Często mówimy, że ktoś kłamie, albo mówi nieprawdę. Niby to samo, a jednak nie. Różnica jest bowiem niezwykle istotna: KŁAMIE TEN, KTO ZNAJĄC PRAWDĘ, PRAWDZIE ZAPRZECZA, A NIEPRAWDĘ MÓWI TEN, KTO PRAWDY NIE ZNA, CZYLI TKWI W BŁĘDZIE. Radny Kowalski zarzuca mi, że go „zdewaluowałem” pisząc na FB „nieprawdę”, a dokładnie umieszczając „nieprawdziwe wpisy”. Przewertowałem tam i z powrotem akt oskarżenia i nie znalazłem ani jednego zarzutu, że „kłamałem”. I tu się pogubiłem. Kowalski żąda dla mnie surowej kary za to, że „tkwiłem w błędzie”? Czemu nie napisał: Brodiuk kłamał?
Kłamstwo to dosadne określenie, zarzucające nieuczciwość. Bliskie mu krętactwo, kłamstwo ma łagodzić, ale według mnie jedynie wzmacnia. Zastanawiam się jak można określić kogoś, kto najpierw zaprzecza, by zdarzenie miało w ogóle miejsce; po chwili stwierdza, że nie pamięta; po czym odpowiada, że być może miało miejsce; po chwili uznaje, że jednak do zdarzenia doszło; a przyciśnięty przez rozmówcę ostatecznie stwierdza, że było i że pamięta? Czy taki gość jest: a/ kłamcą, b/ krętaczem, c/ kłamcą i krętaczem jednocześnie? Istnieje jeszcze odpowiedź d/, ale oznaczałaby ona jednostkę chorobową, więc sobie darujmy.
Przed sądem tak bywa, że jedna strona dopuszcza się kłamstwa. Bo może. Zazwyczaj czyni to, w obronie własnej, oskarżony. W każdej sprawie, oprócz oskarżonego o zniesławienie czyli dewaluowanie. Bo wówczas to on musi udowodnić, że oskarżenie nie ma racji. Idąc tym tokiem rozumowania, rodzi się pytanie, czy w przypadku „dewaluowania” może w błąd wprowadzać sąd sam oskarżyciel? Chyba jednak to nie leży w jego interesie. Ale nie dodać czegoś albo pominąć? Czemu nie?
W każdym osądzeniu jakiegokolwiek konfliktu istotna jest prawda, do której jednak rzadko się dochodzi. Bo prawda to zarówno uchwytne obiektywne fakty, jak i nieuchwytne a subiektywne uczucia, przyczyny, opinie czy intencje. W tej sprawie istotne są fakty (te można ustalić) i intencje. O faktach za chwilę, a intencje były jasne. Kandydując na burmistrza kandydat próbuje ukryć niewygodne dla siebie zdarzenia i własne działania, a w interesie jego oponenta jest to pokazać wyborcom, o ile dotyczą one spraw publicznych. Zawsze uważałem i nadal uważam, że Kowalski nie byłby dobrym wyborem. Intencje są więc jasne. Fakty też.
1. W marcu 2011 dochodzi do przestępstwa molestowania nieletniego w internacie, którym zarządza dyrektor Kowalski. Sprawcy zostają ujawnieni i skazani. Ani do starostwa powiatowego, ani do Warmińsko-Mazurskiego Kuratorium Oświaty nie wpływa żadna informacja o tym zdarzeniu, co jest obowiązkiem służbowym kierownika placówki.
2. Dziewięć miesięcy później dochodzi do kolejnego przestępstwa molestowania tego samego dziecka. Tym razem sprawa nie zostaje zamieciona pod dywan. Budzi zainteresowanie mediów. Kontrolę przeprowadza Kuratorium, stwierdza szereg uchybień i wydaje zalecenia. W styczniu 2013 r. TVN emituje reportaż ujawniając, że to już drugi przypadek molestowania w tym roku w tym samym internacie.
3. We wrześniu 2014 roku dochodzi do trzeciego zgłoszenia o takim samym przestępstwie w tym samym internacie. Kontrola z Kuratorium stwierdza ponownie „istotne uchybienia w działalności placówki”. Zarząd Powiatu podejmuje uchwałę o zwolnieniu dyrektora. Dyrektor zostaje zwolniony. Wojewoda w trybie nadzorczym uchyla uchwałę z powodu niedostatecznej argumentacji i braku zaopiniowania zwolnienia przez Radę Miejską. Kowalski jest radnym. Wojewoda nie podważa argumentacji. Uznaje ją za niewystarczającą.
Decyzja wojewody nie zaprzecza ani ustaleniom Kuratorium, ani ułomności w zarządzaniu internatem. Ale te ogólne fakty mieszczą w sobie znacznie ciekawsze fakty szczegółowe. Niezbyt korzystne dla oskarżyciela. I pewnie bym je pominął, gdyby nie zarzucenie mi, że coś wymyślam, by kogoś kryształowego „zdewaluować”.
Włodzimierz Brodiuk