I co mi pan zrobi?

Konstytucji nie da się napisać tak, by przewidywała wszystkie patologiczne sytuacje, a prawnicy nie są w stanie przewidzieć co wymyślą chore głowy polityków – komentuje obecne spory polityczne prof. Ewa Łętowska. I trudno się z tą oceną nie zgodzić. Zwłaszcza dziś, gdy na Konstytucję powołują się wszystkie strony politycznych sporów, a szczególnie ta, która  dotychczas za koszulki z napisem KONSTYTUCJA ścigała.

Ogólnie ujmując każda ustawa zasadnicza określa ustrój państwa, kompetencje jego organów państwa, a także prawa i obowiązki obywateli.   Ustrój Polski określa trójpodział władzy na uchwałodawczą (Sejm, Senat) – stanowiącą prawo, wykonawczą (rząd) i sądowniczą – kontrolującą realizację prawa. Niby łopatologia, ale ostatnio mieliśmy do czynienia z degradowaniem tej podstawowej zasady ustrojowej do pustego zapisu. Wykorzystując demokratyczne procedury i mechanizmy Kaczyński – śladem Orbana – postanowił przekształcić ustrój na autorytarny. Coś na wzór PRL.

Przypomnijmy. W PRL też mieliśmy parlament, wybory i sądy, a Konstytucja gwarantowała ochronę praw obywatelskich. Tyle, że demokracja ludowa była w rzeczywistości dyktaturą jednej partii. A demokratyzm objawiał się wyłącznie w nazewnictwie. W III RP zmierzaliśmy ku tej samej treści w innym anturażu. Trzecia kadencja PiS oznaczała groźbę ostatecznej zmiany ustroju Polski. Większość z nas zdawała sobie z tego sprawę i dlatego tak masowo poszliśmy do wyborów.

Na zmianę Konstytucji Kaczyński nie miał szans, musiał więc zmieniać ustrój poprzez ustawy. Do takiego procederu potrzebny był  Trybunał Konstytucyjny.  Zmiana ustawy o TK – przypomnijmy sam Trybunał uznał wówczas tę ustawę za niekonstytucyjną – i odmowa zaprzysiężenia trzech sędziów przez Prezydenta pozwoliło PiS przejąć Trybunał w ciągu roku. Mgr Przyłębska, która nie poradziła sobie z zadaniami sędziego rejonowego, stała się z dnia na dzień najważniejszą ekspertką od Konstytucji.

I tak łamiąc Konstytucję PiS z pomocą prezydenta miał otwartą drogę do władzy absolutnej. Od 2016 roku ustawy PiS zmieniające Konstytucję stawały się, dzięki Trybunałowi Przyłębskiej, „konstytucyjne”.  Trójpodział władzy, podstawowy wskaźnik demokracji, przestał istnieć. Polska weszła w fazę tzw. demokracji dualnej, w której przy pomocy narzędzi formalnie konstytucyjnych (ustawy, Trybunał Konstytucyjny, sądy) budowano autorytaryzm. Konstytucja została sparaliżowana. Prawo zdeprawowane.

Twórcy naszej Konstytucji nie przewidzieli, że dysponując kilkugłosową większością w Sejmie i posłusznym prezydentem, można dokonać ustrojowej rewolucji. Dość zresztą sprawnie. Sejm uchwalał co wódz chciał, prezydent podpisywał w ciemno, a Trybunał pani magister czuwał, by odrzucać każdą skargę na niekonstytucyjność ustaw. I w ten sposób już nie Konstytucja, ale zmieniające jej zapisy ustawy formalnie stawały się prawem.

Zwycięska koalicja demokratyczna, która postawiła sobie za cel przywrócenie ustroju konstytucyjnego, stanęła przed murem niekonstytucyjnych ustaw i instytucji. I nadal posłusznym swej partii prezydentem. Ten klincz ma teraz uniemożliwić powrót do demokratycznego państwa prawa. Bo formalnie i zgodnie z Konstytucją, funkcjonowanie Konstytucji można przywrócić poprzez ustawy. A te prezydent może skutecznie wetować (koalicja nie ma większości zdolnej weto odrzucić) albo odsyłać do TK, gdzie czuwają partyjni nominaci PiS z Przyłębską, Pawłowicz i Piotrowiczem na czele.

Kaczyńskiemu zdawało się, że z fotela na Nowogrodzkiej będzie z zadowoleniem przyglądał się  bezsilnej szamotaninie znienawidzonego Tuska i koalicjantów. Płaszcza nie ma! I co mi pan zrobi? Tyle, że Kaczyński przestaje już być kierownikiem tej szatni. Polacy dali bardzo silny mandat nowej ekipie. Chcą zmiany. Bez oglądania się na formalne przeszkody.

Konstytucja to nie tylko litery, słowa, zdania, pojęcia. To także duch, intencja, wola. I o tego ducha upomnieli się wyborcy.                                                                                                                                                                              

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments