Wchodzimy w czas „Smuty” twierdzi mój znajomy i tłumaczy, że – co prawda – zamiast głodu mamy pandemię i nie mamy interwencji obcych mocarstw, ale też i czasy mamy inne. Pojęciem „smuty” historiografia rosyjska określiła okres piętnastu lat końca XVI i początku XVII wieku, kiedy to Rosję opanował zamęt walki o władzę, najazdu wojsk polskich i szwedzkich, a na dokładkę czteroletni głód dziesiątkował ludność. Gospodarka podupadła, kraj został zrujnowany. „Smutę” wykorzystali do przejęcia władzy Romanowowie, których panowanie obaliła dopiero rewolucja 1917 roku. Czy mój znajomy ma rację?
Głodu nie mamy, ale wirus rozkłada nam gospodarkę, ludzi zamknięto w domach, strach odczuwają wszyscy, a władza walkę
z epidemią stara się wykorzystać do utrwalenia swego panowania. Zakaz zgromadzeń, nakazy izolacji, skutecznie ograniczają kampanię wyborczą wszystkich kandydatów, poza obecnym prezydentem. Rząd wprowadził praktyczne pełne przepisy stanu nadzwyczajnego, bez ogłaszania stanu nadzwyczajnego, a prezydent wykazuje niespotykaną dotychczas inwencję, ogłaszając co rusz działania … rządu, którym przecież nie kieruje.
Na koniec, w nocy z 27 na 28 marca, posiadając większość w Sejmie, partia władzy zmieniła przepisy ordynacji wyborczej, wprowadzając możliwość korespondencyjnego głosowania osobom przebywającym na kwarantannie (dziś to już 100 tysięcy ludzi) oraz z grupy najwyższego ryzyka zachorowania, czyli po 60 roku życia. PiS uczyniło to łamiąc po raz kolejny Konstytucję. Otóż zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, Konstytucja daje możliwość zmiany przepisów wyborczych, ale co najmniej 6 miesięcy przed dniem wyborów, a art. 123 Konstytucji wyraźnie zabrania dokonywania zmian ordynacji w trybie pilnym. Tymczasem ordynację zmieniono wprowadzając „wrzutkę” do „specustawy”, a do 10 maja pozostało tylko 42 dni.
Jeszcze zanim wybuchła pandemia przez kraj przetoczyła się fala protestu przeciwko przekazaniu 2 mld zł na TVP, zamiast na leczenie raka. PiS postawiło na propagandę. Dziś wiadomo, że podpisana przez Andrzeja Dudę ustawa daje rządowej telewizji 10 miliardów złotych w pięć lat, a wirus z Wuhan ujawnił znacznie większe niż nam się zdawało niedofinansowanie służby zdrowia. I chociaż prezes Glapiński z NBP twierdzi, że „mamy nieprzebrane ilości gotówki”, to profesjonalne maski ochronne ratownicy medyczni kupują za własne pieniądze. A na ratunek śpieszą darczyńcy: od Lewandowskiego i WOŚP po dzieci wyciągające bilon ze skarbonek.
Na wybory kasy nie zabraknie. W budżecie przewidziano na nie 319 mln złotych, ale po wprowadzeniu korespondencyjnego głosowania trzeba będzie dołożyć co najmniej kilka milionów. Tymczasem zagrożenie koronawirusem, mimo zadziwiająco zdyscyplinowanego narodu, rośnie. Rośnie liczba zakażonych i kierowanych na kwarantannę, ale liczba ofiar śmiertelnych jest – w porównaniu z innymi krajami – zdumiewająco niska. O ile są to liczby rzeczywiste. Śmierć nie wszystkich zakażonych wirusem uznaje się oficjalnie za spowodowaną jego działaniem. Do tego władza zakazała lekarzom i innym pracownikom udzielania informacji i wypowiadania się na temat sytuacji w szpitalach. Przykładem jest położna, którą zwolniono dyscyplinarnie za wypowiedź o braku podstawowego sprzętu ochronnego w jej szpitalu. Za ujawnienie prawdy. Takie działanie budzi wątpliwości co do rzetelności oficjalnych informacji.
Nie czarujmy się, póki co jesteśmy na początku rozwoju koronawirusa i szpitale nadal przygotowują się do zwiększonej liczby zachorowań. Nie wiemy ile osób już choruje, jako że zdecydowana większość zakażonych przechodzi Covid19 bezobjawowo. Ale zaraża. I nikt nie wie kiedy epidemie wygaśnie. Ci, którzy planują wybory też nie wiedzą, ale nie epidemia wydaje się być ich priorytetem. Ryzykują zdrowie i życie ludzi, w trosce o większą władzę. Bo dziś sondaże wskazują na zwycięstwo Andrzeja Dudy nawet w pierwszej turze. A to da szansę na utrwalenie w naszym kraju jedynowładztwa. I w tym może tkwi podobieństwo do rosyjskiej „Smuty”.
Przedstawiciele rządu każą siedzieć nam w domu – i słusznie – przekazują jednocześnie pocieszające informacje. Niektórzy wręcz głoszą, że epidemie już prawie opanowaliśmy. Nie będzie też krachu gospodarczego, przynajmniej takiego jak na Zachodzie Europy. Stąd też znacznie mniejszy pakiet pomocowy dla gospodarki i pracowników niż w innych krajach Europy. Poza Węgrami – ulubione porównanie naszej władzy. Idea jawi się taka, że oto kraj nasz uratują banki. Pewnie dlatego w pakiecie pomocowym państwa to one otrzymają najwięcej – 70 mld złotych. Jak oceniają ekonomiści, to aż 10 razy więcej niż pomoc dla przedsiębiorstw małych i mikro.
Tymczasem koronawirus nie zwalnia. Zakupy środków ochrony osobistej dla szpitali są niewystarczające. Orlen wykupił ogromne ilości spirytusu pod produkcje płynu dezynfekcyjnego, a internauci pytają gdzie on jest. Jakaś firma z Wrocławia nie czekając na rządowe zamówienie sama płyn taki produkuje dla konkretnego szpitala. Ruszyły, wydawałoby się dotychczas zbyteczne, szpitalne szwalnie. Ongiś propagandowe hasło „Polak potrafi” sprawdza się dziś w krytycznych sytuacjach.
Ruszyły też internetowe zrzutki na szpitale. Dla ostródzkiego zorganizowała ją Paulina Szeluga, ujawniając przy okazji braki w szpitalu podstawowego sprzętu. Jak sama napisała po rozmowie z dyrektorką ds. pielęgniarstwa okazało się, że brakuje m.in. stetoskopów (słuchawek lekarskich), termometrów bezdotykowych, ciśnieniomierzy, a także wózków z akcesoriami do …sprzątania sal szpitalnych.
Po zaoferowaniu pomocy naszemu krajowi przez Chiny, co poniektórzy mieli nadzieję, że trafi ona także do Ostródy. Zwłaszcza z miasta Cixi, z którym to powiat ostródzki ponoć oficjalnie współpracuje. By uroczyście stosowny dokument podpisać i współpracę nawiązać, specjalnie w tym celu, udał się ongiś do Chin, starosta Wiczkowski w towarzystwie wójta Fijasa i członka Rady Nadzorczej Szpitala Leszka Rochowicza. W opowieści o chińskich inwestycjach w Ostródzie nikt nie wierzył, ale maseczki i rękawiczki by się przydały.
Ostródzki szpital ma dziś ponad 20 pacjentów, ale otrzymuje milionowe wsparcie. Przygotowuje 168 łóżek. Miejmy nadzieję, że większość zostanie pusta. I że dzień 10 maja nie rozłoży nas na łopatki masowymi zarażeniami.
Nie jestem pesymistą. Smuty nie będzie. Koronawirus nas nie rozłoży.
I władza też nie.
Włodzimierz Brodiuk