Ośmiornica ofiarę oplata, dusi i pożera. Boa dusiciel podobnie. Nie wąż jednak a ośmiornica stała się symbolem określającym system mafijnego działania. Ze względu na to, że „macki” mafii, niczym macki ośmiornicy, wnikają w struktury władzy, polityki, policji, mediów i systemu finansowego. Mafia przekupuje, uzależnia, grozi, a na koniec opornych i nieposłusznych „usuwa”. Po morderstwo sięga w ostateczności i coraz rzadziej. Wystarczy układ powiązań wzajemnych interesów i „swoi” ludzie na stanowiskach.
Żeby była jasność. Nie będę pisał o mafii, ale o samorządzie terytorialnym. W teorii samorząd od mafii rożni dosłownie wszystko. W mafii decyduje w zaciszu swej willi albo zza krat, capo di tutti capi. Dyskusja nie wchodzi w grę. W samorządzie decyzje zapadają jawnie, po dyskusji i wymianie poglądów oraz argumentów, większością głosów. Decyzje i działania mają być transparentne, czyli jawne. Obywatele mają prawo głosu w każdej sprawie, a ich zdanie powinno być brane pod uwagę. Samorządność to najwyższa forma demokracji. Przeciwieństwo mafii. Tyle, że mafia – co udowadnia we Włoszech – potrafi wykorzystać samorząd do własnych celów. Ale jej macki usadawiają się głównie tam, gdzie lokalna społeczność pozwala.
W Polsce klasycznej mafii nie ma. Powiązania polityki i biznesu mają tylko sporadycznie mafijny charakter. Ale jednocześnie w samorządach tworzą się układy powiązań, dyskusje zastępują wytyczne do głosowania, faktyczne decyzje zapadają w zaciszu gabinetów w gronie kilku osób. Uwidaczniający się nepotyzm, obsadzanie stanowisk „swoimi” ludźmi, naginanie przepisów i wykorzystywanie luk w prawie, to przejawy tworzenia UKŁADU. Tworzy się struktura uzależniania i przygotowania do usadowienia się twórców i elity tego UKŁADU u władzy.
Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego w samorządach ukształtował się przez lata patologiczny UKŁAD zależności, który stwarza nierówne szanse wyborów, a pretendentów stawia na przegranej pozycji z aktualnie dzierżącymi władzę wójtami, burmistrzami i prezydentami. Bo ci ostatni dysponują całym potencjałem samorządu, z kasą samorządu włącznie. Stąd pomysł ograniczenia liczby kadencji do dwóch. Niezależnie od jego oceny nie likwiduje on jednak źródeł patologii, a tylko jej efekty. Obcina wierzchołek, pień pozostaje bez zmian.
Głównym elementem rozwoju patologii w samorządach jest brak jawności i wypełniania funkcji kontrolnych przez instytucje do tego ustawowo zobowiązane. Zaczyna się od drobiazgów. Braku reakcji wojewody i jego aparatu na skargi radnych opozycyjnych z gmin i powiatów, tolerowanie naginania prawa i dowolnej interpretacji ustaw. Brak reakcji na informacje o nieprawidłowościach. Organa ścigania nie mają dostatecznej wiedzy o zasadach działania i prawie samorządowym więc, gdy natrafią na trudności skwapliwie korzystają z możliwości umarzania. Odżywa mechanizm „małej szkodliwości społecznej”. Słowem zamiatanie pod dywan kwitnie, a łamiący prawo czują się coraz bardziej bezkarni i umacniają układy powiązań.
Nakazowa kadencyjność piastowania funkcji burmistrza czy wójta to jednak ograniczenie samorządności i to tam, gdzie mieszkańcy mają największy wpływ na wybór władzy. Burmistrza, który „podpadł” mieszkańcom, źle ich zdaniem rządzi, można po prostu nie wybrać. A to on ma faktyczną władzę w mieście. Tylko mieszkańcy mogą go wybrać i tylko mieszkańcy odwołać. O ile zechcą udać się do urn i zagłosować. A powinni to czynić, gdy tylko dostrzegą przejawy niekompetencji i pychy, gdy ujawni się nepotyzm i prywata.
W powiecie mieszkańcy nie mają bezpośredniego wpływu na kształt władzy . Wybierają bowiem radnych, a dopiero oni wybierają starostę i Zarząd Powiatu. O wyborze starosty decyduje więc ten kto ma większość. I rządzi w powiecie ten kto ma większość. Nie zawsze jest to starosta. Bywa, że jest on uzależniony od układu koalicyjnego, w którym główny decydent nie jest nawet radnym.
W radach powiatowych najczęściej wybierani są radni z kilku komitetów wyborczych. Do wyłonienia władzy trzeba więc stworzyć koalicję. Przy zawieraniu porozumienia koalicyjnego dochodzi zaś do różnego rodzaju targów, ujawniają się prywatne interesy, będące potencjalnym zalążkiem kumoterstwa i nepotyzmu. I bywa, że to interesy grupy czy osobiste radnych są ważniejsze od spraw powiatu. Zamiast porozumienia koalicyjnego, zawierającego program, dochodzi do układanki personalnej. Tego bez wprowadzenia bezpośredniego wyboru starosty nie da się uniknąć. Dlatego ważne kogo wybieramy na radnych, jakich ludzi. Bo często wyborcy głosują w ciemno.
Przy wyborach wójta czy burmistrza, chcąc nie chcąc, kandydaci muszą zaprezentować jakiś program, wskazać co chcą zrobić, czemu będą przeciwdziałać, co wspierać. W wyborach do powiatu rzadko kto prezentuje program komitetów wyborczych, a jeżeli nawet, to bardzo często mówi on o zadaniach w terenie najbliższego zamieszkania, które nierzadko nie są zadaniami powiatu.
Mało kto się tym przejmuje. I kandydaci, którzy nie znają programu komitetu i – niestety – wyborcy. Dochodzi więc też do tego, że kandydat krytykuje to, co jego koledzy z komitetu wyborczego robili i chce naprawiać to, co popsuli. Tak jak mój znajomy startujący w jednej grupie z obecnym starostą Wiczkowskim i wicestarostą Winnickim. Chce on doprowadzić do normalności w zarządzaniu szpitalem. Uważa – odmiennie niż obaj wymienieni panowie- że szpital przeżywa trudności, a opieka nad pacjentem się pogorszyła.
Wróćmy do samorządowego UKŁADU. Po wyborach umacnia się on usuwając „samodzielnie myślących” i wprowadzając „swoich”, uzależnionych od trwania UKŁADU, załatwiając pracę krewniakom radnych z UKŁADU i UKŁAD wspierających. Konkursy na stanowiska stają się iluzją. Na zewnątrz tworzy się obraz sprawnej władzy, dbającej o rozwój, podczas gdy ona tylko trwa i o te trwanie tylko dba. A przy okazji dba o kieszeń. Własną.
Teraz przychodzi czas na odpowiednią sprzedaż własnych poczynań, czyli „spacyfikowanie” lokalnych mediów. Głoszą się niezależnymi, ale większość z nich uzależniona jest od ogłoszeń i reklam, a UKŁAD potrafi z tego korzystać i ma kasę. Kasę samorządu i „zaprzyjaźnionych” firm. Spolegliwe media mają się dobrze, krytyczne – zaczynają mieć kłopoty finansowe. Media wolą więc chwalić, unikać krytyki mydlenia ludziom oczu w „sponsorowanych” artykułach. Przestają spełniać rolę cenzora władzy, stając się tej władzy tubą.
I wreszcie nadchodzi czas wyborów. I tu Jarosław Kaczyński ma rację. UKŁAD – rak toczący samorządy jest trudno pokonać. „Elita” UKŁADU dysponuje sporą grupą osób uzależnionych od trwania UKŁADU, ma samorządowe pieniądze na kampanię wyborczą. A że lokalne media wolą się nie narażać, więc propaganda kwitnie. Władza ma same sukcesy, a jak nie ma – to wymyśli, wyolbrzymi. Skłamie wreszcie, bo kto jej kłamstwo zarzuci? Jakiś internetowy portal?
I tylko cicho jest o wyborczych układankach i powiązaniach, o nakazach i zakazach startowania w wyborach.
W następnych tekstach spróbuję odsłonić to co się stara przed wyborcami ukryć.
Oczywiście, na naszym ostródzkim podwórku.
W.B.