Po co są radni?

Przed miesiącem burmistrz Ostródy złożył do Rady Miejskiej projekt zmian w budżecie, zapewniający  dofinansowanie m. in. klubów sportowych, instytucji i organizacji oświatowych oraz MOPS,  słowem funkcjonowania miasta. Miały zostać uchwalone  27 lutego. Ale radni swój „cenny” czas poświęcali nie tyle dyskusji nad wnioskiem burmistrza ile samemu burmistrzowi, co od ponad roku jest istotą każdej sesji, zwłaszcza dwuczęściowych. Tym razem radni spotykali się w tej samej sprawie aż trzy razy i za każdym razem po „wyboksowaniu”  burmistrza, tematu nie rozwiązywali. Ostatnio główną przyczyną  decyzyjnego lenistwa radnych była nieobecność samego burmistrza. Pretekst dobry, jak każdy inny.

Od 27 lutego minęło już  trzy tygodnie. Na decyzje radnych z niecierpliwością oczekują nie tylko sportowcy, niepełnosprawni, podopieczni MOPS i urzędnicy wpinający do akt nieopłacone faktury. Tymczasem radni próbują wmawiać ludziom, że burmistrz krępuje ich decyzje i …..organizują kolejne sesje na ten sam temat. Właściwie tylko po to, by po raz kolejny przyłożyć burmistrzowi, który – dla niektórych z nich – jest największą przeszkodą, a – dla pewnego bardzo „aktywnego” radnego – nawet zbyteczny. Tworzą przekaz niezgodny z prawdą. Burmistrz do uchwalenia zmian w budżecie, absolutnie nie jest im potrzeby. Zgodnie z art. 30 ustawy o samorządzie gminnym do zadań burmistrza w szczególności należą: przygotowanie projektów uchwał rady gminy i określanie sposobu ich wykonywania. Nie ma obowiązku uczestniczenia w obradach rady. Może, ale nie musi. Na sesjach byli jego kompetentni przedstawiciele.

W normalnie funkcjonującym samorządzie wszystkie uchwały, w tym budżetowe, omawiane są na posiedzeniach komisji, podczas których wyjaśnia się wszelkie zastrzeżenia i niejasności. Radni uzyskują pełną informację o propozycjach burmistrza, zgłaszają do nich uwagi, które są uwzględniane albo – po dyskusji – odrzucane. Podczas sesji prezentowane są już tylko stanowiska  komisji i klubów, i przeprowadza się głosowanie. Ale każdy oglądający przebieg sesji Rady Miejskiej Ostródy zdążył już zauważyć, że u nas o normalności trudno mówić. To raczej spotkanie przekupek wygrażających niesłuchającej ich i głuchej na ich interesy kumoszce, która się z nimi nie zbratała. W tym niezrozumiałym dla postronnego obserwatora rwetesie pada dużo słów o mieście, ale wydają się one tworzyć tylko zasłonę dymną dla całkiem innych i bardziej osobistych trosk miejskich wybrańców. Oczywiście, nie wszystkich.

W środę ten chocholi taniec z poprawkami do budżetu miał się wreszcie zakończyć. Niestety. Jak wyglądała sesja każdy kto chce – i jeszcze tego nie uczynił, może obejrzeć otwierając stronę z sesjami miejskiej rady. Choć to obraz dość smutny. Podobno radni przestraszyli się koronawirusa. Pięciu się nie przestraszyło: przewodniczący rady – Jacek Dudzin, Jarosław Borzuchowski, Anna Rutkiewicz,  Mirosław Godlewski              i Dariusz Sągol. Troje z nich dzień wcześniej obradowali na posiedzeniu komisji rozwoju i gospodarki komunalnej. Z komisji tej zabrakło tylko jej przewodniczącego Waldemara Graczyka.

Strach rzecz ludzka. Koronawirusa lekceważyć nie można. Jest groźny. Dla wszystkich. Ale nie wszyscy mogą się zamknąć w domu i nie wyściubiać nosa. Służba zdrowia, strażacy, policjanci, strażnicy miejscy, pracownicy sklepów spożywczych, zakładów obsługi ludności, listonosze, urzędnicy – nie mogą  uciec od swych obowiązków. Nie mają dostatecznej ilości środków ochronnych, codziennie się narażają. Poprawki w budżecie miały między innymi dla części z nich sfinansować zakup środków ochrony osobistej. Żeby mogli wypełniać swoje obowiązki z mniejszym zagrożeniem zdrowia. Radni mieli też zapewnić zwiększenie środków na inne potrzeby walki z koronawirusem. W tym zwiększyć rezerwę budżetową, którą już bez ich udziału burmistrz mógłby wydatkować zgodnie z rodzącymi się potrzebami związanymi z pandemią.

Strach rzecz ludzka. Ale radnym, w odróżnieniu od większości wymienionych służb, zapewniono obrady w zdezynfekowanej sali, pomiar temperatury ciała i – w razie potrzeby – środki ochrony osobistej. Policjanci, pielęgniarki, strażacy, sanitariusze (i nie tylko) to służba. A radni? Ile razy słyszeliśmy na sesjach rady z ust nieobecnych w środę radnych, że służą społeczeństwu, Ostródzianom.  I nawoływali, żeby to burmistrz wziął się do pracy. W środę, radni wzięli od swej służby społeczeństwu dzień wolny. Zwolnili się z przysięgi „pracy dla dobra mieszkańców”. Wtedy, kiedy byli najbardziej potrzebni.  Potrzebni na zaledwie pół godziny. No, może godzinę.

Radny Borzuchowski nie mógł pojąć, że z 21 radnych nie można było uzbierać guorum. Zabrakło siedmiu. Nie chciał wyciągać daleko idących wniosków, ale przypomniał, że poprawek nie uchwalono podczas trzech sesji z bardzo błahego powodu, zakłócając funkcjonowanie samorządu. Nie słyszał, by pandemia sparaliżowała funkcjonowanie jakiegokolwiek samorządu w Polsce czy Europie. Poza Ostródą. Radny Borzuchowski nie dopowiedział, że prawdziwym powodem nieuchwalenia budżetu była walka części radnych z burmistrzem, w której celem stało się odwołanie burmistrza. A nie spór o rozdysponowanie 100 tysięcy złotych na promocję.

Przewodniczący Dudzin rozkładał ręce. „Nie wiem – żalił się – jak rozmawiać. Przecież radni są światłymi ludźmi. Przecież wiedzą po co są.”  Można domniemywać, że wątpił w jedno i drugie. Tym bardziej, że nieobecność na sesji – jak sam przedstawiał – zgłaszano do niego w imieniu całych klubów radnych.

Co to znaczyło? Decyzję polityczną? Sesja się nie odbyła tylko po to, by postawić w trudnej sytuacji burmistrza, któremu brak decyzji budżetowej wiązało ręce? I wykorzystano do tego celu obecną sytuację? Osłabiając przeciwdziałanie pandemii? Nie chce mi się w to wierzyć. Ale pozostaje jednak pewna wątpliwość. Czy z 16 radnych, którzy nie zjawili się na środowej sesji, wszyscy byli zarażeni wirusem, odbywali kwarantannę, nie byli w pracy, nie wychodzili z domu lub nie robili zakupów? Też nie wierzę, by tak było. Zatem?

Panie i panowie radni swą nieobecnością działaliście na szkodę miasta i jego mieszkańców. Jeżeli nie to proszę usprawiedliwić powód swej nieobecności publicznie. Wytłumaczyć się swoim wyborcom. Chociażby za pośrednictwem tak sprzyjających Wam mediów,  w tym tych, które o zawalonej przez Was sesji nawet nie wspomniały.
Wyborcy czekają.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments