments