Czar starej budy 

Mój starszy brat przy okazji odwiedzin zawsze rusza w objazd Ostródy. Nie tyle by zobaczyć jak się miasto zmienia, tylko by ujrzeć ile pozostało z czasów jego dzieciństwa i młodości.  
Na trasie zawsze jest jedno miejsce, budynek przy
ulicy Pieniężnego , w którym mieściło się „jego liceum”. Aktualna siedziba Bażyniaka interesuje go mniej niż „belwederek”, ongiś uczniowska toaleta. Twierdzi, że nadal czuje jej specyficzny zapach – moczu, chloru i papierosowego dymu. 

Też pamiętam tamte zapachy, ale należę do tej grupy uczniów, która chociaż zaczynała na Nowotki to maturę zdawała już w budynku po Kaiser Wilhelm Gymnasium i Studium Nauczycielskim. I z tym budynkiem związane są w większości moje wspomnienia, także już pomaturalne, a nawet przedemerytalne.  

Szkołę tworzą jednak nie budynki a ludzie. To oni nadają jej charakter, tworzą klimat i historię. Nauczyciele łączą pokolenia. I bywa, że ci sami kształcili rodziców i ich dzieci. A może i wnuki. Zwłaszcza w szkołach z 80-letnią tradycją, takich jak Liceum Ogólnokształcące nr 1 im. Jana Bażyńskiego w Ostródzie.   

Bazaniak był i jest rodzajem przepustki w wielki świat. Znakomita część jego absolwentów rusza w ów świat, a ławki zapewniają następni marzyciele o życiowych podbojach. Nikt nie prowadzi statystyk. Ilu z absolwentów zostało lekarzami, sportowcami, prawnikami, oficerami czy naukowcami. Jak kolega z klasy mego brata, chłopak ze Starych Jabłonek, profesor nauk weterynaryjnych w olsztyńskiej ART Józef Szarek, absolwent rocznika 1966, który wspomniał szkolne lata podczas rocznicowej uroczystości. Ich koleżanka ze szkolnej ławy, od roku – niestety – nieżyjąca Krystyna Piątkowska – Orzechowska,  zapisała się pięknymi zgłoskami w historię szkoły jako nauczycielka i wicedyrektorka. Dwoje z kilku tysięcy absolwentów. Wychowani w naszym Liceum sami stali się wychowawcami kolejnych pokoleń. 

Liceum powstało 4 września 1945 roku wśród pogorzelisk spalonego przez radzieckich „wyzwolicieli” miasta, jako gimnazjum dzielące budynek przy Nowotki. Dyrektorem został Ludwik Pelczarski. Pamięta go najstarsza uczestniczka jubileuszowego spotkania w szkolnej auli, absolwentka z 1949 roku, z pierwszego „wypustu”, pani Danuta Sochoń z domu Kowalewska. Dwadzieścia cztery lata później szkoła przeprowadziła się do secesyjnego budynku przy Drwęckiej 2. Dyrektora Karola Szarka (uczył mnie rosyjskiego) zastąpił Jerzy Korkozowicz, który z kolei wpajał mi tajniki polskiego. 

W piątkowej uroczystości wzięło udział kilku z byłych dyrektorów, a organizujący ją obecny dyrektor szkoły Piotr Patejuk zaprosił ich do zabrania głosu w pierwszej kolejności, co spotkało się z aplauzem obecnych. Mogli przypomnieć sobie dawne szkolne wydarzenia. I pewnie słuchając wspomnień Tadeusza Petera (1979 – 1983), Mirosława Mikulewicza (1992-2007) i Dariusza Bujaka (2007-2022) przywoływali obrazy sprzed lat. 

Szczególnie gromkimi oklaskami fetowano Zygfryda „Zygmunta” Bratza, nauczyciela wychowania fizycznego, który w Liceum przepracował 61 lat, więcej niż wiek wielu obecnych na sali. Z pozoru nieśmiały pan Zygmunt potrafił powoli i mozolnie, ale skutecznie przekonać wszystkich dyrektorów, od władczego i (przynajmniej z pozoru) despotycznego Karola Szarka poczynając, by wychowanie fizyczne traktować na równi z „poważnymi” przedmiotami. I w efekcie doprowadził do tego, że w 1973 roku zdobyliśmy mistrzostwo województwa szkół średnich w siatkówce i aż trzykrotnie w piłce ręcznej. Byłem uczestnikiem tych sukcesów, których nie byłoby bez wielkiego duchem i kochanego przez podopiecznych pana Zygmunta. Wielu z nas wiele mu zawdzięcza. Także to, że mimo upływu lat, sześciu czy siedmiu dekad na karku i strzykania w kościach nadal jesteśmy sprawni. 

Z wielką satysfakcją i zadowoleniem przyjąłem kilka dni później informację, że Zygfryd Bratz został rekomendowany – obok Tadeusza Petera i Anny Głowińskiej – do uhonorowania przez Radę Miejską tytułem Zasłużonego dla Miasta Ostródy. Wszyscy oni zasłużyli na to po stokroć. 

Ze wspomnieniami trudno się rozstać. Zwłaszcza, że te ze szkolnych lat pozwalają choć na chwilę znowu być młodszym. A gdy się spotka w gronie klasowym, dokładniej staro-klasowym, napływają one falami, ożywiają wyraziściej. Młodnieliśmy więc w piątek, 26 września, przy kawiarnianych stolikach.  A w sobotę na szkolnym boisku siatkówki uczniowska młodzież przypomniała nam, że skacze wyżej i porusza się z gibkością, która dla byłej młodzieży jest nie do osiągnięcia. Absolwenci, czyli Tadeusz Stachowicz i ja z lat siedemdziesiątych, a także młodsi – lekarz Grzegorz Browarek i Adam Pluciński oraz nauczyciele Paweł Drobisz i Piotr Oliwa z dyrektorem Piotrem Patejukiem, przegrali, ale jednak nie do zera. Z młodzieżą żartów nie ma, młodzież nie odpuszcza.
Wiadomo Bażyniacy. 

I tym sportowym akcentem, w otoczeniu rodzinnego pikniku, zamknęliśmy jubileusz. Za 10 lat kolejny. Znowu odżyje czar starej budy. 

Włodzimierz Brodiuk, matura 1974    

Comments

comments