Ślepota, zbrodnia i nadzieja

Agresja Rosji na Ukrainę udowodniła, że doświadczenia XX wieku zostały zapomniane, przysłonięte wygodą politycznych elit i skłaniających się ku wygodzie dobrobytu społeczeństw. Delikatnie olewano analityków, którzy ostrzegali przed tkwiącym w pozornym uśpieniu rosyjskim imperializmem. Stany Zjednoczone coraz bardziej skupiały uwagę na rosnącej potędze Chin, a Europa uzależniała się od rosyjskiej ropy i gazu. Do Rosji płynęły nie tylko pieniądze, ale także nowe technologie. Ba, toczyły się poważne rozmowy o przystąpieniu Rosji do Unii Europejskiej.

Jest zdumiewające, że politycy Zachodu nie dostrzegali moskiewskich żołdaków w Azji Mniejszej i Afryce, wsparcia przez Rosję praktycznie każdego reżimu w tłumieniu demokratycznych ruchów. Nie było żadnym ostrzeżeniem uderzenie na Gruzję i podporządkowanie Rosji Osetii Południowej i Abchazji. Zachód niby się oburzył, ale po wycofaniu się rosyjskiej armii, nadal hołubił Putina. A ten umacniał się w przekonaniu swej siły i słabości „zgniłego” Zachodu. Po w gruncie rzeczy pozorowanej reakcji na aneksję Krymu i militarne wsparcie separatystów w Donbasie Putinowi wydawało się, że ma otwartą drogę do podbojów.

Interesowna ślepota krajów Europy nie pozwalała dostrzec, że po ideach Gorbaczowa i Jelcyna pozostał w Rosji już tylko pył. Że Gorbaczow stał się zdrajcą, Jelcyn – nieudacznikiem, a umiejętnie sterowana z Kremla propaganda budziła pożądanie odbudowania imperium na miarę Piotra I i Katarzyny Wielkiej. Odebrania tego co zostało zabrane.

W carskiej Rosji kultywowano ideę Wielkiej Świętej Rusi, i wielkiego narodu ruskiego złożonego z Rosjan, czyli Wielkorusinów, Białorusinów i Małorusinów, czyli Ukraińców. Komuniści przejęli tę narrację. A w erze Putina idea ta stała się państwową religią. Historia trzech narodów została dokładnie zakłamana i przypisana jednej nacji. W oficjalnej historiografii nie było na Ukrainie Hołodomoru. Stalin nie zagłodził celowo milionów Ukraińców. Po prostu był nieurodzaj, a głód dotknął także Kubania. Nie było też karnej wywózki buntującego się narodu tatarskiego z Krymu do Azji. Podobnie jak wywiezienia do Rosji  w połowie XVII wieku większości mieszkańców wschodniej Białorusi przez cara Aleksego. 

Historiografia rosyjska jest trwałym i istotnym elementem propagandy. Ongiś modelowała człowieka radzieckiego, dziś – żyjącym znacznie poniżej europejskich standardów milionom Rosjan  – dawać ma poczucie ich wielkości, jako członków wielkiego narodu i potężnego państwa. Nic więc dziwnego że Stalin to bohater. Za najwybitniejszego Rosjanina wszechczasów uważa go prawie 40 proc. Rosjan. Na drugim miejscu jest – a jakże – Putin, który dzieli to miejsce z  Puszkinem. Dziwić może, że poeta pokonał carów.

Po dojściu do władzy Putin systematycznie budował jedynowładztwo. Rosyjska Cerkiew Prawosławna od razu się podporządkowała. Zawsze robiła to co nakazywał najpierw car, a potem każda władza. W kraju, w którym poddaństwo uchodziło i uchodzi za podstawę patriotyzmu, praktycznie wszystkie struktury państwa podporządkowane zostały Kremlowi. Opozycję stłamszono w sprawdzonym komunistyczno-carskim stylu: pałą, wywózką, więzieniem, a jednostki trucizną.

Dziś wiemy, że atak na Ukrainę to końcowy element przygotowań do odbudowy rosyjskiego imperium. Białoruś jest podporządkowana, ale  bez Ukrainy Rosja nie będzie dość silna, by odtworzyć granice ZSRR i stać się na powrót mocarstwem dyktującym światu swe warunki. Potrzebuje Ukrainy z jej potencjałem ludzkim, gospodarczym i żyzną glebą. Tyle, że po ośmiu latach wojny nawet ukraińscy Rosjanie nie chcą Rosji.

Dziś wiemy, że plany Putina wezmą w łeb. Stało się odwrotnie niż chciał. Zjednoczył Ukraińców i uświadomił Zachodowi konieczność jedności, wzmocnił NATO. Okazało się, że nie ma najsilniejszej armii świata, że jego dyktatura przeżarta jest korupcją i moralną zgnilizną.

Tu warto wrócić na nasze krajowe podwórko. Z jednego powodu. Wydawało się, że agresja Putina na Ukrainę, spowoduje otrzeźwienie i władzy, i społeczeństwa. A tak się nie stało. Jako społeczeństwo zdaliśmy egzamin w reakcji na nieszczęście innego narodu. Zadziwiliśmy cały świat. Ofiarnością, pomocą, zrozumieniem. Pokazaliśmy serce. A władza? Władza dostrzegła szansę na umocnienie się. Skrzętnie korzystała z pochwał należnych zwykłym ludziom, przyjmując je „skromnie” dla siebie. Próbowała też kreować się na lidera antyrosyjskiej krucjaty. Czasem z powodzeniem.

Tylko ślepy może nie dostrzegać podobieństw. Putin ma w swoim ręku Dumę, sądy, media, o policji i prokuraturze nie wspomnę. Putin zmienił Konstytucje, ordynację wyborczą, ustawia wybory. Demokratyczne z nazwy struktury są w rzeczywistości wydmuszkami. I uważa się za demokratę. A jest zbrodniarzem, bo każdy despota staje się zbrodniarzem. Mając pełnię władzy każdy z nich nie znosi sprzeciwu i sięga wobec oporu po terror.

Za demokratę uważa się też Kaczyński. On tylko chce zrealizować swoja wizję „demokracji”. Coś na wzór tzw. demokracji socjalistycznej. Doktor socjalistycznego prawa pracy zdaje się zapominać, że była ona dyktaturą. Dyktaturą proletariatu, w której proletariat miał jedno zadanie: miał się zgadzać.

Z rosyjskiej „demokracji” mamy już Sejm niczym Dumę – głosuje jak mu Nowogrodzka każe; mamy partyjną prokuraturę i policję; mamy partyjno-rządowe media; podporządkowaną partii gospodarkę. Mamy też dyskryminację  kobiet i nieheteronormatywnych. Do szkół wprowadza się elementy katolicko-prawicowej indoktrynacji.  Mamy też kłamiących bez żadnej żenady polityków władzy. A na Nowogrodzkiej snuje się projekty utrwalenia władzy poprzez zmianę ordynacji wyborczej.

Jeszcze brużdżą sędziowie, jeszcze nie udało się władzy całkowicie zlikwidować niezależne media, jeszcze wtrąca się Unia. No i przeszkadza Ziobro, któremu marzy się rola Kaczyńskiego.

Polska nie jest jednak Rosją. I nie będzie. Polacy, podobnie jak Ukraińcy, to rogate i niesforne dusze. Po latach zniewolenia łyknęli powiew wolności i nie dadzą się zagnać do proletariackiego kojca. Mimo, że część z nas daje się nabierać na kłamstwa i nie kojarzy, albo kojarzyć nie chce, że to czym rząd ich przekupuje pochodzi z ich własnej kieszeni. Więc mam nadzieję, że klęska putinizmu w Ukrainie doprowadzi do klęski kaczyzmu u nas.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments