Trwa burza wokół filmu „Zielona granica”. Władza nawołuje do bojkotu, co wydaje się być zaproszeniem do oglądania. Tym bardziej, że film zgarnia nagrody na światowych festiwalach – zarówno liberalnym w Wenecji, jak i katolickim w Watykanie. Film o granicy człowieczeństwa.
Przygraniczny pas jest nadal zamknięty dla dziennikarzy. Dlaczego? Wyjaśnienie jest standardowe: bo dziennikarze mogliby ujawnić co się dzieje na granicy. A to mogłoby zaszkodzić władzy.
Film Holland odkrywa sytuację na granicy. Ukazuje ludzkie dramaty: uchodźców, wolontariuszy, pograniczników. Pokazuje zło i dobro. Pokazuje ludzi w kryzysowej sytuacji. Ofiarność i niemożność. To nie jest film polityczny, chociaż ma polityczny kontekst.
Prawie 40 lat temu obelgi, takie same jak teraz, zwaliły się na Holland za film „Zabić księdza”, o zabójstwie ks. Popiełuszki. Tamten film też nie był polityczny, ale miał polityczny kontekst.
Twórcy zazwyczaj obrywają za poruszanie tematów trudnych, opowieści o ludzkich dramatach, rozterkach, o człowieczeństwie. Bo przecież my jesteśmy ci dobrzy, wybrani, szlachetni, a tamci – to przestępcy i złodzieje. Dobre wytłumaczenie dla naszego spokoju sumienia. A Holland ten spokój burzy! A więc jest antypolska, zdrajczynią i miała ojca stalinowca! I tak uspokajamy sumienie.
Co gorzej nie budzi się w nas żadna refleksja, nawet wtedy, gdy cytujemy kogoś o „przerzucaniu” niemowląt przez płot. Jest to dla wielu z nas wyraz zbrodni, przestępstwa. A przecież, o ile to rzeczywiście miało miejsce, to dla mnie jest wyrazem ostatecznej rozpaczy. Tak mogą postąpić wyłącznie ci, którzy liczą na to, że chociaż ono, ta nieświadoma dziecina, w ten sposób przeżyje. Bo dla tego dziecka uciekali przecież przed głodem i wojną!
I zastanawiam się, czy te dziecko nasi dzielni obrońcy granic przerzucili przez te druty z powrotem? I czy żyje jeszcze?
Holland stawia pytanie: czy tak musi być? We Włoszech czy Grecji nie ma hybrydowej wojny wywołanej przez Putina i Łukaszenkę. Tam fale uchodźców są wielokrotnie większe niż na polsko-białoruskiej granicy. Na brzegu morza nie można zbudować drucianych zapór. I nie można wrzucić imigranta do morza. Ba, nie wszystkich udaje się wyłapać i wsadzić do obozu. Nie wszystkich można też odesłać do ich kraju.
Na południu Europy we włoskich obozach tamtejsze europejskie służby imigrantów weryfikują i dokonują selekcji. Wszystkich. Ci co zostają, co uzyskują status uchodźcy, przestają być nielegalnymi. I to ich miała (ma?) dotyczyć relokacja. Kaczyński i jego towarzysze mówiąc o relokacji „nielegalnych” imigrantów mijali się i mijają z prawdą. Kłamliwe jest też referendalne pytanie, bo przed relokacją z południa „chronią” nas, przez najbliższych kilka co najmniej lat, uchodźcy z Ukrainy. Problemu więc nie ma, chociaż jest…
O problem z imigrantami „zadbała” sama nasza władza, wpuszczając masowo i faktycznie bez weryfikacji setki tysięcy imigrantów zarobkowych. W świetle ujawnionych przez niezależne media (TVP Info każdą uwagę o tym problemie nazywa kłamstwem) faktów, proces ten nie jest jedynie wynikiem korupcji w MSZ, ale przede wszystkim nieumiejętności i nieudolności PiS. Nie mogąc sami sobie poradzić ze sprowadzeniem (dodajmy koniecznych dla gospodarki) pracowników, scedowali to na pośredników w takim zakresie, że ci ostatni przejęli kontrolę nad tym kto i za ile dostanie polską wizę.
Dziś Kaczyński z Morawieckim i innymi próbują uciszyć aferę, chwaląc polskie służby specjalne i bagatelizując „przemyt”, który jako pierwsi zasygnalizowali jednak Amerykanie, wykrywając na granicy z Meksykiem polskie wizy. Problem zaniepokoił NATO, bo stworzonym przy udziale polskiego MSZ szlakiem „niby legalnej” migracji mogą dostawać się też terroryści. Bo proceder trwa.
A tymczasem na polsko-białoruskiej granicy nadal rozgrywają się dramaty, których – okazuje się – mógł uniknąć każdy kto miał z 1500 euro na opłacenie polskiej wizy. W ten sposób wizy zdobyło ponad 1300 imigrantów i nagle byczek zagrażający polskiemu państwu okazywał się berbeciem z dziadkiem. Kpię, ale czyż nie jest kpiną z naszego rozsądku i prawdy pytanie się nas o relokację, której nie ma i nie będzie.
PiS atakuje Holland, bo stara się przykryć własną nieudolność i korupcję. Więc wstrzykuje nam adrenalinę emocji pseudopatriotycznych i namawia do bojkotu filmu, bo wie, że ten film też wywołuje emocje, ale nie mające nic wspólnego z nienawiścią i szykaną kogokolwiek, wywołuje odruch serca, pobudza do myślenia. Bez znieczulenia rządową propagandą. A myśleć i zastanawiać się wyborca PiS nie powinien.
Włodzimierz Brodiuk