Quo vadis?

Przez cztery lata trwa w Polsce pełzająca rewolucja. Można by rzec totalna, jako że dotyka praktycznie każdej dziedziny naszego życia, ale głównie tych, z którymi zwykły obywatel nie styka się na co dzień, więc jej skutków na co dzień nie doświadcza. Umiejętna propaganda rządowych mediów ściele autostradę sukcesu nawet tam, gdzie ich nie ma, ale przede wszystkim realizuje sprawdzoną przez Anglików na kilku kontynentach strategię „DZIEL i RZĄDŹ”. Anglicy stosowali ją masowo w podbitych krajach na podbitych narodach, wykorzystując i podsycając zadawnione waśnie i różnice interesów. Sami stawiali się w roli OPATRZNOŚCI.   PiS czyni to samo tyle, że we własnym kraju i na własnym narodzie, inicjując waśnie i tworząc podziały. Tak jak i Anglicy: by utrzymać władzę.

Zwolennicy „dobrej zmiany” się, oczywiście, nie zgodzą, ale szycie rzeczywistości pod wyobrażenia jedynie słusznej koncepcji ostatecznie zawsze prowadzi na manowce i nie służy ani państwu, ani jego obywatelom. Zwolennicy, chociaż nie tylko, dostrzegają i chwalą zasilanie naszej kieszeni różnymi „programami” pomocowymi, zwłaszcza 500+. Te socjalne „podarunki” mają jednak wyraźne cechy rozdawnictwa. Co ciekawe po trzech latach spadku statystyki zanotowały w 2017 roku wzrost skrajnego ubóstwa z 4,3 proc. do 5,4 proc. ludności kraju. Może to świadczyć, że wbrew propagandzie rozdawnictwo nie jest skuteczną pomocą socjalną.

Opozycja uważa, że rozdawnictwo jest szkodliwe, ale jednocześnie dało ono PiS wyborcze zwycięstwo, więc zapowiada, że jak ona teraz wygra, to ta socjalna pomoc zostanie utrzymana. Ale PiS już nowym rozdawnictwem przebija, wychodząc z założenia, że Polacy łatwo dają się kupować, a poza tym sami przecież za to zapłacą. Bo PiS, ani prezes Kaczyński nie rozdają dobra swego, ale wspólne. Tu dochodzimy do tematu luki podatkowej, ale to temat na pracę doktorską. Nie podejmuję się. Faktem jest, że ze straconych wpływów do budżetu kupić się niczego nie da, a wspomniana luka była jest i będzie. Jej wielkość zaś określa się szacunkowo przy setkach zmiennych zależności, o interpretacji decyduje więc interes interpretatora.

Powróćmy do „dobrej zmiany”. Co my w ogóle o niej wiemy? Po za tym, że ma być lepiej, uczciwiej, rzetelniej, transparentnie. Że mamy być wreszcie wolni i niezależni, nie ma być aferalnej władzy tylko nasza, każdy będzie się czuł gospodarzem wspólnego naszego domu, Polski. Tak z grubsza. A co mamy?

Można by rzec, że „dobra zmiana” jeszcze celów nie osiągnęła, więc i pełnej szczęśliwości nie ma. Szansy trzeba dać szansę i nie przeszkadzać, tylko popierać. Tak to określił prezes Kaczyński. Jeszcze musimy trochę wytrzymać, jeszcze trzeba trochę wyrzeczeń. A ja się czuję jak w ciuciubabce. Mam zasłonięte oczy i nie wiem, gdzie mnie się prowadzi.

Zsuńmy trochę opaskę z oczu i bez emocji rozejrzyjmy się wokół. Nie wiem jak u was, ale wokół mnie nie jest najgorzej. W rodzinie się nie kłócimy. Chociaż nie unikamy rozmów o polityce, a poglądy mamy różnorakie. Nie straciłem też przyjaciół z PiS, bo jednak przyjaźń wygrywa, co wzajemnie oceniamy jako zwycięstwo pozytywnych emocji. I mam nadzieję, że rodzina rozbita nie zostanie, a przyjaciół nie stracę. A ilu z nas to się nie udało. Podzielone rodziny, nienawiść i gorycz. To już się stało, a przecież zmian – poza darowiznami – nie odczuliśmy. Czy nie znajdujemy się w sytuacji ryb w mętnej wodzie, które sprawna siatka mącącego wnet wyłowi i spożyje. Nie na talerzu. Konsumpcja będzie wyborcza. Zagłosujemy emocją. Czy będzie nią nienawiść?

Dziś rządzą nami nienawiść, złość i podziały. Chociaż słów o miłości, szacunku i wspólnocie nie brakuje, to ich znaczenie wydaje się być odmienne od słownikowego. Cele wyznacza władza i – co smutne – ambona. Celem byli emigranci przynoszący choroby. Ucichło, chociaż w kraju coraz ich więcej. Teraz są geje i ideologia LGBT. Tęczowa zaraza, jak mawia prominentny purpurat. I chociaż nikt nie wie na czym owa ideologia LGBT polega, to jak jesteś ZA toś patriota. A jak próbujesz tłumaczyć o co chodzi, toś pewnie „pedał” i zdrajca, co polskość zwalczasz i Kościół. Bo w kraju, w którym ponad 90 procent to katolicy, to jesteśmy zagrożeni i w okopach Świętej Trójcy oblężeni. I wreszcie ta kasta obrzydliwa: sędziowie. To oni są przyczyną nieszczęść wszelkich.

„Dobra zmiana” wymieniła na swoich znakomitą większość prezesów sądów, powołała swoją Krajową Radę Sądownictwa i Trybunał Konstytucyjny, a ta „kasta” się trzyma i na Polskę donosi. A teraz jeszcze próbuje rodakom wmówić, że wymysły jakiejś niespełna rozumu hejterki, to działania sterowane z Ministerstwa Sprawiedliwości. A prawda jest taka, ze to tylko kłótnia w rodzinie. Kilku „kastowców” oszukało ministra i dostało się podstępem do Ministerstwa Sprawiedliwości, a może i do Krajowej Rady Sądownictwa, i do Sądu Najwyższego. I teraz sieją nienawiść i brużdżą „dobrej zmianie”.

Poważnie. Czy można w taki przekaz uwierzyć? Okazuje się, że tak. Jak się już wroga stworzy i wmówi się ludziom, że to przyczyna wszelkich nieszczęść, to należy tylko obraz ten podtrzymywać. To łatwe jeżeli się dysponuje publiczną telewizją i kasą państwa. Nikt nie sprawdził jak duże pieniądze zaangażowane są w tworzeniem wroga dającego wyborcze zwycięstwo. Teraz po przejęciu przez ludzi władzy Najwyższej Izby Kontroli, w której akurat powstawał plan zbadania wydatków budżetu z przeróżnych funduszy celowych, będzie prawdopodobnie trudniej. Chociaż chciałbym się mylić.

Polityka jest brudna i brutalna. Wszędzie. Ale w „starych” demokracjach funkcjonuje mechanizm, który szambo polityki nieco oczyszcza. Tym mechanizmem jest krytyczny wyborca. Polityk, którego przyłapano na kłamstwie, kaja się i podaje do dymisji. Po to, by nie kumulować strat. Bo jeżeli kłamie polityk, to pewnie i jego partia, nas wyborców, oszukuje. Minister odpowiada politycznie za urzędników swego resortu. Bo jaki z niego minister jeżeli pozwala, a jeszcze gorzej nie ma pojęcia. Utrzymywana z publicznych pieniędzy telewizja (o ile taka funkcjonuje) nie jest kontrolowana przez władzę. Ba, jej zadaniem jest patrzenie władzy na ręce. Bo zadaniem mediów jest krytyka. Podobnie jak zadaniem wymiaru sprawiedliwości jest pilnowanie przestrzegania naszych praw przez polityków. Wówczas niezależne od siebie tryby utrzymują równowagę. Równowaga zaś tych trzech „władz” to gwarancja naszego bezpieczeństwa. A u nas?

Odpowiedzcie sobie sami. Jeżeli potraficie na chwilę spojrzeć z dystansu na to co się w polityce wyprawia, jeżeli postawicie się w roli podmiotu, o który ci politycy walczą. Bo w gruncie rzeczy bez WAS, czyli bez NAS, żaden z nich nie wygra. Ale przecież to nie chodzi o ich, ale naszą wygraną. Zwykłych ludzi. Więc zdejmijmy okulary przez które każą nam patrzeć. I zadajmy sobie pytanie: czy wiemy dokąd nas prowadzą. I czy leży to w naszym interesie.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments