Ponad wszystko – nie dla wszystkich (1)

Prezydent Trump podpisał właśnie zarządzenie zapewniające łapówkarzom bezkarność, o ile będą korumpować w innych krajach i w interesie firm amerykańskich. Moralność i wartości padły na pysk przed interesem. Amerykańskim. A dokładniej tamtejszego oligarchicznego biznesu. Klasyka: skuteczne hasło to takie, które mami wszystkich, a przynosi korzyść wybrańcom.

Wróćmy jednak na własne ostródzkie podwórko, gdzie pół roku po zwycięstwie „dobra ludzi ponad wszystko”  wyborcze hasło nabiera charakteru kontynuacji dotychczasowej praktyki: „ponad wszystko – nie dla wszystkich”.

Od dawna w naszym kochanym mieście władza znajdowała się pod wpływem interesów deweloperów. Tak samo jak w wielu innych miastach. Zwłaszcza takich, które budziły zainteresowania głównie sieci handlowych. Ostródzcy włodarze przez lata nie podejmowali praktycznie żadnych działań zwiększających atrakcyjność inwestycyjną miasta, a zwłaszcza powiększenia obszaru miasta, przynajmniej o tereny, które funkcjonalnie miastem już się stały. W efekcie zielona w PRL Ostróda stała się w III RP betonową. Ostatnie lata natomiast przyniosły pozwolenie na niszczenie ostatnich enklaw środowiska naturalnego chroniącego miasto i jego mieszkańców.

Dzieje się to po cichu, wolno i skutecznie. Na terenach Natura 2000 doliny rzeki Drwęcy, przy Pionierskiej, przy Szosie Elbląskiej i Mrongowiusza. Tymczasem bagniste tereny w obrębie miasta to naturalne zbiorniki magazynujące wodę w czasie suszy i zapobiegające podtopieniom piwnic i zalewaniu ulic w okresach deszczowych, a także naturalne klimatyzatory w czasie upałów. Tworzą też unikalne ekosystemy z unikalną róznorodnością biologiczną. Mieszkańcy i środowiska ekologiczne protestują. Bezskutecznie. Ekolodzy z Ekipy z Bagien wnioskują o podjęcie specjalnej uchwały samorządu tworzącej na wskazanych obszarach – Dolinie Rzeki Drwęcy i  Bagienku przy Pionierskiej – użytki ekologiczne, co pozwoli ochronić je przed ostatecznym zniszczeniem.

Mam nadzieję, że inicjatywa Ekipy z Bagien, wsparta przez mieszkańców, doczeka się realizacji w postaci uchwały Rady Miejskiej, a uchwała zatamuje zakusy deweloperów.  Tymczasem jednak – o ile w ogóle radni raczą uwzględnić społeczną inicjatywę – doświadczenie uczy, że potrzeba będzie także codziennie pilnować przestrzegania  tego prawa. Przecież i dziś mamy ochronę prawną obszarów Natura 2000 czy okolic ujęć wody pitnej, a także prawo wodne. I  co? I biurokracja znajduje sposób omijania tego prawa, umiejętnego interpretowania go w dowolny sposób.

Najpierw jest tworzenie sytuacji nadzwyczajnych potrzeb. Ot, na przykład, trzeba przebudować ujście kolektora, trzeba gdzieś złożyć materiały, a to wymaga wyrównania terenu, czyli nawiezienia ziemi. A jak się już wyrówna to trzeba postawić jakąś szopę, bez związania z gruntem. Tymczasową. Potem sytuacja tymczasowa przekształca się w trwałą, bo przecież i grunt nadsypany, i teren wyrównany. Powrót do poprzedniego stanu – ocenia kolejny ekspert budowlany jest zbyt kosztowny. A ten kawałek zagospodarowania przyrody przecież nie zniszczy. I tak po kawałku niknie naturalna ochrona jakości naszego życia i – to też warto wiedzieć – zdrowia.

Można też inaczej. Na przykład z map znika jakiś rów na jakimś podmokłym terenie. Rowu nie ma, można więc zmienić plan zagospodarowania z użytku rolnego na zabudowę mieszkalną. I taka zmiana w szybkim trybie następuje. Tak samo jak podział terenu na działki. Potem działki wystawia się na sprzedaż.  I chociaż rów znowu się pojawia, to jednak już nie będzie rowem tylko kanałem burzowym. Kanał zaś może zastąpić rura. A jak ma być rura to spokojnie można nawieźć ziemi, podnieść teren i zapomnieć, że był tu jakiś tam, zbudowany do tego przez Niemców, system odwadniający, który chronił istniejącą zabudowę przed podmywaniem.

Do tej ostatniej nienormalnej normalności jeszcze powrócę.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments