To podstawowy dylemat, przed którym stoją dziś lekarze, pielęgniarki i związki zawodowe ostródzkiego szpitala. Mobilizacja załogi i opinii społecznej spowodowała, że pycha i buta władców powiatu ostródzkiego i prezesa szpitala nieco osiadła. W czwartek, 11 maja, tydzień po wstrzymaniu przyjęć nowych pacjentów na Oddział Urazowo-Ortopedyczny, pan prezes zgodził się przywrócić do pracy dwóch zwolnionych lekarzy, pod warunkiem, że oddział wróci do świadczenia pełnych usług. I zaprzestania protestów. Władza, której stołeczki zaczynają w cztery litery zbyt mocno przygrzewać, godzi się spełnić jeden postulat. Po to by odzyskać spokój. A co z pozostałymi? Pozostałe grożą rozpadem politycznej układanki w powiecie i mieście, więc wymusić ich spełnienie łatwo nie będzie. A to oznacza, że do zapewnienia szpitalowi normalnego funkcjonowania droga jeszcze daleka. Wyznaczają ją warunki postawione przez „Solidarność”.
Jeżeli warunki te nie zostaną spełnione, to wszystko wróci do dotychczasowej chorej „normy”. Starosta i prezes idą na to wyjątkowe (i prawdopodobnie chwilowe) ustępstwo tylko z jednego powodu. Panu prezesowi nie udało się wymóc na ordynatorze Wiśniewskim wznowienia przyjęć na oddział i namówić do zastępstw na ortopedii lekarzy z innych szpitali. M.in. z Kętrzyna i z centrum krwiodawstwa w Olsztynie. Nikt też nie uwierzył chyba, przynajmniej nikt o zdrowych zmysłach, że sytuacji na ostródzkiej ortopedii winny jest ordynator oddziału. Tymczasem takie kłamstwo rozpowszechniają pośrednio w wypowiedziach dla mediów i wprost w piśmie wicestarosty Winnickiego do wojewody warmińsko-mazurskiego przedstawiciele władzy powiatowej.
Przyjrzyjmy się machinacjom władzy. W styczniu, nie wiadomo z jakiego powodu, za plecami ordynatora, który w tym czasie był na urlopie, prezes Boniecki zwalnia z trzymiesięcznym wypowiedzeniem dr Małyszko. Oznacza to zagrożenie dla utrzymania ciągłości pracy oddziału, chociaż sytuację ratują jeszcze dwaj opłacani przez Ministerstwo Zdrowia, czyli nie obciążający budżetu szpitala, rezydenci. Dr Małyszko wyrzucono z oddziału z końcem kwietnia. Ordynator Wiśniewski już w marcu 2017 r. występuje do prezesa Bonieckiego aż z trzema pismami informującymi o zagrożeniach funkcjonowania oddziału, gdy choćby jeden z lekarzy będzie nieobecny.
Na żadne pismo prezes Boniecki nie raczy odpisać. Olewa zgłaszane zagrożenia. We wszystkich pismach ordynator pisze, że przez ograniczenie liczby lekarzy „ucierpieć mogą bezpośrednio pacjenci”, że „poszkodowany będzie również szpital”. Dr Wiśniewski zgłasza potrzebę i gotowość do udziału w „opracowaniu działań naprawczych”. Prezes milczy. Nie ma nic do powiedzenia? Czy szpital go w ogóle interesuje? Odpowiedź pada w kwietniu. Pan prezes pokazuje swe zainteresowanie podpisując zwolnienie – i to w trybie natychmiastowym – kolejnemu ortopedzie. I wyjeżdża na wczasy(?). Podejmuje działania typu „naprawa przez zniszczenie”?! Jako znakomity i ceniony przez starostę Wiczkowskiego menadżer powinien zdawać sobie sprawę, że zwolnienie kolejnego lekarza spowoduje odejście dwóch rezydentów, którym uniemożliwi to specjalizację. Tak też się staje. W czerwcu na oddziale zostaną tylko trzej lekarze. Nauczyciele wuefu ze starostwa z takiego zagrożenia mogą nie zdawać sobie sprawy, ale wielokrotny już prezes kilku szpitali?
W tym prymitywnym bezmyślnym działaniu swój udział mają inne persony z układanki „byle utrzymać stołek”. Gdy nie ma prezesa szpitala to – wydawałoby się – zastępować go i reprezentować powinien któryś z prokurentów. Nic bardziej mylnego. Ważniejszy jest specjalista od rozwoju i promotor „racjonalizacji” szpitalnych wydatków, przewodniczący Rady Powiatu pan Paliński. W wypowiedzi dla „Gazety Ostródzkiej” uspokaja: „Jesteśmy gotowi do ustępstw(sic!) i liczymy na to z drugiej strony„. On też (prawdopodobnie, bo nieczytelnie) podpisuje komunikat że „trwają czynności wyjaśniające nieprawidłowości w zakresie funkcjonowania Oddziału Urazowo-Ortopedycznego”. Ktoś kto to napisał przyzwyczajony jest wyraźnie do „wieszania kowala za postępki cygana”.
Kilka dni później nowy komunikat podpisuje już prezes Boniecki. Wrócił z urlopu i podtrzymuje próbę „wieszania kowala”. Prezes „wyraża ubolewanie, że pomimo uprzednich ustaleń z osobą odpowiedzialną za funkcjonowanie Oddziału przed podjęciem działań mających na celu poprawę funkcjonowania oddziału” ordynator (ten odpowiedzialny) wstrzymał przyjęcia bez konsultacji z prezesem. Nieważne czy prezes poinformował ordynatora, gdzie ten ma go szukać. Rzecz w tym, ze to ordynator odpowiada za zdrowie i życie pacjentów na oddziale. To on, nie żaden prezes czy starosta, podejmuje decyzje w sprawie pacjentów. Pan prezes powinien natomiast odpowiedzieć za stworzenie sytuacji zagrażającej pacjentom. Ale chyba w swym zarozumialstwie o tym nie pomyślał. A starosta? A Rada Nadzorcza?
9 maja prezes Boniecki wydaje komunikat już po rozmowie z lekarzami ortopedii, którym proponuje cofnięcie wypowiedzenia jednemu lekarzowi. Na przyjęcie drugiego nie uzyskał zgody. Czyjej? Starosty czy Rady Nadzorczej? To jedyna władza nad prezesem. Wydaje się, że starosty, bowiem w imieniu starosty przychodził wcześniej do lekarzy z tą samą propozycją Wojciech „specjalista” Paliński.
Tymczasem starosta po ogłoszeniu światu, że wobec winnych wyciągnie konsekwencje już w poniedziałek, 8 maja, na wszelki wypadek Ostródę opuścił. Więc może swemu zastępcy polecił wysłanie do lekarzy (innych pracowników i związkowców władza olewa totalnie) dwóch panów W. z Rady Nadzorczej ZPOZ. Niby nie wiadomo po co, bo panowie Wasilewski i Wawrzyński, na wstępie oświadczyli lekarzom, że oni są tylko „od ekonomii”, a na oddziałach się nie znają, ale chcą „poznać i pomóc„. Komu pomóc? Wyjaśniło to pismo wicestarosty pana Winnickiego do wojewody z 9 maja, w którym pisze, że opiera się na doniesieniach prezesa szpitala i przedstawicieli Rady Nadzorczej, którzy „wyjaśnili zaistniałą sytuację„.
I jak sądzicie? Jak „zaistniała sytuacja” zdaniem wicestarosty Winnickiego wygląda? Otóż „nie ma żadnego zagrożenia”, a prezes Boniecki „definitywnie rozwiąże zaistniały problem”. Więc jest problem, ale nie zagrożenie. A kto jest problemem? Wicestarosta Winnicki precyzuje to jasno i dobitnie „działania podjęte przez ordynatora nie licują z misją, do niesienia której się zobowiązał i którego obowiązuje przyrzeczenie lekarskie stanowiące część Kodeksu Etyki Lekarskiej”. Orwell by się nie powstydził. Ale wybitny pisarz nie kłamał, on fantazjował. l nie podjąłby się oceny postawy lekarza, który nie chciał szkodzić pacjentom.. Pan Winnicki, przyzwyczajony do dmuchania w gwizdek wuefista, takich obiekcji nie ma. Świadomie wprowadza w błąd wojewodę, a ponadto jawi się jako znawca sztuki lekarskiej. I zapomina o swym własnym ślubowaniu.
Jemu i innym radnym przypominam co ślubowali: „Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojego powiatu i jego mieszkańców.„
A wracając do tytułowego pytania. Można się dać raz oszukać. Ale ciągle….?
W.B.