PiS stawia na kasę

Kończy się kampania wyborcza do parlamentu. Kampania, w której obietnice wyborcze przebił jednak bliski knajackiemu język obelg i znieważania, głównie ze strony rządzącej partii, która uznała, że podstawową szansą na utrzymanie władzy jest wykopanie jeszcze głębszych niż dotychczas podziałów w społeczeństwie budowanych na nienawiści. Uderzono w największe zagrożenie, w osobistego wroga Kaczyńskiego i najbardziej docenianego w Europie polskiego polityka, Tuska, który do polityki powrócił – jak twierdzi – w jednym celu: odsunięcia od władzy PiS i przywrócenia demokracji.

Dyskredytacja przeciwników politycznych cechowała propagandę PiS przez całe osiem lat od kampanii wyborczej 2015 roku. I chyba się już wyczerpała. Bo ile można słuchać, że za PO – PSL Polska staczała się ku upadkowi, pełna była afer i okradania, skoro praktycznie nikogo z przeciwników politycznych nie posadzono za „afery” na ławie oskarżonych i nie skazano. Zbyt mocne zaciskanie pasa w wyniku światowego kryzysu gospodarczego 2008 roku budziło zrozumiałe niezadowolenie, ale odbudowało finanse i gospodarkę państwa. I – co paradoksalne – pozwoliło PiS na zwiększenie wydatków socjalnych i propagandowe pokazanie, że tylko PiS dba o ludzi. ONI nie mieli pieniędzy, a MY – mamy. Tyle, że były to  środki wypracowane głównie w poprzednim okresie.

Zmniejszenie wskaźnika biedy umocniło przekonanie, że PiS dba o najbiedniejszych. I chociaż dziś znowu sytuacja się pogarsza, głównie z powodu inflacji, to jednak władzy udało się wśród swego elektoratu utrzymać przeświadczenie, że to wina pandemii i Putina. A dziś Kaczyński i spółka straszą, że Tusk socjalne dodatki zabierze. I chociaż opozycja deklaruje utrzymanie systemu datków, to jednak kłamstwo działa.

Nie będę przytaczał wachlarza epitetów jakimi obarcza się Tuska, ale warto zauważyć, że uogólnia się je na wszystkich, którzy nie popierają władzy. Z wyjątkiem Konfederacji, która jako jedyna może być koalicjantem partii Kaczyńskiego. Zatem ONI to zdrajcy, chcą sprzedać Polskę Niemcom, zniszczyć kraj. Dotyczy to większości Polaków, bo większość nie popiera obecnej władzy.

Nawet wyborca PiS zauważy, że politycy tej partii boją się jakiejkolwiek dyskusji. Co innego bowiem obrzucać gnojem przeciwnika, a co innego stanąć z nim twarzą w twarz. Każdy wówczas mógłby zobaczyć, że król jest nagi, a twarz bez makijażu propagandy nie prezentuje dobroci. Nawet w TVP Info, gdzie Tusk wypadł blado, Morawiecki potrafił jedynie pokazywać go palcem jako „zło” i insynuując, że Putin przekupił go dzbankiem pełnym złota i srebra. Posypały się memy, że sam jest dzbanem, bo wspomniany dzban został opisany i wymieniony, zgodnie z prawem, w spisie podarunków otrzymanych przez premiera RP.

Nazwany „debatą” spektakl w partyjnej TV został przygotowany jak kolejny spot reklamowy PiS, bez dyskusji, niebezpiecznej dla władzy, wymiany poglądów i wzajemnych pytań. Mimo to Kaczyński wolał wyjechać do Przysuchy „porozmawiać z rolnikami”. O rolnictwie było niewiele, obmawiał jak zwykle Tuska, a szefa Agrounii Kołodziejczaka na „rozmowę” solidna obstawa nie wpuściła.

Charakterystyczną cechą kampanii były wiece wyborcze. Wszystkie otwarte. Opozycji dla każdego chętnego, PiS dla aktywu i wyznawców, za zaproszeniami. Nieproszonych gości, zwłaszcza takich co chcieli zadać niewygodne pytania, wyrzucano bez ceregieli, a na zewnątrz spisywała ich policja za ….zakłócanie porządku. Nie tylko bowiem wynajęci ochroniarze, ale i policja pilnowała polityków władzy.

Nie wiem jaki wpływ na wyborczy wynik będą miały te spotkania, podobnie jak marsze z 4 czerwca i 1 października. Ale także wyborcy PiS, którzy potrafią samodzielnie myśleć, mogli się zastanowić, dlaczego spotkania te i marsze skupiły ludzi zmartwionych, ale jednak uśmiechniętych i życzliwych. I dlaczego na ich wiecach z kolei dominują smutne i zacięte twarze, a uśmiech jest dyktowany żartami prezesa. Dlaczego te spotkania przypominają oblężone twierdze. Przez kogo? Nikt nie atakuje! Ci drudzy chcą tylko normalności. Nie chcą Prawa i Sprawiedliwości, bo chcą przywrócić prawo i sprawiedliwość.

Właśnie o to w tych wyborach chodzi. I to jest głównym polem sporu. Była premier Szydło nawołuje: „Zamknij oczy, zaciśnij zęby i głosuj na PiS”. Brzmi rozpaczliwie, jakby zdawała sobie sprawę, że i jej elektorat czuje się zmęczony rządami prawicy. I uzupełnia: „to tylko cztery lata.” Czyli co? Po kolejnych czterech latach PiS uwolni nas od głosowania? Podobnie jak prezydent Duda uwolnił sąd od osądzenia polityków PiS za nadużycie władzy? Na taką groźbę wskazują nie tylko politycy opozycji, ale także politolodzy. Do „miękkiego”, ewolucyjnego, przejścia do autokratyzmu potrzeba – na co wskazują doświadczenia Węgier i Rosji – trzech kadencji. Obecne wybory są więc ważniejsze niż te z 1989 roku. Tamte wyzwoliły z dyktatury, październikowe mogą nas wprowadzić do dyktatury ponownie.

Kaczyński i PiS zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Stąd tak agresywne działania. Do wygrania wyborów zagoniono nie tylko media rządowe i orlenowskie, ale także spółki Skarbu Państwa i wszystkie instytucje opanowane przez partyjne „tłuste koty”.

Przez osiem lat władza utrwalała stołki „dzieląc się” z narodem. To znaczy – wybranymi grupami. Dane z wyborów wyraźnie pokazały podstawowy elektorat: emeryci, z małych miast i wsi, z wykształceniem podstawowym i zawodowym. Główny bastion – wschodnie i południowo-wschodnie województwa. I to wyznaczało strategię „wspierania” elektoratu. A raczej przekupywania. Taka swoista korupcja. Ja tobie dam, a ty mnie wspieraj.  Stąd trzynasta i czternasta z zapowiedzią piętnastej emerytury. Stąd też kartonowe czeki i inne finansowe „wsparcia”. Upraszczam, oczywiście, bo niektórym socjałom, np. 500+, należy przyklasnąć. Wskazuję tylko na sposób myślenia, który ujawnia się wsparciem uzasadnionym jako: „no, kradną, ale się przynajmniej dzielą”.

Na kampanijny szlak PiS też ruszył ze swoim „coś za coś”. Były znowu kartonowe czeki (tym razem bez żadnego pokrycia, bo w Polskim Funduszu Rozwoju funduszy już nie ma, a niedobór sięga 5 mld). Teraz zaś premier Morawiecki obiecuje po 250 tysięcy dla małych gmin, w których frekwencja przekroczy 60 proc.. Promocja uczestnictwa? Jasne! Ale z równie jasnym przekazem, przecież wypłaci kasę tylko wówczas jak będzie nadal premierem! I po raz kolejny Morawiecki zdradza biznesowe zdolności. Złośliwa opozycja przypomina, że miał je już wówczas, gdy restrukturyzował pegeery, pilotował w WBK sprzedaż  rosyjskiej spółce Azotów, gdy go Tusk zwalniał z funkcji doradcy za mylenie interesów własnych z państwowymi, a dziś wspomagając żonę w pomnażaniu rodzinnego majątku.

Czy znowu sprawdzi się twierdzenie rzymskich cesarzy, że ludowi wystarczy dać chleba i igrzysk? I Kurskiego zapewnienie, że „ciemny lud to kupi”? Zobaczymy już w niedzielę. PiS przez osiem lat stawiał na kasę. Europejskie Igrzyska okazały się klapą. Ale ostatnio Duda zapowiedział (sam z siebie?) organizację Igrzysk Olimpijskich!

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments